Żąda się od nas – chrześcijan, żebyśmy porzucili wiarę, wolno nam co najwyżej udawać ludzi wierzących. Co więcej, żąda się tego w imię tolerancji! Czy tak zakłamana tolerancja jest tolerancją autentyczną?
Dopiero w takiej perspektywie można przynajmniej trochę zrozumieć słowa, które Pan Jezus wypowiedział przed Piłatem: „Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie” (J 18,37). Jednak nie wyrywajmy tych słów z ich kontekstu i nie przeoczmy tego, że Pan Jezus – Syn Boży, Bóg prawdziwy – był wtedy sądzony, zlekceważony i potępiony przez ludzi! Taki właśnie jest Bóg! Ponieważ nas kocha, pozwala z siebie szydzić i siebie oskarżać, byleby nas przekonać, że On jest Miłością (por. 1 J 4,8).
Modne dogmaty sceptyków
Dzisiaj postmodernizm ogłasza kapitulację rozumu ludzkiego w stosunku do prawdy. Dostępna jest nam tylko jedna jedyna prawda – twierdzi niezwykle popularny współczesny intelektualista Umberto Eco – ta mianowicie, że ambicja dotarcia do prawdy (w domyśle, do jakiejś prawdy ostatecznej) jest chorą namiętnością i absolutnie powinniśmy ją porzucić.
Jednak już od czasów oświecenia próbowano wymusić na nas – chrześcijanach, ażebyśmy zdegradowali naszą wiarę do poziomu subiektywnych wierzeń, a prawdy wiary potraktowali jedynie jako nasze grupowe przeświadczenia. „Nie mówcie – przekonuje się nas również dzisiaj – że Chrystus odkupił wszystkich ludzi, bo w ten sposób atakujecie ludzi niepodzielających waszych przeświadczeń; wolno wam co najwyżej mówić: Naszym zdaniem, Chrystus odkupił wszystkich ludzi. Nie mówcie: Chrystus zmartwychwstał! – bądźcie bardziej pokorni i mówcie: Naszym zdaniem, Chrystus zmartwychwstał!”.
Ludzie, którzy tego od nas, chrześcijan, oczekują, w gruncie rzeczy żądają, żebyśmy się zaparli Chrystusa prawdziwego, który przyniósł nam prawdę o Bogu – i zastąpili Go jakimś fałszywym Chrystusem naszych subiektywnych przekonań. Niezgoda nas, ludzi wierzących, na zamknięcie wiary w sferze naszych poglądów piętnowana jest jako postawa irracjonalna oraz jako potencjalne źródło fanatyzmu religijnego i zagrożenie dla wzajemnej tolerancji. Słowem, żąda się od nas, żebyśmy porzucili wiarę, wolno nam co najwyżej udawać ludzi wierzących. Co więcej, żąda się tego w imię tolerancji! Czy tak zakłamana tolerancja jest tolerancją autentyczną?
Kiedy jako chrześcijanie dajemy świadectwo prawdzie Ewangelii, nieraz próbuje nam się zamknąć usta pytaniem: Czy ty masz monopol na prawdę? Pytanie to jest aroganckie, bo kryje w sobie zarzut, że uznajemy coś za prawdę tylko dlatego, że to właśnie my ją głosimy, albo że czujemy się jej właścicielami, którzy poznali ją całą i do końca. A przecież nawet w odniesieniu do prawd naturalnych, jeżeli mamy po temu obiektywne podstawy, wolno nam wypowiadać je z pewnością. Kiedy ktoś twierdzi, że nietoperze są ptakami, niemądry byłby pluralizm nakazujący nam odstąpienie od dotychczasowej pewności, że przecież są to ssaki. Dlaczego zatem takiego pluralizmu żąda się w rozmowach religijnych?
Ustępstwo wobec takiego żądania byłoby równoznaczne z tym, że naszą wiarę przestajemy traktować poważnie i uznajemy ją tylko za jedno z czysto ludzkich – wątpliwych i niepewnych – mniemań. Owszem – że przypomnę myśl Błażeja Pascala, przytoczoną przez Jana Pawła II w encyklice Fides et ratio – ona może być do ludzkich mniemań zewnętrznie podobna, tak jak Eucharystia jest podobna do zwyczajnego chleba, ale przecież różnica między prawdą przyniesioną przez Chrystusa a ludzkimi mniemaniami jest taka, jak między niebem i ziemią.
Strażnicy prawdy
O jeszcze jednej próbie podważenia prawdy przyniesionej nam przez Chrystusa trzeba wspomnieć. Skąd możemy mieć pewność – pytają niekiedy ludzie niewierzący – że Kościół głosi autentyczną naukę Chrystusa? Chrześcijaństwo istnieje już dwa tysiące lat, toteż prawda przyniesiona przez Chrystusa mogła już wielokrotnie ulec przeinaczeniu!
Otóż gdyby Chrystus Pan nie był Synem Bożym, zarzut ten byłby w pełni słuszny. Ale przecież po to Ojciec Przedwieczny przysłał nam swojego Syna, aby przez Niego łaska i prawda przyszły do wszystkich ludzi (por. J 1,17). Zatem trudno sobie wyobrazić, żeby Bóg obdarzył nas swoją prawdą, przeznaczoną dla wszystkich ludzi, i nie zadbał o to, aby nie została ona w ciągu pokoleń zagubiona lub przeinaczona. Z całą pewnością zatroszczył się On również o to, abyśmy – my, ludzie wszystkich kolejnych pokoleń – wieść o Jego miłości do nas mogli otrzymywać w postaci autentycznej i nieomylnej.
Po to, żebyśmy mogli w Niego wierzyć prawdziwie, Chrystus Pan założył Kościół. Kościołowi zaś dał Ducha Świętego, który nas „wszystkiego uczy i przypomina wszystko, co On powiedział” (J 14,26). Na widzialnych strażników przyniesionej przez siebie prawdy Chrystus Pan powołał w Kościele apostołów oraz ich następców, bo to do nich – zwyczajnych, ułomnych ludzi, ale umocnionych do tej posługi przez samego Ducha Świętego – odnoszą się Jego słowa: „Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi; lecz kto Mną gardzi, gardzi Tym, który Mnie posłał” (Łk 10,16). •
Jacek Salij – ur. 1942, dominikanin, duszpasterz, profesor teologii UKSW, autor wielu książek i artykułów, mieszka w Warszawie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.