Z dr. inż. Antonim Ziębą, współzałożycielem Krucjaty Modlitwy w Obronie Poczętych Dzieci, prezesem Polskiego Stowarzyszenia Obrony Życia Człowieka rozmawia Łukasz Kaźmierczak
Panie Inżynierze, w jaki sposób technik zostaje obrońcą życia?
– Jest rok 1979, wyjeżdżam na praktykę inżynierską do Wiednia. W tamtejszym kościele Chrystusa Króla dostrzegam w gablocie ogromne czarno-białe zdjęcia ciał dzieci abortowanych w szóstym miesiącu ciąży, leżących w workach na odpady. Wstrząs jest niesamowity.
Zaraz potem wraca Pan na Politechnikę Krakowską.
– I dostaję drugi sygnał. Otóż ktoś podrzucił mi wydaną w drugim obiegu broszurę
śp. ks. Tadeusza Dzięgiela, wielkiego obrońcy życia, w której podał on rzetelny szacunek skali aborcji w ówczesnej Polsce: 800 tys. rocznie. To był dla mnie nawet większy wstrząs niż ten wizualny. Jestem człowiekiem praktycznym, inżynierem, a inżynierowie komunikują się za pomocą dwóch rzeczy: rysunku i liczb. Wyciągnąłem więc kalkulator, podzieliłem tę liczbę przez 365 dni w roku i wyszła z tego rzeka krwi: ponad
2 tys. dzieci każdego dnia. Wtedy już wiedziałem, że muszę się zająć tą sprawą.
W środku komuny? Tak po prostu?
– A kto powiedział, że będzie prosto? Na szczęście Pan Bóg od razu postawił na mojej drodze przyjaciela pracującego na tej samej Politechnice Krakowskiej, dr. inż. Adama Kisiela, który także czuł powołanie do obrony życia. Mieliśmy dużo zapału, ale żadnego dobrego pomysłu. Wypiliśmy wspólnie chyba beczkę kawy i nic. Wszystko zmieniło się za sprawą pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski. Najpierw 7 czerwca 1979 r. Ojciec Święty w Kalwarii Zebrzydowskiej zaapelował o modlitwę, mówiąc, że „jest to wezwanie najważniejsze, najistotniejsze orędzie”. Dzień później, przemawiając w Nowym Targu, papież wypowiedział zdanie, które zmieniło całe moje życie: „I życzę, i modlę się o to stale, żeby rodzina polska dawała życie, żeby była wierna świętemu prawu życia”.
Tak zrodził się pomysł Krucjaty Modlitwy w Obronie Dzieci Poczętych – najpierw wśród pracowników naszej politechniki, a potem zaczęło się to rozszerzać coraz dalej i dalej.
Inżynierski umysł nie podpowiadał, że szanse na sukces są, delikatnie mówiąc, mizerne?
– Oczywiście, podpowiadał. Od początku mieliśmy świadomość, że będziemy prosić Pana Boga o dwa wielkie cuda. Postawiliśmy sobie dwa cele: po pierwsze, obudzić sumienie narodu i uwrażliwić na wielką i nienaruszalną wartość i godność życia człowieka. Pytanie tylko, jak to zrobić w warunkach całkowitej cenzury? Każda wzmianka na temat życia poczętego była wówczas ucinana i to do tego stopnia, że nie mogłem nawet opublikować zwykłego zdjęcia dziecka w trzecim miesiącu od poczęcia.
Bardzo to komunistów raziło.
– Tak, to było zupełnie niepojęte. Cały aparat propagandy skupił się na powtarzaniu kłamstwa, że aborcja jest postępowa i demokratyczna, a dziecko w brzuchu to bezkształtna, galaretowata masa.
A drugi cud?
– Nasza druga prośba do Wszechmocnego Boga dotyczyła anulowania i zniesienia ustawy aborcyjnej z 27 kwietnia 1956 r. To już w ogóle wydawało się niewykonalne. Pomógł nam jednak dar wiary połączonej z dawkę logicznego myślenia inżynierskiego.
To ci dopiero połączenie!
– Za to jakie skuteczne! Mój ulubiony apostoł, św. Paweł, mówił: „Gdzie wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska”. A zatem logiczne myślenie na bazie wiary podpowiada, że jeśli codziennie ginie 2,5 tys. dzieci nienarodzonych, to jest to ogromny, straszliwy grzech. Logicznym więc jest, że jeżeli Pan Bóg dopuścił do tak wielkiego grzechu, to przygotował także potencjalnie ogromną łaskę do eliminacji tego zła.
Faktycznie, logiczne.
– No i teraz sprawa jest już bardzo prosta. Wystarczy tylko podjąć współpracę z tą łaską, a będą się działy cuda. I tak się rzeczywiście stało. 12 lat później, w nowych warunkach politycznych, Sejm anulował zbrodniczą ustawę i przyjął prawo chroniące życie, niedoskonałe, ale jednak stanowiące przełom cywilizacyjny w skali świata. I to nie jest żadna przesada. Dzisiaj Polska jest uznawana za jednego z liderów budowy cywilizacji życia.
O czym świadczą dobitnie Pańskie ulubione liczby.
– W ustawie z 1993 r. strona komunistyczna wymogła zapis zobowiązujący rząd do corocznego przygotowania raportu o działaniu ustawy. Oni myśleli, że w ten sposób będą mieli argument na to, jak nieskuteczne jest ustawodawstwo antyaborcyjne. Tymczasem ten zapis okazał się błogosławieństwem. Co roku rządowe agendy przygotowują taki raport i co roku okazuje się, że liczba aborcji maleje albo utrzymuje się na podobnym, niskim poziomie. Przy czym generalnie, w sensie faktograficznym, te raporty są naszym zdaniem rzetelne.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.