Polski ksiądz w Czechach

Życie duchowe 3(72)/2012 Życie duchowe 3(72)/2012

Kiedy w sierpniu 1992 roku przyjechałem do Kurii w Pradze, by omówić szczegóły, wikariusz generalny wziął mnie do samochodu, zawiózł na moją przyszłą parafię i zostawił. Powiedział, że udziela mi wszelkich potrzebnych jurysdykcji, pobłogosławił i pojechał.

 

Ilu jest w Czechach praktykujących katolików?

Z nieco ponad dziesięciu i pół miliona mieszkańców Czech jedna trzecia deklaruje, że wierzy w Boga, z tego 30 procent uważa się za katolików. Kościół katolicki ma dominującą pozycję, ale w stosunku do całego narodu stanowi mniejszość. Podaje się, że zaledwie 5 procent mieszkańców Czech to katolicy. Czeski Kościół katolicki jest jednak Kościołem rosnącym. Powoli, ale rosnącym. Widzę to, odwiedzając parafie, w których zaczynałem moją duszpasterską posługę przed dwudziestu laty. To są żywe wspólnoty. Kościoły wypełniają rodziny z dziećmi, jest młodzież, są ministranci. Katechumenat dorosłych wydaje owoce i wiernych przybywa.

W Polsce jest obecnie bardzo silny trend antykościelny, zwłaszcza wśród polityków i ludzi młodych. Czy w Czechach też się z tym zjawiskiem spotykacie?

Z silną niechęcią i uprzedzeniami mieliśmy do czynienia na początku lat dziewięćdziesiątych, co wiązało się jeszcze z dziedzictwem poprzedniego okresu, kiedy z Kościołem walczono i deprecjonowano wszystko, co się z nim wiązało. Dziś Kościół i religię traktuje się jako rzecz naturalną dla nowoczesnego społeczeństwa. Ważne uroczystości Kościoła katolickiego są na przykład transmitowane przez publiczną telewizję i uważa się to za coś oczywistego. Katolicy są przecież obywatelami tego kraju, płacą podatki i mają prawo do swoich programów, tak samo jak osoby niewierzące.

Skąd więc, zdaniem Księdza, taka wrogość do Kościoła w tradycyjnie katolickiej Polsce?

Szczerze mówiąc, wydaje mi się, że ma to związek z arogancją władzy wypływającej z pozycji Kościoła w Polsce. W Polsce przez długi czas księża mieli silną pozycję, a to demoralizuje. Jeśli nie ma mechanizmu samokontroli, to swojej władzy się nadużywa. Powiem może ostro, ale tendencje antyklerykalne w Polsce mogą paradoksalnie pomóc w zmianie sytuacji. Ludzie po prostu są rozczarowani postawą wielu księży. Trzeba jednak przyznać, że niejednokrotnie wierni w Polsce sami ich „psują”. Najpierw stawiają księży na piedestał, obdarzają wieloma przywilejami i nadmiernym zaufaniem, a potem mają pretensje, że księża z tych przywilejów korzystają.

Ludzie wynoszą księży na piedestał, ale nie po to, by czerpali z tego korzyść dla siebie.

Nie każdy ksiądz jest jednak na tyle dojrzały duchowo i moralnie, by w takiej sytuacji pozostać pokornym, i nadużywa tego. Niejednokrotnie towarzyszy temu arogancja. Przyzwyczajeni jesteśmy do wymagania posłuszeństwa w sprawach, które posłuszeństwa nie wymagają. Uważamy, że mamy do tego prawo, bo jesteśmy księżmi, proboszczami, przełożonymi… To nie budzi sympatii i stąd łatwo o antyklerykalizm. Tylko że – jak mówię – to może być szansa dla księży, impuls do zmian.

Dziś Polacy wiele podróżują, zwłaszcza młodzi, widzą, jak jest w innych krajach, nie są już tak bezkrytyczni wobec księży jak chociażby ich rodzice, mają odwagę mówić o tym, co im się nie podoba, i dają temu wyraz, na przykład nie chodząc do Kościoła albo głosując na polityków krytykowanych przez księży na ambonach. Pamiętajmy jednak, że przyczyną tego jest nie tylko sytuacja w Kościele, ale w ogóle sytuacja na świecie. Społeczeństwo się zmienia i nie mamy na to wpływu.

Ma Ksiądz doświadczenie pracy w Kościele polskim i czeskim. Jak oba te Kościoły mogą się wzajemnie ubogacać? Czego na przykład mogą nauczyć się polscy księża od czeskich i odwrotnie?

Polscy księża, którzy przybyli do Czech w latach dziewięćdziesiątych, byli bardziej otwarci niż księża czescy. Potrafili z każdym rozmawiać i zjednywać sobie ludzi z różnych środowisk. Nie mieli na przykład trudności w nawiązywaniu kontaktów z władzami samorządowymi. Czescy księża mieli w tej kwestii wiele uprzedzeń wynikających z obciążeń historycznych. Władza to byli dla nich ludzie, którzy prześladowali Kościół. Dlatego parafie, w których pracowali, pozostawały odizolowane w swoistym getcie, w którym zamknęli wierzących komuniści. Polscy księża, jak tylko zaczynali pracę w parafii, szli najpierw do burmistrza lub sołtysa i pytali, co można razem zrobić. A można było naprawdę dużo dobrego zrobić, bo władze lokalne były otwarte i życzliwie nastawione.

Kiedy zacząłem pracę w Mníšku pod Brdy, zaraz na początku na plebanię przyszedł przywitać się i przedstawić burmistrz miasteczka. Od razu zwrócił się do mnie z prośbą w imieniu mieszkańców, by przywrócić w Wigilię pasterkę. Poprzedni ksiądz zaprzestał odprawiania Mszy w noc Bożego Narodzenia ze względu na chuligańskie wybryki, a mieszkańcy, choć w ogromnej większości niewierzący, chcieli mieć pasterkę, bo dla nich to element świąt. Zapytałem, czy władze pomogą w utrzymaniu porządku w czasie Mszy, by nie przeszkadzali w niej miejscowi chuligani. Burmistrz zapewnił mnie, że wszystko będzie załatwione, i rzeczywiście podczas pasterki wejścia do kościoła pilnowali niczym bramkarze pracownicy urzędu miejskiego, a wokół kościoła chodziła policja.

Natomiast polscy duszpasterze mogliby się nauczyć od czeskich księży bardziej zindywidualizowanego duszpasterstwa. Trzeba podejmować wysiłek, by aktywizować wiernych świeckich i sprawiać, by ich życie duchowe nie ograniczało się jedynie do życia sakramentalnego. Nie dowiemy się, czy jest na taki typ duszpasterstwa zapotrzebowanie, jeśli nie będziemy wychodzić do wiernych z nowymi propozycjami, uczyć ich czegoś nowego, oswajać z nowymi smakami. Nowe rzeczy na początku nie muszą smakować, ale z czasem zaczynamy się nimi delektować. Trzeba tylko podjąć wysiłek.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...