Tracona szansa czy zapowiedź wiosny? Przygotowanie do małżeństwa w Kościele

Przegląd Powszechny 9/2012 Przegląd Powszechny 9/2012

Nie żyjemy już w państwie totalitarnym i dziś nikt nie zakazuje ewangelizacji. Czy będziemy potrafili przestrzec młodych przez życiowymi błędami i dać im nadzieję, że wielka miłość jest możliwa?

 

Dopiero z czasem poradnictwo rodzinne przestało być tylko jednostką specjalną od „gaszenia pożarów” wywołanych ustawą legalizującą aborcję, a coraz więcej energii mogło angażować w pozytywną pracę nad przygotowaniem do małżeństwa. W Warszawie w tworzenie tego typu poradnictwa rodzinnego zaangażowana była Teresa Strzembosz, która organizowała ogólnopolską sieć poradnictwa rodzinnego przy parafiach.

Nietrudno się domyślić, że w tamtych czasach w przygotowaniu do małżeństwa prym wiodły duszpasterstwa akademickie. Kiedy studenci zaczynali dobierać się w pary i myśleć o wspólnej przyszłości, wiadomo było, że przy takich ośrodkach mogą znaleźć najlepszą pomoc. Pamiętam, jak mój brat w latach osiemdziesiątych odbywał takie przygotowanie z narzeczoną podczas studiów we Wrocławiu w tak zwanej Maciejówce.

Poeci i grafomani

Gorzej natomiast bywało w parafiach, bo tam zdarzały się różne „kwiatki”, jak konstatacja, że „ojcostwo to świadomy akt refleksji”, o czym na parafialnym kursie przedmałżeńskim dowiedział się na przykład Adam Nowak, lider zespołu „Raz, dwa, trzy”, podczas przygotowania do małżeństwa. Wiele oczywiście zależy od osób, które się zajmują tą dziedziną. Znajomy proboszcz zlecił tę działkę wikaremu, zobaczył, że ten wypuścił uczestników kursu po dwudziestu minutach, i wiedział, że lepiej będzie, kiedy katechezy przeprowadzi sam… Miał bowiem świadomość, że przygotowanie do małżeństwa jest wielką szansą dla Kościoła – może nawiązać kontakt z młodymi i wesprzeć ich w ważnych decyzjach.

Znajome małżeństwo opowiadało mi, że podczas katechez przygotowujących do małżeństwa prowadzonych przez osobę świecką usłyszeli pytanie, co by zrobili, gdyby zostali zdradzeni. Narzeczona odpowiedziała, że nie bierze takiej opcji pod uwagę. Wtedy prowadzący nachalnie przekonywał ją, że w takiej sytuacji powinna przebaczyć, bo to jest właściwa postawa chrześcijańska. Pomijam tu ewangeliczną naukę o przebaczeniu, która jest słuszna, ale emocjonalne molestowanie narzeczonych takimi hipotetycznymi pytaniami na pewno nie należy do obowiązków doradcy rodzinnego.

Inna mężatka opowiadała mi, że chcąc rozwiązać problemy w małżeństwie trafiła do przyparafialnej poradni rodzinnej i tam usłyszała, że… „powinna bardziej zaufać Bogu i się modlić”. Znowu, żeby być dobrze zrozumianym, dodam, że nie mam nic przeciw modlitwie i zawierzeniu, ale w poradni rodzinnej należałoby oczekiwać nieco bardziej kompetentnej pomocy w myśl znanej sentencji świętego Ignacego Loyoli, który mawiał: Rób tak, jakby wszystko zależało tylko do ciebie, a ufaj tak, jakby wszystko zależało od Pana Boga.

Powyższe przykłady są ilustracją trudności, jakie ciągle napotyka rozwój poradnictwa rodzinnego przy parafiach. Dobrze jednak, że takie poradnie powstają i że angażuje się w ich prowadzenie coraz więcej osób, które nierzadko kończą nawet różnorakie studia nad małżeństwem i rodziną. Problemem natomiast pozostaje to, że nie zawsze zdobyta wiedza przekłada się na praktykę doradczą. Proboszczom pewnie też łatwiej jest zatrudnić za „Bóg zapłać” pobożną kobietę, niż poszukać do poradni profesjonalisty, który zwykle jest droższy.

Czas charyzmatyków

Poza instytucjonalnym trybem rozwoju poradnictwa rodzinnego i przygotowania do małżeństwa dużo dobrego dzieje się tam, gdzie działają charyzmatycy. Nie myślę tylko o uczestnikach Odnowy w Duchu Świętym (choć i wpośród jej uczestników takie osoby się znajdą), ale o ludziach, którzy niesienie pomocy narzeczonym i małżonkom traktują jako rodzaj misji. W Polsce jest już sporo takich osób i one stanowią autentyczny skarb Kościoła. Na pewno w tej dziedzinie największe zasługi ma rekolekcyjny Ruch Spotkań Małżeńskich, który w Warszawie kilkadziesiąt lat temu rozpoczynał działanie pod kierunkiem Ireny i Jerzego Grzybowskich, a dziś dorobił się już wielu podobnych ośrodków działających w różnych miastach Polski. Na Śląsku podobną działalnością od lat zajmują się państwo Maliccy, którzy prowadzą między innymi rekolekcje w domu rekolekcyjnym księży jezuitów w Czechowicach-Dziedzicach.

Ruch Spotkań Małżeńskich prowadzi zarówno rekolekcje dla małżonków, jak i tak zwane wieczory dla zakochanych, którymi zajmuje się zwykle cały zespół osób: małżonkowie i duchowni. Pierwsi dają liczne świadectwa, które uprzedzają wiele problemów komunikacyjnych, jakie mogą zaistnieć w toku budowania bliskiej relacji (zwłaszcza po wspólnym zamieszkaniu po ślubie), drudzy wprowadzają w liturgię. Właśnie tam odbyłem swój kurs przedmałżeński wraz z żoną. Po kilku latach wybraliśmy się także na rekolekcje dla małżeństw organizowane przez ten ruch.

Kobieta i mężczyzna to dwa różne światy. Potrzeba wiele wysiłku i kompetencji, by wzajemnie się rozumieć i na bieżąco rozwiązywać konflikty. Inaczej będą się one nieustannie nawarstwiać – w skrajnych wypadkach aż do całkowitego przesłonięcia małżeńskiej więzi. Spotkania Małżeńskie, jak i praktyczna znajomość psychologii komunikacji (której przeszczepienie do Polski i popularyzację zawdzięczamy między innymi dr Elżbiecie Sujak), grają kluczową rolę w dojrzałym budowaniu relacji narzeczeńskiej i małżeńskiej. Są świadectwem troski Kościoła o narzeczonych i małżonków. Dobrze by było, gdyby podobna atmosfera towarzyszyła innym kościelnym inicjatywom.

 

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...