Scenariusz czekał prawie osiem lat na realizację, a jeśli chodzi o prace Grossa, to ich emocjonalność zaważyła na odbiorze książek. Nie ulega jednak wątpliwości, że fakty podane przez autora Sąsiadów są prawdziwe i, nawet jeśli zawyżył on nieco liczbę ofiar – co wytykają mu niektórzy historycy – to z mojego punktu widzenia nie ma to żadnego znaczenia. Zbrodnia jest zbrodnią, nie da się jej wymazać z historii Polski.
Ksiądz: Bracia, niesieni jakimś niezrozumiałym porywem dochodzenia prawdy, rozpoczynają prywatne śledztwo, które przemieni ich życie na zawsze, a nawet doprowadzi do nowej tragedii – być może okaże się ona dla mieszkańców wsi oczyszczeniem ze strasznej i nieodpokutowanej winy.
Pasikowski stopniuje napięcie, żeby w końcówce osiągnąć apogeum. Jego film przejdzie do historii choćby z powodu trzech scen. Chodzi o rozmowy Józka i Franka ze starymi ludźmi, świadkami wojennej tragedii. Najpierw w szpitalu rozmowa ze starą Palkową (Maria Garbowska), która udaje, że już niewiele pamięta, a może rzeczywiście nie pamięta, wspomina jednak pięknych żydowskich chłopców, a w jej zmęczonych oczach pojawia się uśmiech. Mówi też: „ja Żydków, jak inne, nie sprzedawałam”. Potem bracia spotykają starą zielarkę (Danuta Szaflarska), która we wstrząsającej „spowiedzi” nie pozostawia żadnych złudzeń, co do tego, jaka była prawda. I wreszcie scena kulminacyjna, najważniejsza – przyznam się, Kasiu, że jakiś prąd przeze mnie przeszedł, kiedy Franek i Józek dowiadują się, co się naprawdę wydarzyło w ich wsi, jak zostali zamordowani jej żydowscy mieszkańcy.
Pasikowski wie, że epatowanie okrucieństwem i trupami już dzisiejszym widzem nie wstrząśnie, pokazuje więc człowieka obnażającego swój grzech i swoją zbrodnię. Oto bracia „przesłuchują” starego Malinowskiego – w czasie wojny sołtysa wsi. W tej epizodycznej roli występuje nieznany szerszej publiczności, a znakomity w tej roli – Robert Rogalski. Nie, to nie epizod, to kreacja, którą zapamiętuje się na zawsze. Stary człowiek jakby w konwulsjach wykrzykuje braciom: „Bajki pieprzyta, Kaliny, bajki”. I wypluwa z siebie całą prawdę.
Kobieta: Spotkanie z Malinowskim to scena wstrząsająca – bracia zostają prawdą, której z taką determinacją dochodzili, wręcz opluci. Bo to jest prawda potworna, miażdżąca, potrafiąca w jednej chwili przeskalować w człowieku dotychczas wyznawane wartości. Niezwykłość tej sceny polega także na tym, że również my – widzowie – stajemy się jej bohaterami.
Kiedy czytałam o zbrodniach Polaków dokonywanych podczas ostatniej wojny na Żydach w Jedwabnem, podkarpackiej Gniewczynie czy innych jeszcze miejscach, stawiana byłam w sytuacji – zachowując oczywiście proporcje – w jakiej znaleźli się bohaterowie Pokłosia w chwili konfrontacji z Malinowskim. W pierwszym odruchu – podobnie jak Józek Kalina – też chciałam gdzieś przed tą prawdą uciec. To reakcja zrozumiała – protest wobec tak straszliwych zdarzeń wyraża się często w sposób nie tylko psychologiczny, ale wręcz fizjologiczny. Źle jednak, kiedy w odpowiedzi na tę tragiczną prawdę natychmiast przywołujemy – jak to często ma miejsce podczas naszych dyskusji na ten temat w Polsce – zdarzenia sytuujące się po jasnej stronie prawdy, a symbolizowane np. przez Irenę Sendlerową czy rodzinę Ulmów. Na szczęście w naszej historii z czasów ostatniej wojny jest również wiele jasnych punktów, nie można ich jednak traktować jako przeciwwagi dla tych mrocznych, a co więcej przywoływać jako okoliczności łagodzących.
Ksiądz: Pasikowki nie zrealizował filmu o Żydach, tylko o Polakach i o prawdzie.
Ciągle słyszę wrzeszczącego sołtysa Malinowskiego: „Taką prawdę chcecie ludziom mówić, taką prawdę? No to udławta się nią”. Tu nie można uciec przed pytaniem, jak głosić prawdę, która jest tak porażająca, jak ta wyjawiona przez Malinowskiego Kalinom. Bo prawda może nas oczyścić, ale może też zniszczyć. Zależy kto, w jaki sposób i dlaczego ją ujawnia. Pokłosie Władysława Pasikowskiego to wielkie oczyszczenie. I wielki triumf tego reżysera. Pozostaje w oczach widzów obraz podpalonej stodoły i płonących łanów zboża, w których Józek ukrył macewy.
Franek Kalina argumentuje: „ten świat jest kurewski i my tego nie poprawimy. Ale przynajmniej nie przykładajmy do tego ręki”. Efektownie to brzmi, ale czy prawdziwie? Na jednym z portali przeczytałem, że jest to film antypolski, a napisała to osoba, która filmu nie widziała, ale ona już wie. Jeżeli takie zarzuty zostaną postawione po premierze, to znaczy, że ktoś w Polsce oszalał.
Kobieta: Zarzuty o antypolskość Pokłosia stawiają również niektórzy z tych, którzy film już widzieli. To nie jest mój zarzut, w końcu jednak sformułowałam sobie, Andrzeju, na czym polega mój kłopot z filmem Pasikowskiego.
Moją wątpliwość budzi nie porażająca prawda, której dokopują się – również w dosłownym znaczeniu tego słowa – bracia, ale sposób, w jaki przedstawiona została w Pokłosiu wiejska społeczność. Sąsiedzi Józka Kaliny – znający go od dziecka, niemal w całości wrogo nastawieni do niego, a potem również do jego brata – przedstawieni zostali jako prymitywny tłum, gotowy do przemocy, a w końcu zbrodni. I problem nawet nie w tym, że ta wrogość ostatecznie doprowadzi do brutalnego morderstwa – ono wpisuje się w gatunek filmu i poza tym ma wymiar symboliczny. Moja wątpliwość polega na tym, że w postawy sąsiadów Józka Kaliny wpisano te należące do ich żyjących w wojennych okolicznościach rodziców czy krewnych. A przecież akcja Pokłosia dzieje się współcześnie!
Rozumiem intencje autora, który chciał potworną prawdę wypowiedzieć językiem odpowiednim do jej skali i swoim filmem niejako wypluł ją nam w twarz. Daję również twórcy prawo do wyostrzonego spojrzenia na rzeczywistość, trudno mi jednak zgodzić się na jednowymiarowość i istotne uproszczenie w przedstawianiu spraw tak skomplikowanych, jak np. relacje polsko-żydowskie i winy, jakich w strasznych czasach Holokaustu Polacy dopuścili się wobec Żydów. Trudno mi się na to zgodzić, bo te uproszczenia niejeden już raz przeszkodziły w dochodzeniu prawdy o tamtych zdarzeniach, a w Pokłosiu są tym dotkliwsze, że właśnie sam proces dochodzenia do tragicznej prawdy i próba mierzenia się z nią zostały akurat tutaj przedstawione w sposób wielowymiarowy.
Ksiądz: Kasiu, to zdecyduj się: czy jest to film jednowymiarowy, czy wielowymiarowy, bo nie bardzo Cię rozumiem. Pokłosie to thriller, ale i western, z wszystkimi tego konsekwencjami.
A tłum, o którym mówisz, nie jest ani odrażający, ani brudny, ani zły. Jego wściekłość i nienawiść to przejawy obrony przed prawdą, która może zniszczyć ich „spokojne” życie. Jak rozumiem, różnimy się w tym punkcie zasadniczo. Ja uważam, że w postawy współczesnych mieszkańców wsi Pasikowski nie musiał nic wpisywać, bo świadomość mordów dokonywanych przez Polaków na Żydach mieli wszyscy, chociaż zapewne nikt z pokolenia powojennego (albo prawie nikt) nie chciał wierzyć w winy swoich ojców, ukrywających zresztą przed dziećmi szczegóły. Słowem, mord został dokonany, ale to inni za nim stali, a może jednak Niemcy… tak, na pewno zrobili to hitlerowcy. Znamy mechanizmy wyparcia.
Nie da się jednak zatrzasnąć przeszłości, ona ciągle wyłazi przez szpary i atakuje nasze sumienia. Tylko przy takim założeniu ma sens symboliczna scena „ukrzyżowania”, być może ta ofiara oczyści wszystkich mieszkańców wsi: z winy zbrodni i z winy przemilczenia tej zbrodni. Ale nie mam co do tego pewności.
Kobieta: Zdaje mi się, Andrzeju, że Władysław Pasikowski zamierzył Pokłosie nie tylko jako połączenie thrillera z westernem, ale chciał również, żeby było moralitetem. Podjęty w Pokłosiu temat oczywiście tę intencję tłumaczy, jednak jej nie realizuje. I dzieje się tak nie tylko dlatego, że pewne istotne kwestie kreślone są tu zbyt grubą kreską. Ale również dlatego, że twórca tak mocno złączył temat swojego filmu z konkretnymi zdarzeniami z najnowszej historii Polski – traktując przy tym te historyczne zdarzenia w sposób bardzo wycinkowy – że w Pokłosiu nie może wybrzmieć w sposób wystarczający ani ów uniwersalny wymiar zawartej w filmie opowieści, ani historyczna prawda, do której twórca sam się odwołuje i nam każe się odnosić.
Ksiądz: Widzę, Kasiu, że tym razem powinniśmy spisać protokół rozbieżności.
Pokłosie – scen. i reż.: Władysław Pasikowski, zdj. Paweł Edelman, muz. Jan Duszyński, scen. Allan Starski, montaż Jarosław Kamiński, występują: Ireneusz Czop, Maciej Stuhr, Zbigniew Zamachowski, Jerzy Radziwiłowicz i inni, Polska 2012, dystrybucja Monolith Films.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.