Przeciw tyranii normalności

Więź 11-12/2012 Więź 11-12/2012

Czytając (Bez)sens słabości, nieustannie zadawałem sobie pytanie: co musiało się wydarzyć, by tak odległe umysły spotkały się ze sobą w atmosferze tak ogromnej serdeczności? Co musiałoby się stać, by i w Polsce ludzie podzieleni stosunkiem do historycznych wydarzeń, do Kościoła i do sceny politycznej mogli wymieniać ze sobą takie listy? Ostatnim przykładem podobnych spotkań w naszym kraju były prowadzone siedemnaście lat temu rozmowy ks. Józefa Tischnera z Adamem Michnikiem (Między panem a plebanem).

 

Lektura (Bez)sensu słabości jest z wielu powodów niezwykłą przyjemnością. Przyciągająca jest wspominana już atmosfera emocjonalnej serdeczności między autorami. Z każdej strony bije entuzjazm i chęć podejmowania dalszych działań. Jednak przyjemność czytania wiąże się także ze zderzeniem dwóch całkowicie różnych języków, jakimi posługują się Vanier i Kristeva. Język autorki Czarnego słońca jest niezwykle intelektualny i emocjonalny zarazem. Jej listy przepełnione są terminologią psychoanalityczną, pojawia się wiele sformułowań Freuda i Lacana. Niejednokrotnie (jak na przykład w opisie spotkania analitycznego) fragmenty listów przyjmują wręcz charakter wykładu. Emocjonalność widać natomiast w podskórnym buncie przeciw rzeczywistości i w desperackich próbach odnalezienia dróg do jej zmiany: „Ach, rozpacz tego negowania, które sili się, by zakryć ranę odmienności, doświadczenia cierpienia, ryzyka! Ale dlaczego?”.

Z kolei założyciel Arki w swoich listach wychodzi przede wszystkim od prostych faktów i obrazów: „Mama jaskółka karmi swoje małe z dużą czułością: cud natury...”. Właśnie prostota jest podstawową cechą przyjętego przezeń języka. Wydaje się ona wynikać z głębokiego mistycznego doświadczenia. Vanier – wówczas 81-letni, a dziś starszy jeszcze o 3 lata – jest człowiekiem szczęśliwym, przekonanym, że świat, ze wszystkimi niedociągnięciami, cierpieniem i trudnościami, jest jednak z gruntu dobry. Od czasu do czasu pojawia się w jego słowach smutek, a może raczej łagodna melancholia, ale nie widać tam niepokoju i niezgody, obecnych u Kristevej. „Czuję się szczęśliwy, że żyję i istnieję, doświadczam siebie jako swego rodzaju pełni, która wytryskuje z najgłębszych pokładów mojego bytu [...]. Jednocześnie czuję głęboko, że nie jestem sam.

U czujnego czytelnika tego typu zdania mogą spowodować zapalenie się lampki ostrzegawczej – czy prawdziwe doświadczenie nie roztapia się tu w słodyczy chrześcijańskich obrazów, w duchowym kiczu, znanym z wielu tekstów, obrazów i pieśni? Wydaje się, że za Vanierem przemawia jego wieloletnie doświadczenie; różnorodność i niejednoznaczność świata, z którym na co dzień się styka. W kontekście wieloletniego zmagania Vaniera z cierpieniem trudno zakwestionować jego autentyczność. Nie ma się jednak co dziwić, że Kristevą chwilami drażni ów „cudowny uśmiech i [...] szczodre podziękowania dla Losu”. Podobnymi słowami bowiem – przyznaję to przy całej ogromnej atencji wobec Vaniera – wyrażana jest nieraz neoficka, powierzchowna radość, wobec której wraz z doświadczeniem można nabrać sporego dystansu. Czy ten język stanowi jednak aż tak duży problem? Nawet Kristeva ostatecznie przyznaje, że owe podziękowania są i tak lepsze niż „rozgoryczenie i uszczypliwość [...] agnostyków czy ateistów, którzy celują i specjalizują się w krytykach, dekonstrukcji, roszczeniach i żądaniach wszelkiego rodzaju”. Przy tym Bóg, w którego wierzy i którego doświadcza Vanier, okazuje się nieraz zupełnie inny niż wyobrażenie Kristevej o Bogu katolików – u Vaniera On „nie jest kimś, kto wydaje rozkazy”.

Polski czytelnik, przyzwyczajony przez debatę publiczną do dwóch skrajnych postaw – agresji w imię „prawdy” lub ukrywania prawdziwych opinii w imię „zgody” – może nauczyć się od Vaniera i Kristevej pełnego życzliwości, kulturalnego i jednocześnie stanowczego wyrażania własnych opinii niezgodnych z opinią rozmówcy. Na rozdrażnienie Kristevej entuzjastycznym językiem i podziękowaniami wobec losu Vanier odpowiada: „Twoje zdenerwowanie jest być może znakiem, że Twoje psychoanalityczne, bystre oko podejrzewa mnie, za uśmiechem i podziękowaniami, o coś, co nie zostało wyjawione. Nie mylisz się. Są we mnie [...] uniki, lęki, uprzedzenia, rzeczy ukryte. Osobiście nie czuję potrzeby, aby pójść dalej w tej pracy nad sobą [podkr. JP]. Teraz, kiedy mam prawie osiemdziesiąt dwa lata, schodzenie w słabość i przyjmowanie tej słabości będą dopełniać tej pracy”.

Tak prowadzona rozmowa prowadzi jednak przede wszystkim do wspólnych odkryć. Przede wszystkim do odkrycia tyranii normalności i chęci jej przełamania. Świat zachodni, ciągle zapatrzony w Wall Street, przez tę tyranię uniemożliwia ludziom bycie sobą. Możliwe jest bowiem nawiązanie głębokiej więzi tylko z człowiekiem autentycznym. Autentyczność natomiast musi wiązać się z setkami odcieni „nienormalności”, czyli cech, które nie pozwalają włączyć się w stadną pogoń za sukcesem i przyjemnością. Czy jednak przyjemność jest złem? Vanier stawia tezę niezwykłą – według niego podstawową przyczyną tak wielkiego zainteresowania pełnieniem w Arce funkcji asystenta (osoba, która decyduje się dzielić codzienne życie z upośledzonymi) jest właśnie przyjemność spotkania z „kumplami”, jak mówi się o niepełnosprawnych przyjaciołach. Przyjemność całkowicie naturalnego spotkania, pozbawionego umysłowego „narzutu”, spotkania, „które wyraża to, co ludzkie, [...] – w którym widzi się oczy drugiego, dotyka się jego ciała z szacunkiem, słyszy się ton jego głosu”. Może to jest właśnie droga do przezwyciężenia tyranii normalności i sukcesu – nie przez negację potrzeby szczęścia i przyjemności, ale przez wskazanie, że leżą one gdzie indziej, niż się nam wydaje?

Między rozmawiającymi tworzy się także wspólny cel – wyrażany szczególnie silnie przez Kristevą. Dla francuskiej psychoanalityczki pobyt w Arce stał się silną inspiracją do myślenia o zmianach systemowych. „Brakuje nam, drogi Jeanie Vanier, Arki w wymiarze politycznym” – pisze już na początku. Czy jednak możliwe jest utrzymanie tak bliskich więzi na poziomie instytucjonalnym, organizacyjnym? Nadzieja na to nie opuszcza Kristevej, choć zdaje sobie ona sprawę z faktu, że na poziomie wielkich zbiorowości gubi się indywidualność, że bardzo trudno uniknąć skostnienia instytucji. Być może jedynym skutecznym działaniem może tu być działanie etyczne, jednak ono znów należy do poziomu jednostkowego – głębi rozmów między osobami – i nie poddaje się rozwiązaniom systemowym.

Doświadczenie pracy z instytucjami wspierającymi osoby niepełnosprawne wskazuje, że wraz z powiększaniem się ich kadry, zasięgu, infrastruktury tworzy się też nowy, formalny język i nowe, bardziej zdystansowane relacje. Aby otworzyć się na kruchość, instytucja musiałaby samą siebie uznać za niepełnosprawną. A to wymagałoby od jej przywódców unieważnienia własnego ja. Taka sytuacja jednak jest niezwykle rzadka – umiejętność stworzenia spójnego ruchu politycznego czy sprawnie działającej organizacji niestety często nie idzie w parze z pokorą. W procesie instytucjonalizacji i polityzacji może się więc zagubić proste, osobowe doświadczenie spotkania człowieka z człowiekiem. Czy na pewno musi?

Takie pytanie wielokrotnie zadają między wierszami Kristeva i Vanier. Nie dają przy tym na nie jednoznacznej odpowiedzi, podobnie jak na wiele innych, nieraz dramatycznych pytań, które pojawiły się w trakcie ich korespondencji. Ale czy faktycznie chodzi tu o gotowe odpowiedzi? Oboje autorzy listów unikają zamykania podjętych kwestii. Dzięki temu omijają pułapkę nadmiernego pesymizmu, który, jak się wydaje, może grozić Kristevej, jak i naiwności, o którą można czasem posądzić współtwórcę Arki. W ich rozmowach natomiast rozbrzmiewa pytanie, o którym pisała Simone Weil: „Jaka jest twoja udręka?”. A już sama zdolność do zadania tego pytania oznacza, zdaniem francuskiej myślicielki, pełnię miłości bliźniego.

Jarema Piekutowski - ur. 1978. Socjolog, kierownik projektów badawczych, społecznych i kulturalnych. Właściciel firmy Liber, prowadzącej badania społeczne oraz projekty społeczne i kulturalne. Wiceprezes Fundacji Veritas, menedżer i wokalista w zespole wokalno-instrumentalnym Pomerania Ensemble. Mieszka w Szczecinie.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...