Nie sprzedać siebie

W drodze 2/2013 W drodze 2/2013

Grzech jest zjawiskiem społecznym nie tylko w wymiarze jego skutków, ale także przyczyn. To inni, wpływając na nas, mogą powodować pojawienie się grzechu w naszym życiu. To my, wpływając na innych, możemy wywołać taki sam skutek.

 

Bierny udział w złu popełnianym przez kogoś innego zachodzi więc rzeczywiście wtedy, gdy – jak mówi katechizm – nie reagujemy, mimo iż „jesteśmy do tego zobowiązani”. W konkretnych sytuacjach moralnych musimy sami, we własnym sumieniu odpowiedzieć sobie na pytania: „Czy jestem zobowiązany?”, „Dlaczego jestem zobowiązany?”, „Jak daleko sięga moje zobowiązanie?” i wreszcie „Jak to zobowiązanie mam zrealizować?”. Na te pytania nie ma gotowych odpowiedzi – recept, które możemy po prostu zaaplikować. Każda sytuacja jest inna, inny jest rodzaj międzyosobowych i społecznych relacji. Stała powinna być nasza świadomość współodpowiedzialności za drugiego i niegodziwości milczącego, rzeczywistego przyzwolenia na zło.

Różne aspekty współudziału w grzechu

Bardziej złożona jest sytuacja, gdy czynnie uczestniczymy w cudzym działaniu, które jest lub może być złe. Współpraca przybiera wówczas różne formy – namowy, zachęty, nakazu, dostarczenia narzędzi. W przypadku namowy czy zachęty sytuacja jest moralnie jednoznaczna. Jesteśmy świadomi możliwości popełnienia czynu i jego moralnej jakości, chcemy wpłynąć na jego zaistnienie. Można ewentualnie zastanawiać się nad stopniem skuteczności naszej namowy, ale wina i odpowiedzialność za popełnione zło nie ulegają wątpliwości. W sumieniu podjęliśmy bowiem już decyzję moralnie naganną. Skala tego obciążenia rośnie, jeżeli czyn ten zostanie popełniony.

Należałoby jeszcze rozważyć pewne niuanse danej sytuacji. Przede wszystkim rodzaj relacji i naszej pozycji względem złoczyńcy: im większym jesteśmy dla niego autorytetem, im większa za niego nasza odpowiedzialność, tym wina obciążająca namawiającego jest większa. Im zależność złoczyńcy od nas jest większa, tym większe prawdopodobieństwo skuteczności namowy. Rodzic namawiający dziecko do zła, małżonek współmałżonka, wychowawca wychowanka… itp. są za taką sytuację odpowiedzialni w sposób szczególny.

Namowa może się przerodzić w przymus. Może on zawierać elementy nacisku, groźby, obietnicę nagrody. Może też wynikać z jakiejś szerszej zależności hierarchicznej, np. podwładnego od przełożonego, młodszego od starszego.

Współpraca w złu może polegać także na dostarczeniu narzędzi lub środka prowadzącego do zła. W tym względzie należałoby rozróżnić to, czy przynosząca go osoba jest świadoma uczestnictwa w złu, a może tylko podejrzewa takie uczestnictwo, czy wreszcie nie jest go świadoma. Jeżeli dostarczamy komuś rzecz, która nie może być inaczej wykorzystana jak tylko źle, to nasza współpraca w złu jest świadoma i bezpośrednia. Producent czy dystrybutor pornografii lub narkotyków wie, że tych materiałów nie można używać inaczej jak tylko źle. Świadomość współpracy w złu jest oczywista. To samo dotyczy każdego świadomego gorszyciela, któremu – jako sprawcy ogromnego zła duchowego w sercu drugiego człowieka – „byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza” (Mt 18,6).

Sprzedający alkohol może nabrać takiego podejrzenia, jeżeli klientem jest nieletni czy osoba, po której wyraźnie widać, że alkohol jest dla niej poważnym problemem. Tutaj współdziałanie w złu jest bardzo prawdopodobne. Można sobie jednak wyobrazić sytuację, w której współdziałanie w złu jest całkowicie nieświadome. Sprzedający noże kuchenne w żaden sposób nie może podejrzewać, że sprzedawany przez niego przedmiot posłuży do dokonania zbrodni. Sprzedawca broni myśliwskiej nie musi się domyślać i podejrzewać, że z tej właśnie dubeltówki ktoś zostanie zastrzelony. Te banalne przykłady wskazują, jak różna może być skala współodpowiedzialności za popełnione przez kogoś innego zło.

Porządkując nieco ten problem, należy podkreślić, że współpraca w złu może być tylko materialna. Polega ona właśnie na dostarczeniu narzędzia, które bez woli i wiedzy dostarczającego zostanie użyte do popełnienia zła. Jako nieświadomy tego faktu nie może on być obciążony odpowiedzialnością za jego zaistnienie. Współpraca może być także formalna, czyli taka, w której istnieje świadomość i dobrowolność współpracującego. Świadomość dotyczy zarówno możliwości zaistnienia zdarzenia, jak i jego moralnie negatywnej wartości.

Współpraca w złu może także przybrać postać bezpośredniego współuczestnictwa. Chodzi o sytuację, w której jedna strona domaga się wspólnego spełnienia czynu, który z natury rzeczy takiej współobecności wymaga.

Klasycznym przykładem takiej sytuacji jest domaganie się przez współmałżonka takiego stylu współżycia małżeńskiego, którego druga strona – ze względów moralnych – nie akceptuje. Pierwszy problem, który należałoby rozwiązać, dotyczy tego, czy rzeczywiście ten drugi domaga się zła. Bywa czasami – potwierdza to chociażby praktyka konfesjonału – że ktoś nie akceptuje określonej „techniki” współżycia, uważając ją za niemoralną, chociaż obiektywnie nie ma podstaw do takiej oceny. Taka sytuacja wymagałaby po prostu wyprostowania wykrzywionej świadomości. Natomiast częściej jest tak, że współmałżonek domaga się stosowania środków czy technik antykoncepcyjnych, co jest obiektywnym złem. By to osiągnąć, stosuje różnego rodzaju naciski – od psychicznych po fizyczne. Czy wtedy można jeszcze mówić o „współpracy w złu” po stronie współmałżonka przymuszanego? Trudno tu o jednoznaczną odpowiedź. Można jedynie powiedzieć, że jeżeli naciski przybierają postać ciężkiego przymusu, to „współudział” staje się bezwolny, a jako taki nie obciąża moralnie. Takim ciężkim przymusem może być ustawiczne dręczenie czy grożenie rozpadem małżeństwa.

W tym momencie dotykamy kolejnego problemu: czy możemy godzić się na zło dla osiągnięcia jakiegoś dobra? Na tak postawione pytanie odpowiedzieć trzeba negatywnie. Ale, z drugiej strony, należy rozważyć gdzie jest dobro, a gdzie zło, jaka jest ich natura i jaka miara tych wartości. I znów mamy ogromną przestrzeń na refleksję, ocenę i decyzję podejmowaną w sumieniu. Czyżby Tischnerowski „nieszczęsny dar wolności” należało przemienić w „nieszczęsny dar sumienia”? Z pewnością nie. Dar sumienia jest trudnym dobrem, dzięki któremu realizujemy naszą podmiotowość, uświadamiamy sobie i realizujemy naszą odpowiedzialność, która jest nie tylko obciążeniem, ale także przestrzenią duchowego wzrostu i uświęcenia.

Ten tekst nie daje gotowych odpowiedzi – takie były tylko w „moralności kazuistycznej”. Miał on ukazać kilka istotnych elementów czegoś, co możemy nazwać „dwupodmiotową sytuacją moralną”, w której dwie osoby czegoś od siebie oczekują, coś sobie proponują, jakoś na siebie wpływają i są jednym z czynników kształtujących moralną decyzję drugiej strony. Z tego wpływu i z jego moralnego charakteru – to znaczy z tego, że ten wpływ ma jakąś moralną wartość – trzeba sobie zdawać sprawę.

Adam Sikora – ur. 1957, kapłan archidiecezji poznańskiej, moralista, wykładowca teologii moralnej na Wydziale Teologicznym UAM oraz etyki na Uniwersytecie Medycznym w Poznaniu.

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| GRZECH

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...