Gdy przestajemy się liczyć z Bogiem, nie tylko sami mało wiemy, kim jesteśmy i po co żyjemy, ale również wszystko, co tworzy świat, jest w jakiś sposób wypaczone i pozbawione autentyczności.
Autorowi Apokalipsy wyraźnie zabrakło słów, ażeby dostatecznie wyrazić swój zachwyt dla ostatniego kształtu dzieła Boskiego Artysty, jakie ujrzymy w Dniu Sądu:
A wszelkie stworzenie, które jest w niebie i na ziemi, i pod ziemią, i na morzu, i wszystko, co w nich przebywa, usłyszałem, jak mówiło: „Zasiadającemu na tronie i Barankowi błogosławieństwo i cześć, i chwała, i moc, na wieki wieków!” A czworo Zwierząt mówiło: „Amen”. Starcy zaś upadli i oddali pokłon (Ap 5,13–14).
Analogiczną strukturę ma Boży zamysł wobec każdego z nas. Jesteśmy nie tylko członkami rodziny i różnych innych społeczności, do których należymy. Jesteśmy nie tylko cząstką swojego pokolenia i całej ludzkości, nie tylko cząstką wszechstworzenia. Mnie – i każdego z nas – Bóg ukochał odrębnie, dla mnie samego. Ukochał mnie, zanim jeszcze zaistniałem, i właśnie dlatego że mnie ukochał, ja zaistniałem. Apostoł Paweł mówi o tym na początku Listu do Efezjan: „W Chrystusie Bóg wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem”.
I to jest zamierzony przez wcześniejszą ode mnie Bożą miłość do mnie mój cel ostateczny: mam być przez całą wieczność święty i nieskalany przed Bożym obliczem! Ja, obecnie wciąż jeszcze grzeszny i ułomny, na Sądzie Ostatecznym ukażę się jako Boże arcydzieło! Bóg ma nas miliardy i miliardy, a każdy ze zbawionych ujawni się wówczas jako niewyobrażalnie oryginalne i niepowtarzalne arcydzieło Bożej miłości! Arcydzieło osobowe, nieporównywalne z dziełami ludzkich artystów. Osoba zaś może osiągnąć piękno wręcz olśniewające – jeżeli od samego Boga nauczy się odnajdywać samą siebie poprzez bezinteresowne dawanie siebie. Takim właśnie pięknem zajaśnieją zbawieni na Sądzie Ostatecznym.
A jednak boimy się tego Sądu!
A jednak Sąd Boży budzi lęk. Sam Pan Jezus ostrzegał nas, że na tym sądzie niektórzy zostaną odrzuceni i usłyszą: „Zaprawdę, powiadam wam, nie znam was” (Mt 25,12), „Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom!” (w. 41). Podobne sformułowania na temat sądu znajdziemy również w listach apostolskich: „Oto przez swoją zatwardziałość i serce nieskłonne do nawrócenia zaskarbiasz sobie gniew na dzień gniewu i objawienia się sprawiedliwego sądu Boga” (Rz 2,5; por. 2 P 3,7).
Ponadto niepokoją nas jeszcze inne pytania: Owszem, liczymy na Boże miłosierdzie. Ale według opowieści Pana Jezusa, ci po lewicy Sędziego w ogóle nie zdawali sobie sprawy z tego, że ich serca są tak twarde. Czy wobec tego Bóg odpuści nam te grzechy, których sobie nie uświadamialiśmy? A jeśli nawet w sakramencie pokuty Pan Jezus przebaczył mi moje grzechy, to czy na tym sądzie nie będę jeszcze raz zdawał z nich rachunku, zwłaszcza jeżeli ich konsekwencją były niedające się naprawić krzywdy? I jeszcze jedno pytanie: Czy zbawieni mogą się spodziewać, że grzechy, które im Bóg przebaczył, będą zapomniane i nikt nie będzie o nich wiedział?
Zacznijmy od ostatniego pytania. Niektórzy święci, zanim stali się prawdziwymi przyjaciółmi Boga, popełnili wiele – także ciężkich – grzechów. Dawidowi mało było tego, że uwiódł cudzą żonę, to jeszcze zabił podstępnie jej męża. Piotr zaparł się swojego Mistrza, Maria Magdalena zaś prowadziła życie tak bardzo grzeszne, że Ewangelista nie próbował tego nawet opisywać, użył tylko mocnego sformułowania, że dzięki Panu Jezusowi „opuściło ją siedem złych duchów” (Łk 8,2). Wszyscy troje zostali świętymi, a w niebie niewątpliwie cieszą się z tego, że z tysięcy ambon opowiada się o ich grzechach, bo przecież opowiada się zarazem o ich nawróceniu i Bożym miłosierdziu.
Otóż zbawienie polega na tym, że będę bez reszty przeniknięty miłością Bożą: sam będę cały i bez reszty wart miłości i będę kochał wszystkich i wszystko, co jest warte miłości. Znikną więc powody, dla których cenimy sobie możliwość zachowania w ukryciu naszych prywatnych spraw. Nawet zła, którego dawniej się dopuściłem, nie będę się wówczas wstydził, bo przecież zostało ono przezwyciężone. Zło odpokutowane, wybaczone i zastąpione jeszcze większym dobrem, nie jest już przedmiotem wstydu, bo pamięć o nim jest przepojona radością i wysławianiem miłosierdzia Boga, który nie dopuścił do mojej zguby.
Jednak niektóre biblijne wypowiedzi na temat Sądu Bożego budzą w nas przerażenie. Otóż przypomnijmy ogólny ton, w którym została nam ogłoszona Dobra Nowina. Ewangelia jest obietnicą zbawienia i wezwaniem do tego, żeby się na nie otworzyć. „Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło” (Łk 19,10) – mówił o swojej misji Pan Jezus. Przypowieść o synu marnotrawnym i o pasterzu poszukującym zagubionej owcy, duchowa obietnica zawarta w Chrystusowych uzdrowieniach, konkretny los ocalonej przez Niego cudzołożnicy i celników, i los łotra wraz z Nim ukrzyżowanego, a przede wszystkim Jego śmierć i zmartwychwstanie – wszystko to świadczy o Jego nieskończonym miłosierdziu.
Zatem wszystkie trudne wypowiedzi Pana Jezusa, mogące budzić lęk, a nawet przerażenie, zrozumiemy dopiero wówczas, kiedy rozpoznamy w nich słowo miłości. Kiedy mówił On o tym, że na Sądzie Bożym mogę zostać potępiony – to po to, żeby mnie to absolutnie nie spotkało, żeby mnie przed tą straszną ewentualnością uchronić.
Wielkie wrażenie wywarło na mnie kazanie na temat Sądu Bożego, które kiedyś wygłosił mój starszy współbrat o. Rajmund Koperski. Na sądzie – mówił – Bóg zada każdemu z nas jedno jedyne pytanie: „Czy ty Mnie kochasz?”. Kłamstwo i udawanie będą na tym sądzie niemożliwe, tam człowiek będzie mówił czystą prawdę. Ci, którzy na pytanie: „Czy ty Mnie kochasz?” odpowiedzą: „Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham” (J 21,16) – od razu znajdą się wśród zbawionych. Pozostałych Bóg zapyta: „Czy przynajmniej pozwolisz Mi, abym Ja ciebie kochał?”. Ci, którzy na to pytanie odpowiedzą: „Tak” – pójdą do czyśćca, gdzie miłość Boża będzie ich ogarniała coraz bardziej, aż cali i bez reszty rozkochają się w swoim Bogu i Zbawicielu i staną się zdolni do przebywania przed Bożym obliczem twarzą w twarz. Strach pomyśleć, że ktoś nawet na to pytanie mógłby odpowiedzieć aroganckim „nie!”.
Wydaje mi się, że słowa mego współbrata są doskonałym streszczeniem biblijnej nauki o Sądzie Bożym. •
Jacek Salij – ur. 1942, dominikanin, duszpasterz, profesor teologii UKSW, autor wielu książek i artykułów, mieszka w Warszawie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.