Co czuła w swym sercu Jane, widząc po raz pierwszy po piętnastu latach swoje ukochane dziecko i nie mogąc mu się rzucić w ramiona? Jakże cierpiała na duszy nie mogąc jej powiedzieć: „Ja jestem twoją matką!”. Prawo jej tego zabraniało. Jedynie córka po ukończeniu dwudziestu jeden lat życia, mogłaby, jeśli zechce, poszukiwać swojej biologicznej matki! Pozostało jej więc spotkać się z córką jakby „przypadkowo”, bez wzajemnego rozpoznania.
Kto szanuje matkę, jakby skarby gromadził (Syr 3, 4).
„Chciałbym Ci pokazać najpiękniejszy obraz, jaki kiedykolwiek stworzyłem – malowany z pamięci portret mojej matki, bez estetycznych i technicznych upiększeń. Udało mi się w nim zawrzeć dokładnie to, o co mi chodziło. Z tego portretu emanują prostota i wielkość jej duszy. Potrafię zobaczyć matkę tylko wtedy, gdy zamykam oczy. Tak naprawdę malarstwo jest przedłużeniem wzroku, podobnie jak muzyka jest przedłużeniem słuchu. Gdy tworzę, pragnę, aby widz pomyślał: Istnieją inne światy, ciche, odlegle, samotne, gdzie życie ukazuje się z całą swoją mocą” (Z listu Khalila Gibrana do Mary Haskell, 20 czerwca 1914 roku).
Margaret Porter odznaczała się nieprzeciętną bystrością umysłu i wprost idealnym zmysłem organizacji. Nic więc dziwnego, że powierzono jej funkcję dyrektorki liceum, którą pełniła z wielkim poczuciem odpowiedzialności. Mąż opuścił Margaret na dobre, gdy Jane miała jedenaście lat, a Sylwia dziewięć. Wcześniej pił na umór. Na długie tygodnie znikał, a gdy wracał, urządzał dzikie awantury. Dziewczynki musiały na to patrzeć. Jakże starały się podnieść na duchu zapłakaną matkę. Margaret pocieszała się myślą, że choć los nie dał jej córkom kochającego ojca, to jednak otrzymały one całe morze miłości od niej i babci. Świetnie radziły sobie w szkole. Zawsze były najlepsze – we wszystkim.
Po ukończeniu liceum obydwie poszły na studia. Jane była bardzo zdolna i matce marzyła się dla niej kariera naukowa. Margaret widziała ją w przyszłości profesorką na uniwersytecie. Ale stało się inaczej. Tylko Sylwia ukończyła Uniwersytet Browne i jeden semestr w Sorbonie. Jane natomiast po dwóch latach studiów, zrezygnowała z nich na korzyść cukiernictwa. Wyjechała do Nowego Jorku i zrobiła karierę w swym nowym zawodzie.
Rany, które się nie goją
Do Nowego Jorku Jane wyjechała ze złamanym sercem. Będąc na studiach zaręczyła się z Jeffreyem Haydenem. Kiedy upewniła się, że oczekuje dziecka powiadomiła o tym narzeczonego, który na wieść o tym zaczął się śmiać.
– Mówię serio – powiedziała. Odsunęła się od niego, aby mógł się przekonać, że nie żartuje. Spojrzał jej w oczy, lecz nadal wydawał się rozbawiony. Dopiero chyba po minucie jego oczy nabrały innego wyrazu.
– Wydaje mi się, że to dziewczynka – powiedziała cicho. Pewnie pomyślisz, że mam źle w głowie, bo niby skąd mogę wiedzieć, ale ja to czuję.
– Nie rób tego – prosił.
– Czego mam nie robić?
– Chłopiec, dziewczynka… Nie mów tak, kochanie. Nie ma sensu się przywiązywać.
Jane roześmiała się głośno.
– Ależ to coś więcej niż przywiązanie! Ja jestem jej domem! Ona… lub on… jest we mnie, w moim ciele!
– Przestań, Jane. – Spojrzenie miał twarde, twardsze niż głos. – Trzeba usunąć ciążę. Mamy przed sobą trzy lata studiów, prace magisterskie, dyplomy! Chyba mi nie powiesz, że chcesz urodzić to dziecko?
– Tego właśnie chcę! Nie usunę ciąży. Ja… pragnę wychować to dziecko. Albo oddać je do adopcji, pod warunkiem, że znajdę odpowiednią rodzinę.
– Nie pozwolę, aby coś takiego zrujnowało nam życie – oświadczył.
– Nie jesteś tym, za kogo cię uważałam – powiedziała Jane wolno i dobitnie. – Żal mi cię – szepnęła z oczyma pełnymi łez. – Jesteś uczuciowym kaleką. Gdybyś choć przez chwilę poczuł do tej malutkiej istoty to co ja, gdybyś myślał o niej jak o darze miłości, nie byłbyś w stanie tak mówić.
– Jane, ja nie chcę tego dziecka!
– Więc ja nie chcę ciebie! – Łzy już jej obeschły. Jeffrey tak mało wie o miłości – pomyślała gorzko, a tego, co powinien wiedzieć, nie nauczą go żadne studia. Odeszła nawet się nie pożegnawszy.
Faktycznie urodziła się dziewczynka. Matka chcąc dla Jane jak najlepiej skłoniła córkę, by ta oddała ją do adopcji. Wprawdzie Jane wyraziła na to zgodę, ale zastrzegła sobie prawo nadania dziecku imienia i obowiązek zachowania go po adopcji. Córeczka otrzymała na imię Chloe (czytaj: kloui). Zanim Jane się z nią rozstała, wpięła jej we włosy białą kokardę i zrobiła pamiątkowe zdjęcie, które będzie nosić odtąd w srebrnym medalionie na szyi.
Przez pierwsze dwa tygodnie po oddaniu dziecka Jane przeżywa straszny kryzys – płacze dniami i nocami. W końcu decyduje się wyjechać i nigdy nie wracać. I tak mija piętnaście lat. Dopiero ciężka choroba matki skłania Jane do odwiedzin rodzinnego domu. Mówiąc prawdę, to nie tylko choroba matki ciągnie ją w te strony. Kobieta zrozumiała, że dłużej tego nie zniesie, że kiedyś przed laty wyrwano jej kawałek serca, żeby błąkał się sam po świecie. Ta żywa, wydarta jej cząstka, mieszka teraz w Crofton na skraju sadu i nosi imię, które nadała jej prawdziwa matka. Ten kawałek serca ma na imię Chloe. Jane musi wreszcie poznać swoją córkę. Czuje, że umrze, jeśli tego nie zrobi. Dlatego Jane musi wrócić na Rhode Island. Ta decyzja dojrzewała w niej od lat.
Jane powraca do domu pociągiem. Przyciskając czoło do szyby, śledzi przesuwające się za oknem łagodne wzgórza i szerokie połacie łąk. Zna ten krajobraz jak własny oddech. Jakaś część jej jestestwa miała nadzieję, że po prostu wpadnie do domu, pomoże Sylwii umieścić matkę w domu opieki i natychmiast wyjedzie, zgodnie z zasadą „załatw sprawę i żegnaj”, ta druga jednak… Ta druga, głębiej ukryta część Jane, która na drzwiach jej cukierni zostawiła wywieszkę „Nieczynne do odwołania”, chyba wiedziała, że nie będzie to tylko „załatw i żegnaj”… że to niemożliwe… bowiem zostawiła tu coś, czego nigdy nie zapomni. Jane postanowiła, że, jeśli Sylwia pożyczy jej samochód, jutro pojedzie do Crofton.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.