Od 6 lat Renia leży w łóżku na wznak, podłączona do specjalistycznej aparatury, która za nią oddycha i monitoruje parametry życia. Nie odwróci nawet głowy, by zerknąć przez okno na ogród, bo od niedawna utraciła już możliwość półleżenia. Tragedia? Z pewnego punktu widzenia zapewne tak, ale...
Renata Ślosarczyk, nauczycielka muzyki i kompozytorka piosenek religijnych. Przez 9 lat grała na instrumentach klawiszowych i śpiewała w zespole „Betania”. Występowała na Jasnej Górze i w Filharmonii Krakowskiej, jeszcze przed pożarem. Z „Betanią” zjechała niemal całą Polskę. Swoją miłość do muzyki chciała ponieść dalej.
Uczyła. Przez jej dom przewinęło się ok. 40 uczniów. Przynajmniej 10 z nich, dziś już dorosłych, gra w orkiestrach dętych. Przez ostatnie 2 i pół roku przygotowywała cotygodniową audycję do katolickiego Radia „Anioł Beskidów”. Prowadziła dwie grupy Dzieci Bożych. W 2008 r. wydała autorską płytę „Zawsze z nadzieją”.
W tej aktywności, którą można by obdzielić przynajmniej dwie osoby, nie przeszkodził jej ani wózek inwalidzki, ani postępująca nieuleczalna choroba. Podczas gdy po ludzku rzecz biorąc, powinna załamać się i odwrócić od świata, Renata Ślosarczyk, mieszkanka niewielkiej Bestwinki w gminie Bestwina, województwo śląskie, udowadnia całą sobą, że godnie i pięknie można żyć w każdym czasie i w każdej sytuacji.
Oto jej historia.
To życie ma sens
Zanik mięśni to w jej rodzinie choroba genetyczna. Na to samo zmarła w wieku 18 lat jej starsza siostra – Grażynka.
– Jeszcze do I Komunii św. Renia szła prosta jak świeczka – wspomina p. Genowefa, mama Reni. – Jednak w wieku 14 lat potrzebny był już wózek inwalidzki.
I na tym wózku przez wiele kolejnych lat Renata żyła pełnią życia – komponowała, koncertowała, udzielała się w Kościele, poznawała nowych ludzi, miała wielu przyjaciół.
Kryzys przyszedł 10 lat temu. W ciężkim stanie trafiła do szpitala, prosto pod respirator. Przez 3 miesiące leżała na OIOM-ie, z rurką w gardle, ze świadomością, że nigdy nie zostanie usunięta. Zaniku mięśni się nie leczy. Z biegiem lat człowiek nawet nie oddycha samodzielnie. Jakby tego było mało, pojawiła się alergia pokarmowa i oddechowa – w zasadzie na wszystko – zapach skórki cytryny, perfumy albo mocne mydło na czyjejś skórze. To spowodowało, że świat, który i tak był już daleki, stał się jeszcze bardziej oddalony.
Mikro i makroświat
Od 6 lat Renia leży w łóżku na wznak, podłączona do specjalistycznej aparatury, która za nią oddycha i monitoruje parametry życia. Nie odwróci nawet głowy, by zerknąć przez okno na ogród, bo od niedawna utraciła już możliwość półleżenia.
Tragedia? Z pewnego punktu widzenia zapewne tak, ale dla osoby pokroju Renaty i dla jej bohaterskiej rodziny – to życie sprowadzone do mikroświata niewielkiego pokoju i makroświata wyobraźni, miłości, oddania i ogromnej wiary – udowadnia nam wszystkim, że cierpienie ma sens, tylko nie każdy potrafi pojąć jaki. Do zrozumienia potrzebna jest wiara.
Renata mówi: – Niewierzący człowiek w mojej sytuacji pewnie popadłby w obłęd. W życiu można też zawierzyć drugiemu człowiekowi, można na kimś zawiesić swoje istnienie. Ale ulgi to nie przyniesie. Ulgę i zrozumienie, że jest się tu po coś, daje tylko wiara w Boga.
Modlitwa to nieodzowna część codzienności. Od 10 lat codziennie o godz. 15 schodzi się do jej pokoju rodzina, żeby odmówić Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Regularnie odprawiane są też w pokoiku Msze św.
– Gdzie szukać pomocy, jak nie u Boga, wsparcia – jak nie u Ducha Świętego – szepcze Renata. – Jak cudownym lekarstwem jest modlitwa, mogą zaświadczyć ci, którzy doświadczają rozmaitych cierpień. Potem przychodzi ulga...
Zawsze z nadzieją
Kocha muzykę. Kochała ją grać, czuć pod palcami. Uczyć, zapalać pasją, widzieć w oczach zachwyt i radość. Teraz tylko słucha. Mówi, że to nie to samo, co układanie, ale musi wystarczyć.
Wtedy w szpitalu, w czasie gdy wracała do świata po utracie przytomności, podczas długich godzin leżenia na OIOM-ie, w ciszy rozpraszanej jedynie cykaniem maszyn medycznych, Renata słyszała muzykę.
– Wracała świadomość, a z nią dźwięki. Myślałam, że gdzieś gra radio… Tylko dlaczego ciągle nadają tę samą piosenkę kościelną: „Wy jesteście na ziemi światłem mym…”. Zapytałam pielęgniarkę, a ona zdziwiona odpowiedziała: – Tutaj nie ma żadnego radia… Pomyślałam: Bóg daje mi znak.
Tak powstała autorska płyta „Zawsze z nadzieją”. Refleksje o życiu, cierpieniu, samotności, ale i nadziei, potędze wiary, szukaniu drugiego człowieka. Każda nutka mozolnie nanoszona myszką na komputerowy ekran przez słabe palce. Był rok 2004. Szpital. OIOM. Stan ciężki. Renata unieruchomiona przez chorobę od stóp do głów. Z wyjątkiem rąk, no i tej głowy, która działała w najlepszym porządku. A w tej głowie muzyka. Całe frazy.
Wtedy jeszcze nie męczyło ją mówienie. Dziś każdą przegadaną chwilę musi potem odcierpieć. Płyta pozwoliła jej dotrzeć do świata z przekazem, że zmaganie się z codziennością, walka z własną słabością, że cierpienie nie jest bezsensem…
Słucham jej głosu, niemal szeptu i podziwiam człowieka, który niszczony nieuleczalną chorobą ma w sobie niespotykaną u zdrowych pasję życia. Człowieka, który samym swoim istnieniem udowadnia, że można godnie żyć – w każdej sytuacji i w każdym czasie.
Klan Pana Boga
Mama – p. Genowefa, kobieta wielkiej wiary i równie wielkiego męstwa, i tata – p. Leon, choć sam obciążony wiekiem, wciąż służący pomocą – twierdzą zgodnie, że wokół całej ich rodziny działa „klan Pana Boga”. Taki Boży „desant” sprowadzany przez Najwyższego, by się lżej żyło, leczyło, pokonywało przeszkody. W tym klanie jest ksiądz proboszcz, miejscowa aptekarka i lekarka anestezjolog Helena Dziedzic. A jednym z najważniejszych od prawie 20 lat jest Adam Waśko – fizykoterapeuta z dyplomem wyższej uczelni, znany w całym kraju z leczenia rozmaitych schorzeń kręgosłupa. Rodzina jest przekonana, że dzięki temu człowiekowi Renata żyje. Gdy tylko jest taka potrzeba, przyjeżdża do Bestwinki, by „ustawić kręgosłup”. Przybywa na każde wezwanie. A wzywany bywa, gdy rodzina i lekarze nie wiedzą, co robić.
Adam Waśko nie widzi w swoim postępowaniu niczego nadzwyczajnego. Uważa, że Renata jest osobą dotkniętą przez Pana Boga. Jej postawa, sposób znoszenia cierpienia, ogromna wiara, modlitwa imponują i skłaniają do przemyśleń.
– Pan Adam traktuje nas tak... po Bożemu – przyznaje p. Genowefa. I tu pojawia się opowieść o jednej z wielu interwencji p. Adama. Jej świadkiem była lekarka Helena Dziedzic.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.