Poznali się przed laty w grupie młodzieżowej „Na Górce”. Ich duszpasterzem był ks. Szymon Mucha. Dziś Renata i Piotr Kwiatkowscy mają dwie córki: 22-letnią Antoninę i 12-letnią Julię.
Wiarę zawdzięczają rodzinom, z których pochodzą, oraz formacji we wspólnocie, a ta – jak mówią – trochę ich „zepsuła” w tym pozytywnym sensie. Bardzo świadomie przeżywają swój udział we wspólnocie Kościoła, nie przymykając oczu na to, co trudne, ale też autentycznie i z radością przekazując wiarę córkom.
Rozpieszczeni „Na Górce”
Piotr po latach powrócił do ministrantury, Renata podejmuje się indywidualnej formacji w duchu biblijnym, Antonina jest częścią wspólnoty młodzieżowej „II Piętro”, Julka śpiewa w scholi. Co ważne, formacja duchowa nie przeszkadza w realizacji innych pasji córek. Tosia jako tancerka zadebiutowała w tym roku na deskach krakowskiego teatru Variete w spektaklu Variete’s Great Revue.
– Wspólnota bardzo nas rozpieściła w poczuciu radości, ale nauczyła też odpowiedzialności za przeżywanie i przekaz wiary. Gdy przeprowadziliśmy się do aktualnej parafii, już po tygodniu poszliśmy na sprzątanie kościoła i od razu poczuliśmy się tu jak u siebie, od razu identyfikowaliśmy się z nową wspólnotą – opowiadają rodzice.
Renata i Piotr są przekonani, że choć sami dają coś z siebie wspólnocie, to jednak to wspólnota daje im dużo więcej.
– Gdy chcieliśmy zamienić mieszkanie na większe, to szukaliśmy tak, aby było blisko kościoła. I w końcu przeprowadziliśmy się… dwie ulice dalej, bo nasza córka powiedziała, że ona się stąd nie wyprowadzi, że chce chodzić do tego kościoła, bo tu czuje się tak dobrze jak w domu – wspomina Piotr.
Zdaniem Renaty historia wiary od samego początku wpisuje się w historię ich rodziny.
– Gdy patrzę na naszych rodziców, to trzeba powiedzieć, że swoją wiarę zawdzięczam oczywiście najpierw Bogu, do którego należymy i od którego wszystko otrzymujemy, a następnie właśnie rodzicom. Choć tradycyjne przeżywanie wiary było u nas bardzo silne, to jednak oni przekazali nam wiarę w żywego Boga. Przypominali, że to nie jest historia, która wydarzyła się kiedyś, a my ją teraz z sentymentem wspominamy. To jest żywa wiara w realną obecność Boga – opowiada Renata. – Wychowywani w czasach postkomunistycznych nieraz buntowaliśmy się, że tata nie pozwalał nam iść na jakąś zabawę w piątek. „E, tato, no co ty, inni chodzą, może choć raz byś się ugiął?”. A tata zawsze odpowiadał: „Mnie nie obchodzi, co mówią inni. Kiedyś staniesz przed Panem Bogiem, On nie będzie pytał, co robili inni, tylko zapyta, co ty robiłaś. I co wtedy mu odpowiesz?”. Więc zawsze to było bardzo osobowe – wspomina.
Tęsknić za Jezusem
Niektórzy znajomi dziwili się, widząc, że chodzą do kościoła z małymi dziećmi, całą rodziną, albo że ich dzieci od małego nie jedzą mięsa w piątek. A oni wiedzą, że z przekazem wiary jest tak jak z uczeniem dzieci szacunku do rodziców, miłości w rodzinie, odpowiedzialności, zasad dobrego wychowania.
– Jeśli wiara ma dla nas znaczenie, to przekazujemy ją w ten sam sposób. Jeśli dzieci się nie oszukuje, jeśli one widzą, że my żyjemy w zgodzie z wyznawanymi wartościami, bo głęboko w to wierzymy, bo ma to dla nas ogromny sens, to wtedy jest łatwiej – przyznają małżonkowie. – Mówimy też otwarcie o sytuacjach trudnych w Kościele, nie uciekamy od nich. Jednak zawsze podkreślamy, że trzeba zostać w Kościele, nawet gdy jest on w niesławie.
Gdy Julia przystępowała do sakramentów, starsza córka Antonina również uczestniczyła w przygotowaniach i pomocy młodszej siostrze, która bardzo przeżywała nadchodzące wydarzenie, nie kryjąc tęsknoty za przyjęciem Pana Jezusa. „To jest moje przeżycie życia” – mówiła dziewczynka.
– Patrzę na swoje dziecko, jak ono przeżywa wiarę i pytam sama siebie, czy ja też jeszcze tak umiem – zastanawia się ze wzruszeniem mama.
Tata, który klęczy
Ze względu na najmłodszą Julkę rodzice chodzą na Mszę Świętą dla dzieci na godz. 11.30. Chcą trzymać się razem, uczestnicząc w Mszy Świętej całą rodziną. Wiedzą też, jak bardzo potrzebne jest wzajemne dopingowanie się, aby wzrastać w wierze.
– Gdy starsza córka gdzieś wyjeżdża, zawsze przypominamy o niedzielnej Eucharystii, o życiu sakramentalnym, choć widzimy, że ona sama tego pilnuje. Na jednym z wyjazdów miał być także jej chłopak. Przychodzi do mnie i mówi: „Mamo, spokojnie, mamy osobne pokoje”. Jak powiedziałam o tym w pracy, dla wielu było to niewyobrażalne – mówi Renata. – Staramy się jednak być uważni wobec córek, ale też wobec siebie samych. Jeśli któreś z nas idzie do spowiedzi, to zwykle drugie też – wyznają małżonkowie.
A owoce tej czujności i wspólnego wzrastania w wierze już widać. Córki nie mają problemu, by o godz. 22.30 przyjść i powiedzieć: „Mamo, mam ogromną prośbę, właśnie koleżanka napisała, że jej wujek umiera. Czy możesz się za niego pomodlić?”. Starsza już sama zamawia Msze Święte, bo widziała, że tak robią rodzice.
Piotr jest ogromnym autorytetem, zwłaszcza dla młodszej córki. Bardzo jej imponuje to, że tata jest ministrantem.
– Tata czyta najlepiej, najładniej wygląda w albie – stwierdza Julka.
Renata widzi też, jaką minę mają córki wpatrujące się w tatę, który klęczy i się modli.
Pan Bóg je odnajdzie!
Niektórzy nawet głęboko wierzący rodzice, zaangażowani w życie wspólnotowe stają przed problemem, że ich dzieci przestają chodzić do kościoła. Co wtedy? Pojawiają się pytania. Czy z czymś przesadziliśmy? Coś zaniedbaliśmy?
– Głęboko wierzę, że Pan Bóg dotknie te dzieci, że one odnajdą swoją drogę. Trzeba to spokojnie omadlać i głęboko wierzyć, że On je znajdzie. Mamy pokusę myślenia, że to my zawiniliśmy, coś źle zrobiliśmy, że za mało się staraliśmy, a tracimy ufność, że to słowo Boże, które przekazujemy, ma moc, że wiara nie jest z nas – podkreślają rodzice.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.