Wiara, czyli życie bez pogańskiej obawy

Głos Karmelu 52/4/2013 Głos Karmelu 52/4/2013

Nie ma osoby, która nie byłaby rozczarowana Bogiem, innymi, sobą, a nade wszystko życiem. Mamy przecież swoje obietnice, skrzętne wyobrażenia naszego szczęścia – wymarzoną ziemię i potomstwo, na które czekamy. Są to nasze marzenia o spełnieniu w różnych dziedzinach życia, które nierzadko ogniskują spojrzenie na jednym punkcie oczekiwania. Jedynie osiągnięcie tego punktu odczytujemy jako pomyślność i szczęście. Nawet nie dopuszczamy myśli, że błogosławieństwo przyjdzie z innej strony.

 

Poznali się poprzez mailową korespondencję, mieszkając tysiące kilometrów od siebie. Wszystko dzięki wszechobecnemu internetowi. Zadzierzgnęli bliższą więź na tyle, że wreszcie postanowili się spotkać, nie wiedząc jeszcze, jak wyglądają. On – naturalnie jako mężczyzna, wielokrotnie prosił ją wcześniej o przysłanie zdjęcia. Ona jednak przekonała go, aby zaczekać do momentu spotkania. Użyła argumentu, że przecież może wysłać zdjęcie mniej lub bardziej korzystne, a on nie musi się z nią od razu żenić. Mogą zostać przyjaciółmi. Po kilku latach, gdy on miał możliwość przyjazdu do USA, umówili się w Central Parku (ona była mieszkanką Nowego Jorku). Znakiem rozpoznawczym miała być róża wpięta w klapę płaszcza. Podekscytowany mężczyzna oczekiwał więc w napięciu, w umówionym miejscu i o ustalonym czasie. W pewnym momencie spostrzegł, iż w jego stronę idzie młoda, atrakcyjna kobieta, o smukłej linii, pięknych blond włosach i zgrabnych nogach. Jej krok był pewny i zdecydowany. Śmiało podążała naprzeciw niego parkową aleją. Mężczyzna z nadzieją spojrzał na jej gustowny płaszcz, elegancko dopasowany do smukłej sylwetki. Niestety, nie dostrzegł wymarzonej róży. Wymienili tylko krótkie, przypadkowe spojrzenie. Kobieta przeszła obok niego, idąc dalej przed siebie. Rozczarowany postanowił jeszcze chwilę zaczekać. Zaledwie po minucie pojawiła się inna kobieta w tym samym wieku, ale znacznie mniej atrakcyjna. Szczerze mówiąc – mało atrakcyjna. Im bardziej zbliżała się do niego, tym wyraźniej dostrzegał mankamenty jej urody. Nagle zobaczył to, czego nie chciał widzieć – czerwoną różę. Była niedbale wpięta w ciemny płaszcz, do którego wyraźnie nie pasowała. Pierwszy jego odruch mówił: „Uciekaj!”. Po sekundzie jednak odezwało się sumienie i wrażliwość, które przypomniały mu, iż wymienili ze sobą tyle ciepłych słów. Poza tym obiecał jej przecież spotkanie w kawiarni. Podszedł do idącej z przeciwka kobiety, która zdążyła już zauważyć konsternację na jego twarzy. Jeszcze raz, wysilając spojrzenie, upewnił się, co do nieszczęsnej róży, która stercząco tkwiła w klapie płaszcza. Niestety, była tam wpięta bez finezji i smaku. Mężczyzna niepewnym głosem przedstawił się i wydukał: „Tak, jak obiecałem, chciałbym cię zaprosić na kawę”. W odpowiedzi usłyszał:

„Ja bardzo pana przepraszam. Nie wiem, o co tu chodzi, ale ta piękna kobieta, która szła przede mną, wpięła mi tę różę i powiedziała, że jeśli pan mnie zaprosi na kawę, to ona będzie czekać na pana w kawiarni dwie przecznice dalej”.

Ta krótka historia, która prawdopodobnie nigdy nie miała miejsca, może nam pomóc zrozumieć, że potrzeba wielkiej odwagi, aby przyjąć to, co nieidealne. Wedle naszych wyobrażeń spełnienie obietnicy wiąże się z czymś idealnym i atrakcyjnym. Przyjęcie więc tego, co tak mało atrakcyjne w naszym życiu, wymaga odwagi i twórczości. Jak rozpoznać w nieciekawych i niepozornych szczegółach prawdziwą obietnicę? Ile potrzeba wiary, aby żyć obietnicą, nawet wtedy, gdy bardziej oczywiste wydaje się jej niespełnienie?

Nie ma osoby, która nie byłaby rozczarowana Bogiem, innymi, sobą, a nade wszystko życiem. Mamy przecież swoje obietnice, skrzętne wyobrażenia naszego szczęścia – wymarzoną ziemię i potomstwo, na które czekamy. Są to nasze marzenia o spełnieniu w różnych dziedzinach życia, które nierzadko ogniskują spojrzenie na jednym punkcie oczekiwania. Jedynie osiągnięcie tego punktu odczytujemy jako pomyślność i szczęście. Nawet nie dopuszczamy myśli, że błogosławieństwo przyjdzie z innej strony. Dotyczy to szczególnie wyobrażeń duchowego wzrostu. Bardzo chętnie kreujemy własną drogę realizacji świętości. Wiarę traktujemy jako ekspansywną strategię zdobywania co nóż nowego trofeum dla Boga. Nie ma chyba bardziej męczącej wizji wiary. Mimo tego, często chcemy tak dojrzewać, selekcjonując fakty godne zaakceptowania. Chcemy realizować się duchowo według własnej jednowymiarowej mapy. Jest to jednak tylko spełnianie siebie. Tymczasem abrahamowa wiara jest zaprzeczeniem samowystarczalności, gdyż dysponuje wędrowca do bycia cudzoziemcem, który potrafi porzucić oczywistość, aby wyjść poza dotychczasowe granice myślenia i przeżywania. Wiara to przyjmowanie Bożego działania. Dodajmy – działania tajemniczego. Abraham wierzył i ufał niekonwencjonalnemu działaniu Boga. W taki sposób Boża obietnica toruje sobie drogę przez wydarzenia życia naznaczone różnymi trudnościami.

Bóg zawsze proponuje nam coś więcej. Owszem, jest tam miejsce na nasze plany i projekty duchowego wzrostu. Mamy swoje marzenia tak jak Abraham. Jednak potomstwo i ziemia, które otrzymał Patriarcha nie były celem same w sobie. Oprócz dobrodziejstwa, jakie stanowiły, były znakiem błogosławieństwa, a więc znakiem obecności Boga w historii człowieka – w przestrzeni (ziemia) i w czasie (potomstwo). Przymierze Boga z Abrahamem jest nie tylko historycznym paktem, przypieczętowanym rytualnym gestem obrzezania, ale zaproszeniem dla każdego wierzącego, by uczył się żyć prawdziwą obietnicą. Co to znaczy?

Chodzi o to, aby być gotowym do przyjęcia wydarzeń, które zaprzeczają osobistej wizji szczęścia bez przekonania, że jest to zło konieczne. Wierzący to ten, kto potrafi przyjąć niepożądane fakty w sposób hojny, serdeczny i wspaniałomyślny, nie dając im odczuć, że są niechcianym gościem. Nie chodzi o zwyczajną akceptację tego, co i tak jest nieuniknione. Chodzi o to, żeby wyjść temu naprzeciw, przyjąć postawę czynną i odpowiedzialną również wobec zła, które mnie spotyka i które mogłoby mnie zniszczyć. Wierzący jest nie tylko odważny poprzez gotowość do życia obietnicą. Jest także inteligentny w jej rozpoznawaniu i w rozpoznawaniu drogi jej realizacji. Jako że obietnica jest zawsze niewyczerpana i ciągle odsłania się na nowo, życie człowieka wierzącego stawia go w całkowitej i nieustannej zależności. Odpowiedzią na obietnice może być jedynie wiara przeżywana jako aktywne oczekiwanie, czyli uczenie się rzeczywistości. Wiara, o której możemy powiedzieć, że jest potrzebowaniem i pragnieniem. Jest nieustanną zgodą na zależność i na bycie zaskakiwanym. Dlatego też życie człowieka wierzącego jest ciekawsze. Nawet, gdy wybiera to, co mniej atrakcyjne i rezygnuje z tego, co najbardziej koniunkturalne, w ostatecznym rozrachunku nigdy nie traci. Abraham otrzymał dwie obietnice: potomstwo i ziemię. Paradoksalnie do tej pierwszej dojrzał wtedy, gdy był gotów ofiarować wyczekiwanego syna. Obietnica życia osiągnęła swoją pełnię, gdy Abraham był gotów na śmierć Izaaka. Cóż dopiero powiemy o ziemi? Był bardziej cudzoziemcem niż zamożnym szejkiem. „Wyszedł, nie wiedząc dokąd idzie” (Hbr 11, 8). Podobnie mężczyzna z Central Parku, który miał odwagę wybrać do końca, pomimo tak silnie narzucającej się pokusy ucieczki.

Wiara jako „potrzebowanie” to coś więcej niż nieustępliwe wpatrywanie się w obietnicę. Wiara nie jest potencjalnością, lecz aktualnością. Jest przeżywaniem wszystkiego w relacji do Boga już teraz. Wiara karmi się Jego obecnością. Nie prowokuje do ucieczki od teraźniejszości np.: w pozorną duchowość (pokusa spirytualizmu), a jednocześnie nie pozwala zatrzymać się na doczesności (pokusa hedonizmu). Autentycznie wierzący to człowiek zdrowo zaangażowany w swoje życie, obowiązki, naukę i pracę. Przeżywa on swoją kondycję jako ciekawą wędrówkę. Ta wędrówka nie jest ewakuacją ­– jak nie było nią wyjście z Egiptu, ale podążaniem w sprecyzowanym kierunku. Chodzi o wyjście, które nie jest ucieczką i o zależność, która nie jest uwikłaniem. Wiara jest wędrówką w określonym kierunku. Cel to dotarcie do Ziemi Obietnic.

Wierzący oznacza inteligentny. Życiowe przeciwności nie są wrogiem, choć momentami wielką jest pokusa traktowania życia jako spisku. Aby dać szansę obietnicy, trzeba zdecydować się wyjść jak Abraham. Wiara oznacza przyjmowanie również tego, czego się boję i co odrzucam. Wiara to przyjmowanie życia bez pogańskiej obawy, że coś utracę.

Przyjmij Boga, który się ukrywa w tym, co pozornie tak mało atrakcyjne. Obietnica jest najbardziej dostępną w codzienności, w szczegółach twojego życia przyjmowanego z wiarą. Każdy dzień, który przychodzi, ma różę w klapie płaszcza. Wiele z tych dni to dni ciekawe, pociągające, piękne i atrakcyjne – aż chce się żyć. Jest też wiele dni niepozornych, którym trzeba wyjść naprzeciw. Niejednokrotnie Bóg spełnia swoją obietnicę przez to, od czego chcielibyśmy uciec. Wiara jest odwagą w przyjmowaniu tego, co nieidealne. Ziemia obiecana nie jest tym, co idealne, ale tym, czego najbardziej potrzebujesz. Ziemia obiecana jest prawdą, która mówi: Bóg jest wierny. Bóg jest wierny w Chrystusie, który jako Syn Człowieczy miał odwagę przyjąć to, co nieidealne – ludzką naturę zranioną grzechem. „W Nim otrzymuje błogosławieństwo wybrania ród Abrahama na całym świecie, bo ten patriarcha staje się ojcem ludów dzięki temu, że synowie obietnicy rodzą się z wiary, a nie z ciała” (papież Leon Wielki).

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...