Z prof. Andrzejem Zybertowiczem z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu rozmawia Łukasz Kaźmierczak
Od powstańca styczniowego do „młodego, wykształconego z dużego miasta” – czy tak w wielkim skrócie wygląda ewolucja polskiego patriotyzmu?
– Dla socjologa patriotyzm to zespół idei, który otrzymuje paliwo w pewnych sytuacjach historycznych, ale w innych okolicznościach może mu tego paliwa najzwyczajniej w świecie zabraknąć. Ludzie przyjmują postawy patriotyczne z dwóch głównych powodów. Pierwszy to przekazywanie patriotyzmu w rodzinie z pokolenia na pokolenie, niejako „wysysanie go z mlekiem matki”. Poczynając od wierszyka „Kto ty jesteś? Polak mały”, ludzie mają wytworzone pewne nawyki reagowania na sytuacje społeczne oraz sposób interpretowania świata – z perspektywy właśnie Ojczyzny, jej potrzeb i interesów. Ponieważ jednak te nawyki w konfrontacji z ciśnieniem rzeczywistości bywają osłabiane, dlatego też występuje jeszcze drugie źródło patriotyzmu w postaci tego, co socjologowie nazywają mechanizmami kontroli społecznej.
Na czym polega owa kontrola?
– Przykładowo, jeżeli młodzi ludzie zgłaszali się na ochotnika do wojska w sytuacji zagrożenia militarnego kraju, to ci, którzy tego nie robili, czuli się nieswojo, tracili reputację w oczach kobiet i reszty społeczeństwa, byli postrzegani jako niemęscy, jako osoby tchórzliwe. Taki mechanizm odfiltrowywał i negatywnie sankcjonował postawy ludzi obojętnych wobec spraw swojej Ojczyzny. Tymczasem po dekadach komunizmu, po szoku naszej transformacji ustrojowej i przejściu do społeczeństwa konsumpcyjnego ten mechanizm osłabił się na obu polach.
Coś się zacięło?
– Sporo mówią nam preferencje polityczne, gdy uwzględnimy geografię Polski. Okazuje się, że środowiska najpierw SLD-owskie, a w ostatnich latach także te związane z Platformą Obywatelską, mają najwyższe poparcie w województwach, które leżą na ziemiach uzyskanych po II wojnie światowej, a znacznie niższe np. w rejonie podkarpackim. Zazwyczaj w tym kontekście wskazuje się, że tam, gdzie więzi społeczne były okrzepłe, a w rodzinach przekazywano wzorce kultury narodowej, to partie, które w swoim działaniu nie kładą nacisku na troskę o Ojczyznę, mają znacznie mniejsze poparcie. Natomiast tam, gdzie ludzie zostali wrzuceni w nieznane otoczenie, gdzie więzi społeczne są płytkie lub wręcz porozrywane, gdzie nie ma zakorzenienia i zakotwiczenia w tradycji, tam osłabł również patriotyczny przekaz.
Ale teoretycznie wszędzie powinna przecież zadziałać wspomniana kontrola społeczna?
– Tutaj dochodzą jeszcze czynniki ekonomiczne i polityczne. Bo pomimo że nie tak mała część naszego społeczeństwa żyje w nędzy, to znacznie więcej Polaków funkcjonuje w warunkach dostatku. Co więcej, jest to dostatek historycznie bezprecedensowy. Nie zapominajmy także, że od dekad nie mieliśmy do czynienia w naszej części kontynentu z międzynarodowymi konfliktami militarnymi. Presja społeczna istotnie osłabła również dlatego, że system jest pluralistyczny i dynamiczny – oznacza to, że jednostka nieakceptowana w jakiejś zbiorowości może się przenieść do innej zbiorowości, do innej części kraju albo nawet zupełnie wyemigrować. I często bez większego kłopotu znaleźć pracę, zapewnić sobie byt bez konieczności bycia identyfikowanym, rozpoznawanym jako „swój”, jako członek pewnej wspólnoty. A zatem dwa, wcześniej historycznie uformowane, mechanizmy generujące patriotyzm osłabły.
I to wystarczyło?
– Na to nakłada się jeszcze gra wpływowych środowisk opiniotwórczych i grup interesu, np. tych skupionych wokół „Gazety Wyborczej”. W mojej ocenie środowiska te zachowują się tak, jakby korzystne dla nich było, że postawy patriotyczne słabną, zanikają albo są spychane na zupełny margines, do jakiegoś cywilizacyjnego zoo. Na przykład do stref określanych mianem pseudokibiców.
Tak, ten tytuł prasowy musiał tutaj prędzej czy później paść.
– Nietrudno zauważyć, iż „GW” atakuje chrześcijaństwo i polski Kościół katolicki, który jest depozytariuszem naszej tradycji patriotycznej. By zrozumieć strategie „GW”, warto ponownie przeczytać ważną, zbyt słabo nagłośnioną, książkę prof. Grzegorza Kucharczyka Strachy z Gazety (wydaną przez Frondę). To, co środowiska liberalno-kosmopolityczne oferują Polsce, prof. Zdzisław Krasnodębski nazwał projektem modernizacji przez depolonizację. Dodałbym, że jest to wizja modernizacji przez dechrystianizację. Próbuje się bowiem Polakom wmówić, że powinniśmy odwrócić się od naszej tradycji narodowej, która ma być jakoby jednym wielkim pasmem utrapień i wstydu. A gdy już odrzucimy „ciemnogród” tradycji chrześcijańskiej, a zwłaszcza nasz katolicyzm „nieotwarty”, to wtedy będziemy się mogli szybko modernizować i stać tak nowocześni jak reszta Europy. Ale to rozumowanie jest nie tylko socjologicznie błędne, ale także wytworzyło pewną nieoczekiwaną dla jego zwolenników społeczną reakcję.
Myśli Pan o „patriotyzmie oddolnym”?
– Tak. Nazywam to wynurzaniem się Archipelagu Polskości – tysięcy inicjatyw patriotycznych – z bagna bylejakości i obojętności. Otóż, niezależnie od tego, że nasz patriotyzm został osłabiony w wielu regionach i środowiskach, to w wielu innych poprzez przekaz rodzinny i kulturowy – nawet w wariantach tak kontrowersyjnych jak środowiska kibicowskie – pozostaje nadal dość silny. Nie da się go całkowicie wyeliminować ze świadomości zbiorowej. A ludzie sięgają po aktywność obywatelską, gdy widzą, że coś, co jest ważną częścią ich tożsamości, jest przedstawiane jako rzecz paskudna i „obciachowa”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.