Wiele osób musi ciężko pracować, by utrzymać siebie i swoją rodzinę i wolny czas staje się luksusem. Refleksja nad tym, na co poświęcam czas, jest zawsze korzystna, bo dzięki niej możemy spojrzeć na swoje życie z innej perspektywy.
Można powiedzieć, że nasze problemy z czasem nie biorą się z tego, że mamy inne serca i głowy niż nasi przodkowie, ale z tego, że otaczająca nas rzeczywistość nabrała tempa. Czy zarządzanie sobą w tym rozpędzonym czasie nie jest walką z cywilizacją?
Myślę, że trochę tak, choć nie do końca. Mamy przyjąć nasze „tu i teraz”, a więc także cywilizację, w której żyjemy – miejsce, w którym mieszkamy, pracę, którą wykonujemy – nie możemy pozostać „niewcieleni”. Równocześnie musimy bronić swojej godności, by nie stać się maszynami w często przygniatającej nas rzeczywistości. Cywilizacja wywiera na nas ogromny nacisk i dlatego trzeba starać się zachować w życiu przestrzeń refleksji, ciszy, kontemplacji. Gdy tak jest, człowiek wychodzi do świata inny, silniejszy; nie bez walki i zmagania, ale jednak wzmocniony. Istotny jest więc z jednej strony szacunek dla realności mojego życia, ale z drugiej – uznanie, że właśnie w tej samej rzeczywistości mogę wybierać, decydować o sobie i być posłuszną dobrym natchnieniom Ducha. Chodzi trochę o rozerwanie przestrzeni między bodźcami, które na nas działają, a naszymi reakcjami na nie. Ta przestrzeń to strefa walki o naszą wolność. Wspomniany już przeze mnie Stephen Covey napisał w jednej ze swoich książek, że przeżył prawdziwą rewolucję w myśleniu, gdy sobie to uświadomił.
Chodzi więc o to, by nie być niewolnikiem czasu?
Tak. W ramach naszej posługi we Wspólnocie Chemin Neuf prowadzimy rekolekcje w ciszy. Przyjeżdżają na nie różni ludzie. Muszą na tydzień wyrwać się ze swojego życia – wziąć urlop, zapewnić opiekę dzieciom, załatwić wcześniej wiele różnych spraw – po to, by przeżyć tydzień w domu rekolekcyjnym, siedzieć wiele godzin w ciszy i milczeniu i jeszcze za to zapłacić. Mówimy im, że warto stracić czas, po to, by coś ważnego zobaczyć i by zyskać nową perspektywę działania.
Zarządzanie opiera się na wybieraniu. Nie mogę być wszędzie i nie mogę robić wielu rzeczy naraz. Czym mam się kierować w tej niełatwej selekcji?
Idea zarządzania sobą w czasie opiera się na wyznaczeniu tego, co dla danego człowieka jest najważniejsze, i w dobraniu środków do realizacji tego celu. W perspektywie całości ludzkiego życia bardzo dobrze ujmuje to św. Ignacy w swoim Fundamencie do Ćwiczeń Duchownych, mówiąc: „Człowiek po to jest stworzony, aby Boga, Pana naszego chwalił, czcił i Jemu służył i przez to zbawił duszę swoją. Inne zaś rzeczy na obliczu ziemi są stworzone dla człowieka i aby mu pomagały do osiągnięcia celu, dla którego jest on stworzony”. A odnosząc to do naszych codziennych wyborów – one powinny być wpisane w to, co uznaję za wybór podstawowy, którym jest na przykład stan, w jakim żyję. Jeśli żona i mama wybiera jakieś zaangażowanie na zewnątrz domu, to jej wybór będzie wpisany w to, że jest właśnie żoną i mamą i ma z tego tytułu obowiązki. Gdy coś wybiera zakonnik, to – myślę – ten wybór będzie wpisany w jego realia życia. Spośród palety różnych możliwości wybieram to, co najbardziej pomaga mi w osiągnięciu tego, co uznałam za najważniejsze dla swojego życia.
Co mówi ktoś, kto mówi, że „ciągle nie ma czasu”?
Trzeba się przyjrzeć mechanizmom, które kryją się za takim stwierdzeniem. Co się dzieje, że ten człowiek żyje w pewnego rodzaju chaosie? Nie umie wybierać tego, co ważne? Nie umie planować? A może nie umie dzielić się obowiązkami?
Szczegółowej odpowiedzi może udzielić przyjrzenie się tzw. „matrycy zarządzania czasem” znanej też jako „kwadrat Eisenhowera”. Według tego schematu wszystkie sprawy i wydarzenia naszego życia można podzielić na cztery kategorie wymagań czasowych. Kryterium podziału to sprawy ważne i sprawy pilne. Pierwsza kategoria to rzeczy i ważne, i pilne, czyli konieczności – wszystko, co muszę bezwzględnie załatwić i co ma swój nieodwołalny termin. Druga kategoria to rzeczy ważne, ale niepilne. Mogę ich przez jakiś czas nie robić i świat się nie zawali, jednak gdy się nie zajmę nimi przez dłuższy czas, odczuję dotkliwe konsekwencje. W tej kategorii mieści się wszelkiego rodzaju profilaktyka, wszelkiego rodzaju inwestycje, ale pojęte szeroko: umysłowe, zdrowotne, dotyczące budowania relacji i przekazywania odpowiedzialności. Na przykład mamy dziecko i możemy (bo się nam to wydaje szybsze i skuteczniejsze) wciąż podejmować za nie decyzje. Gdy jednak nie zaczniemy go w pewnym momencie życia uczyć odpowiedzialności, to ono w dorosłości zbierze gorzkie owoce takiego wychowania. Trzecia kategoria to rzeczy nieważne i pilne, które robimy, bo często zaspokajają naszą potrzebę bycia ważnym. Tu mieści się czas poświęcany na zdobywanie informacji, które wypada znać, tu są także te sprawy, których się podejmuję, chociaż nie chcę, bo nie wypada odmówić. Czwarta kategoria to rzeczy nieważne i niepilne. Składają się na nią między innymi wszelkiego rodzaju nałogi. Nie unikniemy życia w pierwszej ćwiartce – zawsze będziemy mieli sprawy i ważne, i pilne. Trzeba jednak zadać pytanie, jaką część czasu one nam zajmują. Czy ich udział w naszym życiu się zwiększa? Gdy poświęcamy czas na tzw. drugą ćwiartkę, czyli sprawy ważne, ale niepilne, zabezpieczamy się przed kryzysami. Jeśli najwięcej czasu pochłaniają mi sprawy ważne i pilne (czyli pierwsza ćwiartka) – żyję w ciągłym stresie. Łatwo wtedy wskakuję do czwartej ćwiartki, bo muszę jakoś odreagować to potężne napięcie, w którym jestem.
Czyli generalnie: więcej drugiej ćwiartki!
Tak, więcej czasu na planowanie, zapobieganie, podtrzymywanie, rozwój relacji itp. Inaczej mówiąc: trochę zwolnij. Przemyśl to, co chcesz robić, dlaczego chcesz to robić, jak to osiągniesz. Jak zadbasz o najważniejsze relacje w twoim życiu? Co zrobisz, by wzmocnić relacje z mężem, żoną, dziećmi? Jak zadbasz o zdrowie? A skoro mówisz, że Pan Bóg jest dla ciebie najważniejszy, co to znaczy? Jak zadbasz o tę fundamentalną relację?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.