Słychać zarzuty, że w stanie wojennym, który władze PRL wprowadziły 32 lata temu, Kościół nie zachował się odważnie. To fałsz wpisany w walkę z katolikami, bo Episkopat i poszczególni księża stanęli wówczas na wysokości zadania. Tym, którzy nie pamiętają, warto to przypomnieć, a tym, którzy nie wiedzą – uświadomić.
Ofiara życia
Ale Kościół zapłacił także prawdziwą krwią swoich kapłanów za ich zaangażowanie na rzecz prawdy, wolności i ludzkiej godności. Politolog Andrzej Grajewski, były członek Kolegium IPN, ustalił, że od 13 grudnia 1981 r. do ostatnich dni PRL doszło do siedmiu zabójstw księży współpracujących z opozycją antykomunistyczną. Ofiarami funkcjonariuszy SB lub „nieznanych sprawców” kojarzonych ze służbami PRL byli: ks. Jerzy Popiełuszko, ks. Stanisław Niedzielak, ks. Sylwester Zych, ks. Stanisław Suchowolec, ks. Stanisław Palimąka, ks. Antoni Kij i ks. Stanisław Kowalczyk (o. Honoriusz).
Najbardziej znana jest męczeńska śmierć ks. Jerzego Popiełuszki, który 19 października 1984 r. został uprowadzony, a potem zamęczony i utopiony w zalewie na Wiśle koło Włocławka przez funkcjonariuszy MSW: Grzegorza Piotrowskiego, Leszka Pękalę i Waldemara Chmielewskiego. Ks. Jerzy był nie tylko charyzmatycznym kaznodzieją, lecz także społecznikiem, który prowadził zbiórki dla prześladowanych, organizował kursy, wspierał sądzonych i skazywanych za działalność polityczną. Władze PRL najbardziej nie mogły jednak znieść słynnych kazań kapelana „Solidarności” wygłaszanych w czasie Mszy św. za Ojczyznę w kościele św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu. W MSW odbywały się liczne narady, podczas których debatowano, jak „uciszyć” ks. Popiełuszkę. Jednym z pomysłów było – jak ujawnił mecenas Edward Wende, oskarżyciel posiłkowy w procesie toruńskim – porwanie kapłana i zasypanie go żywcem w starych bunkrach wojskowych w Kazuniu. To tylko pokazuje, jaką wściekłość rządzących budził duchowny, który – mimo licznych gróźb – twardo głosił w homiliach, że w Polsce stanu wojennego „proces nad Chrystusem nadal trwa”. I że „uczestniczą w nim ci wszyscy, którzy zadają ból i cierpienie braciom swoim (...) którzy usiłują budować na kłamstwie, fałszu i półprawdach, którzy poniżają godność ludzką”. Te słowa budziły Polaków, dlatego w ciszy gabinetów władzy zapadła ostateczna decyzja, że kapelan „Solidarności” musi zginąć. Czarne od ciosów zmasakrowane ciało zamordowanego kapłana jest wymownym symbolem zaciekłości, z jaką walczono z Kościołem w tym czasie.
Nie tylko ks. Jerzy
Na tle męczeństwa kapelana „Solidarności” mało znany jest tragiczny los chociażby ks. Stanisława Kowalczyka (o. Honoriusza) z Wielkopolski, który od 1975 r. był głównym duszpasterzem akademickim w kościele dominikanów w Poznaniu. Powszechnie szanowany o. Honoriusz po wprowadzeniu stanu wojennego skupił wokół siebie ludzi wielkopolskiej „Solidarności”, dając represjonowanym oraz ich rodzinom wsparcie moralne, a także materialne. Dominikanie pod jego kierunkiem pomagali internowanym, zbierali fundusze, gromadzili dokumentację prześladowań, organizowali Msze św. za ojczyznę i obchody „zakazanych” świąt narodowych. W klasztornych pomieszczeniach odbywały się konspiracyjne dyskusje naukowe oraz spotkania z robotnikami i rolnikami. Z tego powodu ks. Kowalczykowi 17 kwietnia 1983 r. „przydarzył się” wypadek samochodowy pod Wydartowem niedaleko Mogilna. Ciężko ranny trafił do szpitala przy ul. Lutyckiej w Poznaniu, gdzie 8 maja 1983 r. zmarł. Opozycja od początku podkreślała, że do kraksy doszło w dziwnych okolicznościach – na pustej i prostej drodze przy idealnej pogodzie. Późniejsze badania wykazały, że zakonnik nie zasnął przy kierownicy. Panowało przeświadczenie, że był to zamach SB. Podejrzenia wzmagał fakt, że esbecy naciskali na przeora dominikanów, aby ogłosił z ambony, że o. Honoriusz zginął w „zwyczajnym, nieszczęśliwym wypadku”.
Pogrzeb ks. Kowalczyka (dziś ma on ulicę swego imienia przy Wielkopolskim Urzędzie Wojewódzkim), który odbył się w Poznaniu 12 maja 1983 r., zgromadził kilkanaście tysięcy ludzi i stał się wielką manifestacją patriotyczną. Był to sprzeciw poznaniaków wobec władz stanu wojennego, ale jednocześnie hołd złożony o. Honoriuszowi za jego odważną działalność i zarazem podziękowanie dla całego Kościoła. Bo wbrew szerzonym dziś opiniom Kościół nie miał taryfy ulgowej i poniósł dotkliwe straty w stanie wojennym.
Komisja Nadzwyczajna ds. Działalności Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w latach 1981–1988 (tzw. komisja Rokity) w swoim raporcie napisała jednoznacznie: „Księża katoliccy byli wyodrębnioną przez MSW grupą osób, które przez sam fakt przynależności do tej grupy znajdowały się automatycznie w zasięgu działań operacyjnych MSW”. Proces generałów kierujących Departamentem IV (do walki z Kościołem) – Władysława Ciastonia i Zenona Płatka – wykazał, że w resorcie poza zwykłymi strukturami istniała nieformalna grupa przestępcza zwalczająca księży współpracujących z opozycją. Komisja Rokity wyliczyła, że na skutek działań funkcjonariuszy MSW w latach 1981–1989 życie straciło co najmniej 91 osób, a w tej grupie – przypomnijmy – było siedmiu duchownych, którzy nie wahali się przeciwstawiać złu i bronić uciskanych. Nie kto inny jak Adam Michnik, oceniając w paryskiej „Kulturze” (lipiec 1983) postawę Kościoła w stanie wojennym, napisał wprost: „Nigdy po 1945 r. Episkopat tak jednoznacznie nie domagał się respektowania swobód obywatelskich i na tak szeroką skalę nie organizował pomocy dla prześladowanych”. Warto te słowa przypominać dziś, kiedy w lewicowo-liberalnym przekazie rola Kościoła jest ustawicznie deprecjonowana, a jego zasługi tendencyjnie pomniejszane.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.