Gdy zmarł Tadeusz Mazowiecki, wielokrotnie powtarzano, że odeszła z nim cała epoka. To z pewnością prawda. Niewielu jednak dodawało, że epoka, w której żył Tadeusz Mazowiecki, była dla Polaków trudna i najeżona wieloma dramatycznymi dylematami. Dorastając do roli polskiego męża stanu, Mazowiecki — dla sporej części opinii publicznej symbol odzyskanej w roku 1989 niepodległości — był zarazem człowiekiem uwikłanym w wiele owych trudnych polskich dylematów. Jego wielkość polegała nie tylko na tym, że potrafił je z powodzeniem rozwiązywać, lecz również na tym, że potrafił wyciągać konsekwencje z popełnianych błędów.
Gdy zmarł Tadeusz Mazowiecki, wielokrotnie powtarzano, że odeszła z nim cała epoka. To z pewnością prawda. Niewielu jednak dodawało, że epoka, w której żył Tadeusz Mazowiecki, była dla Polaków trudna i najeżona wieloma dramatycznymi dylematami. Dorastając do roli polskiego męża stanu, Mazowiecki — dla sporej części opinii publicznej symbol odzyskanej w roku 1989 niepodległości — był zarazem człowiekiem uwikłanym w wiele owych trudnych polskich dylematów. Jego wielkość polegała nie tylko na tym, że potrafił je z powodzeniem rozwiązywać, lecz również na tym, że potrafił wyciągać konsekwencje z popełnianych błędów.
Ten wstęp jest konieczny, aby zrozumieć znaczenie stosunkowo mało znanego epizodu, jakim była wizyta Tadeusza Mazowieckiego u kard. Stefana Wyszyńskiego w Gnieźnie 11 czerwca 1975 roku. Był to moment bardzo istotny dla przyszłego premiera, wówczas jedynie redaktora naczelnego miesięcznika „Więź”. Fragmenty zapisków kard. Wyszyńskiego z tego spotkania były publikowane[1]. W tym miejscu posłużę się jednak wyłącznie własnymi wspomnieniami.
Zaproszenie do Gniezna na dwudniowy pobyt — i to wraz z całą redakcyjną delegacją — oznaczało wyrażenie zaufania przez prymasa Polski. Problem w tym, że zaufanie to nie było wcześniej sprawą aż tak bardzo oczywistą. Jeśli nawet między prymasem a redaktorem naczelnym stosunki były od pewnego czasu coraz lepsze, to ten gest ze strony kard. Wyszyńskiego miał z pewnością wyraźnie ukazać tę poprawę.
W delegacji „Więzi” najważniejszą osobą był oczywiście Mazowiecki, ale do Gniezna został on zaproszony ze swoimi współpracownikami, wśród których byli: Wojciech Wieczorek, Zdzisław Szpakowski, Jan Turnau, Jacek Wejroch oraz ja — jako redakcyjna „młodzież”. Było to dla mnie wielkie i silne przeżycie, tym bardziej że to przez kardynała Wyszyńskiego byłem bierzmowany w roku 1958, na krótko po tym, jak wyszedł on z internowania i otoczony był w mojej rodzinie nimbem bohatera.
Do Gniezna przyjechaliśmy wieczorem poprzedniego dnia i nocowaliśmy na terenie kurii, by dopiero rano być przyjętym przez kard. Wyszyńskiego. W programie wizyty było zwiedzanie katedry, muzeum i Ostrowa Lednickiego, po którym oprowadzał nas ówczesny sekretarz prymasa, ks. Józef Glemp.
Siedziba prymasa i zarazem kurii położona jest tuż obok archikatedry gnieźnieńskiej, prymas polecił nam więc zwiedzenie katedry. Czynił przy tym znamienne uwagi o długowieczności Kościoła i epizodycznej, z punktu widzenia dziejowego, władzy komunistów. Słowa te akurat w tym miejscu miały jakąś niezwykłą siłę.
Przytaczam takie szczegóły nie gwoli samego wspominania, lecz aby wskazać, jak starannie wizyta była zaaranżowana przez gospodarza, którym był kard. Wyszyński. Nie było to i nie mogło być żadnym przypadkiem, lecz było wynikiem wyrazistego zamysłu politycznego.
Istotą pobytu nie było oczywiście zwiedzanie Ostrowa Lednickiego lub archikatedry, lecz rozmowy. Prymas zorganizował właściwie coś w rodzaju małej konferencji, jaka odbywała się w jego gabinecie. Jej protokół, choć niepisany, był jednak ściśle określony. Najpierw słuchał naszych wystąpień. Nie pamiętam, w jakiej one były kolejności, z całą pewnością jednak najistotniejsze było wystąpienie samego Mazowieckiego. Gospodarz notował to, co mówiliśmy, a następnie podsumowywał krótko to, co od każdego z nas usłyszał. Bardzo trafnie odczytywał nie tylko treść, ale i intencję wypowiedzi. Mój „referat” dotyczył młodzieży i choć nie mogę go dzisiaj odtworzyć, to jednak zawierał zawoalowaną krytykę duszpasterstwa młodzieżowego. Posługiwałem się przykładem z mojej parafii. Byłem jednak w mojej krytyce bardzo ostrożny. Prymas od razu odczytał moje intencje i wprost powiedział, że można i trzeba mówić bardziej otwarcie.
W trakcie tych rozmów kardynał wtrącał niekiedy też ironiczne anegdoty dotyczące jego spotkań z władzami, również tych wcześniejszych z Gomułką. Komunistyczni władcy sportretowani byli w tych opowieściach jako dość niegrzecznie zachowujący się chłopcy, których on, człowiek dorosły i dojrzały, musi dla dobra sprawy tolerować.
Skuteczny pragmatyk
Najistotniejszą postacią był w naszej grupie w oczywisty sposób Tadeusz. Nie wiem, czy w trakcie naszego pobytu w Gnieźnie spotkał się z kardynałem już bez nas w cztery oczy. Jest to moim zdaniem bardzo prawdopodobne, nic mi jednak na ten temat nie wiadomo.
Było zarazem dość czytelne, z jakim przesłaniem przyjeżdża redaktor naczelny „Więzi” i dlaczego prymas Polski go w taki sposób przyjmuje. Widoczne już było, że „cud gospodarczy” epoki gierkowskiej kończy się i pozostaną po nim tylko długi. Reżim skłócił się ze wsią, wracając do posunięć, które sygnalizować mogły powrót do polityki ograniczania prywatnej własności ziemi, oraz zapowiadał zmiany w konstytucji ze sformułowaniami o „przewodniej roli PZPR”. Istotne było również rodzenie się opozycji w najrozmaitszych jej formach, poczynając od akcji zbierania podpisów pod rozmaitymi listami protestacyjnymi, aż po działalność opozycyjnych „salonów”, w których w dość zorganizowanych formach i regularnie dyskutowano o polityce. Wyczuwalne było narastanie opozycyjnych nastrojów wśród młodszego pokolenia inteligencji, które miało za sobą rewoltę studencką z marca 1968 roku. Wielkie znaczenie miała też rewolta robotnicza z grudnia 1970 roku. Polityka „socjalistycznej konsumpcji” pierwszych lat Edwarda Gierka wyciszyła nastroje, ale jej kryzys ujawniał wszystkie problemy ze zdwojoną siłą.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.