O naiwności, beztrosce i braku realistycznego myślenia w sprawie bezpieczeństwa militarnego Polski – z dr. Grzegorzem Kwaśniakiem rozmawia Wiesława Lewandowska
– To znaczy, że obrona własnego terytorium swoimi siłami w ogóle nie wchodzi w rachubę?
– To znaczy tylko tyle, że nie ma nawet ogólnego pomysłu na to, jak bronić kraju, choć pojawia się coraz więcej przesłanek, że powinniśmy się do tego pilnie przygotowywać. Tymczasem zarówno gdy chodzi o wspomnianą reformę dowodzenia, jak i np. o zakupy uzbrojenia mamy wciąż jeden wielki chaos, w którym rządzi przypadek albo naciski lobbystów...
– Czego trzeba, aby ten wojskowy chaos ustawić wreszcie w dwuszeregu?
– Żeby skutecznie odbudować nasze bezpieczeństwo militarne, trzeba mieć jasną koncepcję obrony. Takiej koncepcji, niestety, nie ma!
– Czy była kiedykolwiek w III RP?
– Wydaje się, że jedynym pomysłem alternatywnym w stosunku do z góry narzuconego i niezmiennie obowiązującego od 15 lat projektu tworzenia armii ekspedycyjnej była budowa wojsk obrony terytorialnej. Niestety, ten pomysł „niepoprawnych wojskowych” jest intensywnie sabotowany przez obecny rząd, mimo permanentnego braku lepszego rozwiązania. A przecież znakomitą okazją do wykreowania jakiegoś nowatorskiego projektu był niedawny przegląd bezpieczeństwa narodowego przeprowadzony przez BBN – niestety, nic z niego nie wynikło. Teraz czekamy na
od dawna odwlekany termin publikacji nowej Strategii Bezpieczeństwa Narodowego. Obawiam się, że nadal nie będzie żadnych rewelacji...
– Jest Pan autorem takiej alternatywnej, opozycyjnej strategii. Na czym, według Pana, powinna polegać dobra Strategia Bezpieczeństwa Narodowego dla Polski?
– Na identyfikacji tzw. miękkich i twardych zagrożeń. Zagrożenia miękkie to te, które występują w czasie pokoju (np. działanie wrogiej agentury, niszczenie kultury i tradycji, wojna informacyjna). Ich zwalczanie nie jest trudne, nie jest tu potrzebna żadna pomoc NATO. Zagrożenia twarde (np. prowokowanie konfliktów, dokonywanie zamachów, uderzenia rakietowe i lotnicze) również w większości można zwalczać we własnym zakresie. Sojuszniczej pomocy musimy oczekiwać jedynie w przypadku bezpośredniego ataku zbrojnego na terytorium naszego kraju. Uważam jednak, że jeśli sami zdołamy uporać się z większością miękkich i twardych zagrożeń, to do tego najgorszego na pewno nie dojdzie, ponieważ Rosja w pierwszej kolejności wykorzystuje wewnętrzną słabość i bezradność swych ofiar.
– Twierdzi Pan jednak, że dzisiejsza Polska – a zwłaszcza jej elity polityczne i wojskowe – zupełnie nie jest przygotowana, a nawet nie rozpoznaje wszystkich zagrożeń. I nawet po wydarzeniach za wschodnią granicą tkwi w błogostanie i letargu...
– Polska powinna była przebudzić się już co najmniej kilka lat temu, po rosyjskiej agresji na Gruzję w 2008 r., która była oczywistym wstępem do dalszych kroków Rosji. Wtedy polskie elity rządzące wyśmiewały tego rodzaju obawy i oczerniały ludzi, którzy odważyli się je zgłaszać. Wydaje się, że dopiero teraz większość polskich polityków się obudziła, a społeczeństwo zrozumiało powagę sytuacji. Jednak podobnie jak przedtem, znowu zaczyna się polityczne wyciszanie problemu, minimalizowanie zagrożenia, uspokajanie społeczeństwa. Widać rządzący stwierdzili, że lepiej ukrywać jak najdłużej każdą groźną prawdę, niż ponieść polityczne straty.
– I teraz, jak chyba nigdy dotąd, cała nasza strategia obronna, całe bezpieczeństwo narodowe opiera się na tych sojuszach, z których polscy politycy są tym bardziej dumni, tym bardziej mają okazję podkreślać swe zasługi w dziele ich zawarcia.
– Obawiam się, że nasi politycy pokładają zbyt wielkie nadzieje w Ameryce i w dyplomacji europejskiej, że nie chcą dostrzegać lub wprost lekceważą grę globalnych interesów ponad naszymi regionalnymi głowami... Po doświadczeniu Ukrainy jest wszakże pewna nadzieja, że reset amerykańsko-rosyjski zostanie wyhamowany i Amerykanie jednak zainteresują się nieco bardziej Europą Środkowo-Wschodnią. Oczywiście, nie ma co do tego żadnych gwarancji...
– Może jednak możemy liczyć na bardziej realne wsparcie, gdy zajdzie realna potrzeba?
– W sytuacji, gdy amerykańskie siły wycofały się już przecież z Europy i ponoć pozostał już tylko jeden ciężki batalion czołgów w Niemczech, ewentualna pomoc musiałaby przypłynąć z samej Ameryki, co zajęłoby 2-3 miesiące. Mimo to elity wciąż łudzą naród realnością i skutecznością sojuszniczej pomocy, zaniedbując własne przygotowania do obrony kraju. W Polsce nawet dziś, gdy sytuacja tego wymaga, nie dyskutuje się, nie rozmawia o bezpieczeństwie kraju, nie szuka się własnych rozwiązań. Rządzący po prostu nie potrafią, a może nie chcą zajmować się obronnością i bezpieczeństwem Polski...
– Dlaczego III RP nie zdołała się dorobić własnej strategii obronnej?
– Dlatego, że bezkrytycznie i naiwnie liczy na wsparcie sojuszników. Ostatnie oryginalnie polskie prace dotyczące polskiej obronności powstały w II RP w latach 30. ubiegłego wieku, a w dzisiejszej wolnej Polsce – i to po 25 latach! – dosłownie na palcach jednej ręki można by policzyć osoby zdolne do stworzenia podobnie fundamentalnych opracowań. Ani Akademia Obrony Narodowej, ani Sztab Generalny nie wykreowały ludzi zdolnych do wykonania tego rodzaju zadania.
– Dlaczego?
– Panujące w naszych siłach zbrojnych konformizm i nepotyzm powodują, że nasze elity wojskowe są bardzo słabe, a nowoczesna polska myśl obronna po prostu nie istnieje. Wprawdzie powstał niedawno Parlamentarny Zespół ds. Wojska Polskiego, ale skupia on głównie posłów opozycyjnych... Działa też Narodowe Centrum Studiów Strategicznych – jako inicjatywa kilku prywatnych osób, które próbują poszukiwać jakichś sensownych koncepcji bezpieczeństwa militarnego Polski.
Jest to jednak, niestety, kolejna wyłącznie prywatna inicjatywa, która próbuje zastępować niesprawne i niechętne instytucje państwowe. I jak to już wielokrotnie w historii Polski bywało, obywatele muszą się bronić sami.
– Można by zatem ze smutkiem powiedzieć, że w III RP nie odrodziła się ani polska armia, ani polski system obronny?
– Niestety, tak. Mamy dziś armię w stanie chaosu, którego nikt nie ogarnia, ani nawet nie chce ogarniać. Pozostaje tylko liczyć na najbliższe wybory parlamentarne i zdrowy rozsądek Polaków.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.