Te Deum na Evereście

Przewodnik Katolicki 35/2014 Przewodnik Katolicki 35/2014

Z Bartłomiejem Wróblewskim, tegorocznym zdobywcą Korony Ziemi rozmawia Łukasz Kaźmierczak

 

Zazwyczaj nic nie jest jednoznaczne…

– I tak samo jest w górach. W przypadku tamtego człowieka można było stawiać różne pytania: dlaczego on się tam znalazł bez wystarczającego wsparcia logistycznego, czy nie podejmował zbyt dużego ryzyka, czy był odpowiednio przygotowany. W sensie technicznym pomocy mogła mu udzielić tylko ośmioosobowa grupa ratowników. W takiej sytuacji ty sam jesteś bezradny, bo nic nie możesz zrobić – jedynie rozmawiać, apelować, przekonywać innych. Mówimy zresztą o sytuacji, w której każdy musi uważać także na siebie. To wszystko nie rozgrywało się w ułamkach sekund, tylko prawie dwa dni. Ostatecznie, choć było tam kilka wypraw wspinaczkowych, pomoc nie została zorganizowana. Tamten człowiek umarł. W codziennym życiu mówimy w takich przypadkach o dążeniu do sukcesu bez względu na koszty.

Co Ciebie w takich sytuacjach pionizuje?

– Modlitwa. W górach zawsze mam ze sobą różaniec. Ale modlitwa nie jest jakimś szczególnym aspektem wypraw górskich, tylko stałym elementem mojego życia, nieważne czy jestem w domu, w pracy, czy w górach. Wyniosłem to z domu. Zmieniają się tylko jej formy. Podczas tegorocznej wyprawy na Everest, codziennie śpiewałem Te Deum. I kiedy wszedłem na szczyt,  pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem, to właśnie uklęknąłem i odśpiewałem „Ciebie Boga wysławiamy”. No, odśpiewałem, to może za dużo powiedziane.

Na tej wysokości to pewnie: „wycharczałem”.

– Tak, wycharczałem, to jest chyba dobre słowo (śmiech). A więc Te Deum jako akt strzelisty w momencie, który zdarza się pewnie raz w życiu, bo za życia wyżej już człowiek nigdy nie będzie.

Teraz zamarzyło się Tobie coś innego. Chcesz realizować „odwróconą” Koronę Ziemi.

– Od dawna zastanawiałem się nad tym, jak przekuć tę przygodę, aby służyła innym. Szesnaście lat podróży i wspinaczki było doświadczeniem bardzo indywidualnym. Dlatego teraz chciałbym pomóc w jakiś sposób ludziom, którzy żyją tam, gdzie te góry się znajdują, jeśli starczy sił może na wszystkich siedmiu kontynentach. I bardzo chciałbym, żeby taka „odwrócona” Korona Ziemi miała misyjny charakter.

Misyjny?

– Owszem, ponieważ mam silne przeświadczenie, że wiara, która nie jest przekazywana, do pewnego stopnia jest martwa. A głoszenie Chrystusa jest naszym podstawowym obowiązkiem jako chrześcijan. Tymczasem widziałem wiele miejsc, np. w Nepalu czy w Tybecie, gdzie chrześcijaństwo praktycznie jest nieznane. Myślę o takich projektach, które są nakierowane na wszystkich ludzi w danej społeczności, ale jednocześnie wspierają działalność misjonarzy. Do tego chcę wykorzystać zebrane doświadczenia, kontakty i wydeptane ścieżki do pozyskiwania potrzebnych funduszy.

Jak to sobie wyobrażasz?

– Należy skupić się na pierwszym projekcie. We wschodnim Nepalu powstaje nowa misja. Potrzeby są ogromne, bo to bardzo biedne miejsce w jednym z najbiedniejszych krajów w Azji. Na pewno trzeba zbudować szkołę i izbę położną. W promieniu kilkudziesięciu kilometrów nie ma takiej izby, z czego bierze się wysoka śmiertelność kobiet i dzieci. W innych miejscach potrzeby będą oczywiście inne, być może nawet niekoniecznie pomoc materialna, bo akurat, tak jak w przypadku Australii czy Ameryki Północnej, pieniędzy tam nie brakuje. Na razie zaczniemy od szkoły i zobaczymy, co z tego wyniknie. Bezpieczniej mówić, że celem jest pierwszy szczyt „odwróconej” Korony Ziemi. 

 

Bartłomiej Wróblewski – doktor prawa, konstytucjonalista, dyrektor Instytutu Prawa Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Poznaniu, twórca Archiwum i Muzeum Polskich Korporacji Akademickich, Członek Klubu Wysokogórskiego w Poznaniu, zdobywca Korony Ziemi (1998–2014) – wszystkich najwyższych szczytów poszczególnych kontynentów. Prowadzi stronę www.7szczytow.pl.

 

 

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...