Zamki na lodzie

Niedziela 44/2014 Niedziela 44/2014

O niezręcznościach, bezradności, obietnicach, postpolityce i politycznym kiczu z Anną Zalewską rozmawia Wiesława Lewandowska

 

– A jak Pani sobie z tym radzi? Jest na to jakaś dobra recepta?

– Wydaje mi się, że jako polonistka wiem, jak używać języka w zależności od tego, do kogo mówię. Dobrze pamiętam też swoje pierwsze poselskie doświadczenia ze środowiskami wiejskimi i nauczkę, by się nie wymądrzać, tylko prostym językiem cierpliwie wyjaśniać trudne sprawy. Wtedy zrozumiałam, że poseł, polityk ma być doradcą i pomocnikiem, a nie gwiazdą z telewizji. Wyborcy oczekują od nas jasnego przekazu, języka bez ozdobników. Wysoki poziom abstrakcji jest dopuszczalny wyłącznie w debatach eksperckich, a nie w komunikowaniu się z obywatelami. A, niestety, często nawet w mediach – które powinny tłumaczyć rzeczywistość – mamy do czynienia z dość mętnymi, ogólnikowymi wypowiedziami, z których emanują sztuczność i nieszczerość.

– Na przykład?

– Moim zdaniem, właśnie exposé pani premier i komentujące je wystąpienie szefa Klubu Parlamentarnego PO, pana Rafała Grupińskiego, to wręcz kliniczne przykłady ogólnikowości i populizmu.

– Ma Pani na myśli apel o pojednanie skierowany do Jarosława Kaczyńskiego?

– To już nawet więcej niż zwykły populizm – to wielka manipulacja! Na szczęście niezbyt udana, z powodu nieoczekiwanej reakcji prezesa Kaczyńskiego. Jego gest wobec Donalda Tuska był nie tyle nieoczekiwanym spełnieniem życzenia pani premier, co zaprzeczeniem postawionej przez nią tezy o jednostronnej nienawiści PiS wobec PO, o osobistych animozjach Jarosława Kaczyńskiego wobec Donalda Tuska. Moim zdaniem, pani premier chciała zakonserwować ten stereotyp, bo dzięki niemu łatwiej jest rządzić.

– Zakończenie wojny polsko-polskiej nadal nie będzie możliwe?

– Gdyby pani premier rzeczywiście chciała zakończyć tę – wymyśloną przecież i rozpoczętą przez Donalda Tuska – wojnę polsko-polską, to miała znakomitą okazję wykonania spektakularnego gestu: mogła odejść od mikrofonu, by podać rękę szefom opozycji. To byłoby naprawdę godne polityka, męża stanu, który naprawdę chce pojednania.

– Tymczasem gest pojednania został wymuszony na opozycji...

– To nie było wymuszenie, lecz oczywista kolej rzeczy. To, na co my jako opozycja – a szczególnie PiS – nie możemy pozwolić, to wmawianie ludziom, że spór polityczny jest wojną, że opiera się na zbiorowej bądź osobistej nienawiści. By temu właśnie zaprzeczyć, Jarosław Kaczyński podszedł do Donalda Tuska.

– Zachowanie prezesa PiS było dużym zaskoczeniem dla wszystkich. Jedni podziwiali, drudzy mówili o kapitulacji, przyznaniu się do winy...

– W swoim wystąpieniu mówiłam, że PiS i PO zawsze będą dzieliły diametralne różnice w ocenie polskiej rzeczywistości. Będziemy się spierać, ponieważ zabiegamy o inną Polskę. Mówiłam też, że nie można sprowadzać polityki do personalnych niechęci, jak to zrobiła pani premier, prymitywnie manipulując faktami.

– Pani wystąpienie oceniono jako zbyt wojownicze. Niesłusznie?

– Mówiłam dynamicznie, to prawda. Musiałam bowiem przekrzykiwać posła Stefana Niesiołowskiego, podnieść głos, aby nie było słychać jego wulgaryzmów, aby nie dać się wytrącić z równowagi. Nikogo nie obrażałam. Zawsze staram się dyskutować merytorycznie. Zauważyłam jednak, że im celniejszych argumentów używam, tym bardziej zarzuca mi się używanie języka agresji. Niestety, ludziom w Polsce skutecznie wmówiono, że PiS uprawia politykę językiem wojny. Takie podejście do opozycji z góry wyklucza jakąkolwiek rzeczową debatę.

– Czuje się Pani bezradna?

– Występując publicznie, zwłaszcza w mediach, staram się uciekać od zaczepek. Zresztą, jako politycy wiecznie atakowanej opozycji – także przez media, które w Polsce nie kontrolują rządu, lecz opozycję – jesteśmy po wielu już latach zaprawieni w boju, nauczyliśmy się sprawnie odpierać ataki, demaskować fałsz i niesprawiedliwe oceny. Jesteśmy wyćwiczeni i zawsze przygotowani na najgorsze. I potrafimy sobie już całkiem nieźle radzić.

– To prawda. Jednak mistrzami w budowaniu dobrego wizerunku pozostają politycy partii rządzącej. Właściwie dlaczego?

– Odpowiedź jest prosta: przede wszystkim dlatego, że mają za sobą większość mediów. Pocieszające jest jednak to, że na tym nieskazitelnym wizerunku partii rządzącej od pewnego czasu pojawiają się rysy. Weźmy pod uwagę choćby osobę i exposé pani premier. Już na pierwszy rzut oka można było dostrzec nieprawdziwość, sztuczność... Moim zdaniem, wizerunek sprawnych rządów PO już od dawna trąci politycznym kiczem.

– Tyle że ów kicz wciąż podoba się całkiem pokaźnej liczbie Polaków. A nowa pani premier znów wiele obiecuje.

– To prawda. W exposé pojawiała się zapowiedź poprawy w wielu dziedzinach, ale w roku... 2016. Na najbliższy rok rząd pani premier Kopacz nie jest w stanie zaproponować niczego realnego. Wszystkie pieniądze i wszystkie zadania, o których mówiła, są skrojone pod unijne fundusze strukturalne. Ale przecież nie są to jeszcze pewne pieniądze, ponieważ pani minister Elżbieta Bieńkowska zostawiła niedokończone sprawy; nie rozliczono poprzedniej perspektywy budżetowej. Do wyjaśnienia pozostają dotychczasowe wydatki na inwestycje kolejowe (sprawa Pendolino) oraz drogowe. Jeśli nie rozliczymy prawidłowo poprzednich wydatków, nie dostaniemy następnych pieniędzy. O niepewnych obietnicach pani premier można by mówić godzinami... Chyba najbardziej oburzyła mnie informacja o wspaniałej możliwości studiowania polskich studentów za granicą. Pani premier nie dodała choćby jednego słowa o podnoszeniu jakości rodzimych wyższych uczelni, ani słowa o pracy dla absolwentów naszych uczelni.

– Pani premier snuła więc wizje zamków na lodzie?

– Powiedziałabym raczej, że pływała pod lodem... Każda z informacji podanych w exposé była manipulacją, półprawdą albo dowodem na to, że pani premier nie ma odpowiedniego rozeznania w materii rządzenia. Wydaje się tak po kobiecemu bezradna.

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...