„Kto kocha Kościół na pewno nie powie, że diakonat stały jest niepotrzebny” - mówi ks. dr hab. Dariusz Iwański, który odpowiadał za przygotowanie do święceń pierwszych diakonów stałych w Polsce.
Jeśli kandydat jest mężem, to potrzebuje zgody żony.
Przynajmniej dwa razy w ciągu trzech lat formacji diakonów pytałem ich żony czy się zgadzają. Pierwszą zgodę daje żona w momencie rozpoczęcia kursu przez męża. Po dwóch latach odbywa się swoiste scrutinium z żoną kandydata. W trakcie rozmowy w cztery oczy, dyrektor Ośrodka Formacji pyta wówczas wprost czy żona na podstawie już doświadczonego zaangażowania męża w sprawy Kościoła nie czuje zagrożenia dla ich małżeństwa. Gdyby był choćby cień zagrożenia, to trzeba koniecznie odstąpić od próby wyświęcenia takiego kandydata. Pierwszym jego powołaniem jest małżeństwo! Wprawdzie diakonem może być też osoba bezżenna, ale praktyka pokazuje, że wszyscy kandydaci ze szkoły w Przysieku byli żonaci.
Jak Kościół rozwiązuje sprawy finansowe związane z posługą stałych diakonów?
Może to dziwnie zabrzmi, ale diakonat stały to zajęcie dla osób, które mogą sobie na to pozwolić. Dlaczego? Zawsze powtarzałem kandydatom z naszej szkoły, że zgłaszając się do diakonatu stałego proszą o więcej pracy. Przy zaangażowaniu w życie małżeńskie i rodzinne, już mają niemało zajęć. Stąd moje pytanie do nich: czy was na to stać? Także z finansowego punktu widzenia. Jeśli ktoś szedłby do diakonatu z myślą, że to będzie intratne zajęcie, że przy kościele trochę dorobi, to byłby to niewybaczalny wprost błąd. Do diakonatu może pójść człowiek, który na pewnym etapie swojego życia osiągnął tzw. małą stabilizację i ciągle czegoś mu brakuje, przede wszystkim w sensie duchowym. To musi być człowiek, który będzie mógł pogodzić swoje życie zawodowe i rodzinne z funkcją diakona. Chociaż nie wykluczam, że diakon 20-tysięcznej parafii może mieć tyle obowiązków, że de facto będzie wykonywał pracę wikarego. Będzie go wóczas trzeba zatrudnić na stałe, bo trudno sobie wyobrazić, żeby jeszcze zarabiał na etacie. Na chwilę obecną i dokumenty kościelne, i młodziutka tradycja podają inny model postępowania. Do diakonatu idą ludzie niezależni finansowo. Z innej strony, diakonowi, który np. odprawia pogrzeb nie można odmówić zapłaty, która z mocy prawa kanonicznego mu się należy.
Jak wygląda sytuacja diakona po święceniach?
Kapłana biskup może posłać do pracy na drugim końcu diecezji. Diakona teoretycznie też, ale w praktyce biskup jest bardziej elastyczny, bo uwzględnia chociażby to, że ten człowiek ma swoją pracę, ma rodzinę. Poza tym najczęściej jest tak, że to proboszcz zgłasza biskupowi kandydata. I robi to z myślą, że ów kandydat – po święceniach – będzie pracował w swojej parafii.
Księża się boją, że wprowadzenie stałego diakonatu podważy sens celibatu. Moim zdaniem, paradokslalnie, diakonat stały jeszcze podkreśli rangę celibatu. Okaże się nagle, że diakon, który ma rodzinę i dzieci nie jest w stanie robić wielu rzeczy, które musi zrobić prezbiter. Diakon nigdy nie będzie tak dyspozycyjny jak kapłan, przynajmniej teoretycznie. Księży nikt nie wyprze i nikt nie zastąpi. Diakoni mają rolę pomocniczą. Niemniej jednak ich praca może być nieoceniona. Zaznaczam, że nie myślę o rodzinie diakona jako obciążeniu dla niego, ale jednakowoż ma on wobec niej bardzo wiele zobowiązań.
Zna Ksiądz osobiście pierwszych wyświęconych w Polsce diakonów stałych. Jak można ich scharakteryzować?
Scharakteryzować?
Co to są za ludzie?
(śmiech) To są dobrzy ludzie, którzy mieli marzenia. Marzyli, że może kiedyś diakonat będzie ich udziałem. Są oddani Kościołowi na różnych niwach – we wspólnotach, w katechezie, w studium teologicznym. Kiedy nasi biskupi wprowadzili ustalenia Soboru Watykańskiego II dotyczące diakonatu stałego okazało się, że ich marzenie może się ziścić.
Działalność Diecezjalnego Ośrodka Formacji Diakonów Stałych w Przysieku została zawieszona, ale Ksiądz właściwie nigdy nie został odwołany z funkcji dyrektora.
Po zamknięciu szkoły jeszcze przez dwa-trzy lata otrzymywałem telefony z pytaniami od zainteresowanych diakonatem. Tu i ówdzie są ludzie, którzy się żywo interesują tym tematem. Nie jest to jednak zjawisko masowe i nigdy nie będzie. Osobiście jestem gotów nadal dzielić się swoim doświadczeniem na temat stałego diakonatu, chociaż już coraz mniej mam do powiedzenia. Sytuacja jest przecież dynamiczna, a ja już nie mam kontaktu z faktycznymi diakonami i kandydatami do diakonatu.
Lata kierowania ośrodkiem w Przysieku to był czas niełatwy, ale też dający wiele satysfakcji z powodu pracy nad bardzo przyszłościową „działką” Kościoła. Kto kocha Kościół na pewno nie powie, że diakonat stały jest niepotrzebny.
Rozmawiał Przemysław Radzyński
Artykuł pochodzi z eSPe 9-10/2014. Całe czasopismo można za darmo pobrać ze strony: www.e-espe.pl
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.