„Wolałabym tutaj siedzieć z tobą i z małą Nikolą na rękach i mówić, że warto urodzić, że wszystko można przetrzymać. Że aborcja to nie jest jedyne rozwiązanie”. Chwilę później rozlega się szloch…
Co czułaś zaraz po „poronieniu”?
Spadł mi kamień z serca. Pamiętam, że mocno krwawiłam. Byłam obłożona ręcznikami, miałam drgawki. A dopiero potem, jak zaczęłam o tym myśleć, wszystko zaczęło się potęgować. Ból, żal, złość, rozpacz, smutek, ogromny ciężar. Miałam pragnienie, by się wyspowiadać, powiedzieć o tym komuś.
Jak dotarłaś do spowiedzi?
Męczyło mnie to, że nie mogę o tym z nikim porozmawiać. Wtedy poszłam do katechetki z mojej szkoły i poprosiłam o pomoc. Ona powiedziała, że mi pomoże i zaprowadziła mnie do księdza, który mnie wyspowiadał.
W czasie spowiedzi kapłan pytał mnie, dlaczego to zrobiłam. Powiedział, żebym nadała imię mojemu dziecku i się modliła. Po spowiedzi poczułam ogromną ulgę, zrzuciłam ten ciężar. Pewnie do końca życia będę o tym pamiętać i nosić to w sobie. Najbardziej po spowiedzi cieszyłam się z tego powodu, że szczerze żałuję tego, co zrobiłam. Że jeszcze miałam odwagę przyjść i przyznać się, że popełniłam błąd.
Ksiądz mi powiedział, żebym już nie wracała do samej aborcji, ale myślała raczej w ten sposób, że mam w niebie małego aniołka, który modli się za mnie, jest u Boga, bo jest bez grzechu, i zawsze się za mną wstawi.
Masz teraz stały kontakt z tym księdzem, który Cię spowiadał?
Tak.
Co myślisz o kobietach, które mówią, że mają prawo do własnego brzucha?
Zawsze byłam przeciwko aborcji w stanie zaawansowanym. Nie wyobrażam sobie, żebym miała robić „skrobankę” po tym, kiedy na przykład poczuję, że mnie dziecko kopie albo rusza się w brzuszku. To kobiety bez serca.
W Twoim przypadku nie było innego wyjścia?
Mogłam urodzić moje dziecko i oddać je do adopcji, ale bałam się tego, że kiedyś będę go szukać. Nie poradziłabym sobie z tym, że je oddałam. Strasznie by mnie bolało to, że ono jest gdzieś u obcych ludzi, a nie ze mną. Czasem sama siebie przekonuję, że w moim przypadku to jeszcze nie była aborcja, tylko poronienie, choć to kłamstwo. Tłumaczę sobie, że ona jeszcze wtedy nie miała rączek i nóżek, a serduszko jeszcze nie biło. Że była mała jak ziarenko piasku. Wtedy jest łatwiej.
Czego oczekiwałaś wówczas od otoczenia?
Akceptacji. Żeby mnie nikt nie wyśmiał, że wpadłam, że się puszczam. Bałam się takich kazań… Wiem, co wtedy przeżywałam – to wydarzyło się tak nagle, nikt tego nie planował.
Co byś teraz powiedziała dziewczynie, która zaszła w ciążę w młodym wieku?
Na pewno, żeby nie usuwała. Że da sobie radę. Najgorsze byłoby te kilka pierwszych miesięcy. A gdyby zobaczyła pierwszy uśmiech swojego dziecka, już byłoby jej wszystko jedno, co inni o niej mówią. To musi być piękny moment.
Tęsknisz za swoim dzieckiem?
No… Tęsknię (płacz). Ale najbardziej to żałuję. Wolałabym tutaj siedzieć z tobą i z małą Nikolą na rękach i mówić, że warto urodzić, że wszystko można przetrzymać. Że aborcja to nie jest jedyne rozwiązanie. Nigdy sobie nie wybaczę. Chyba nie doczekam momentu, kiedy stanę przed lustrem i powiem, że sobie przebaczam.
Planujesz już teraz kolejną ciążę, nie boisz się powikłań zdrowotnych po tym „poronieniu”?
Wierzę w to, że teraz wszystko będzie w porządku. Wiadomo, że mój organizm już zawsze będzie o tym pamiętał. Ja i tak już mam wystarczającą karę. To się będzie za mną ciągnęło do końca życia. Wierzę, że Pan Bóg już mi nie dołoży cierpień, sama się wystarczająco ukarałam.
Czego byś sobie teraz życzyła?
Chciałabym skończyć szkołę i założyć szczęśliwą rodzinę. Chciałabym mieć synka i córeczkę. I chciałabym, żeby moim dzieciom niczego nie brakowało. Marzę o tym, że w każdą niedzielę będziemy chodzić razem do kościoła, a później zjemy wspólny obiad przy dużym stole z białym obrusem. Tyle, to moje największe marzenie.
rozmawiała Karolina Krawczyk- Kraków
Cały najnowszy numer znajdziesz tutaj: http://wydawnictwo.net.pl/886/CZAS-SERCA-wrzesien-pazdziernik-2013.html
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.