Niektórzy święci tak ukochali krzyż, że stał się on częścią ich imienia. Siostry Franciszkanki Służebnice Krzyża kontemplują tajemnicę krzyża. Co oznacza niesienie krzyża przez człowieka?
Niektórzy święci tak ukochali krzyż, że stał się on częścią ich imienia. Siostry Franciszkanki Służebnice Krzyża kontemplują tajemnicę krzyża. Co oznacza niesienie krzyża przez człowieka?
S. Barbara Rut Wosiek: Matka Elżbieta Czacka wiele razy powracała do tematu Krzyża. W swoich Notatkach osobistych Matka pisze:
„«O Jezu, daj, abym ukrzyżowana wraz z Tobą, Boże mój i Panie mój, żyła Twoją tylko miłością w tym życiu i Twoją tylko miłością cieszyła się w życiu przyszłym».
Tę modlitewkę odmawiałam od najmłodszych lat i Pan Jezus w miłosierdziu swoim wysłuchał prośbę moją. Dał mi też Pan Jezus tajemnicę «od Ukrzyżowania». Od kilku dni, bardziej niż kiedykolwiek, dał mi Pan Jezus odczuć, z jednej strony cierpienia podobne do Jego cierpień, z drugiej strony słodycz ukrzyżowania z Nim i zjednoczenia się z Nim”.
Matka, przyjmując dla swego dzieła, jako podstawę, duchowość franciszkańską – w jej centrum umieściła Ewangelię i Krzyż. W jednej z Konferencji (18 stycznia 1940 r.) mówiła o tym:
„Trwanie u stóp krzyża powinno być naszą drogą. Jest drugi krzyż, który powinniśmy nieść i któremu służymy. Jest to krzyż wszystkich cierpiących, a zwłaszcza ślepota fizyczna czy duchowa... Czego szukać mamy u ludzi? Służenia cierpieniu. Trzeci krzyż – to jest nasz własny krzyż, który nie przez wyobraźnię sobie fabrykujemy, nie przez miłość własną. Mówię tu o krzyżu, który z ręki Bożej przychodzi. Utrata zdrowia, strata wolności. Krzyż bardzo ciężki. To jest dobry, zdrowy krzyż, który należy dobrze przyjąć”.
Św. Paweł pisze: „Co do mnie, nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa”. Dlaczego mamy się chlubić z krzyża Chrystusa?
BRW: Przy czytaniu Listu do Galatów (jak i przy innych tekstach Pisma Świętego) trzeba brać pod uwagę kontekst. Św. Paweł wielokrotnie broni „swoich” uczniów, nawróconych z pogaństwa. Nawet określa siebie jako posłanego do pogan, w odróżnieniu od Kefasa-Piotra posłanego do Żydów. Konsekwentnie wiele razy protestuje przeciw nakłanianiu czy wręcz przymuszaniu ich do przyjmowania wraz z chrześcijaństwem całego Prawa i tradycji izraelskiej. Wydaje się, że zauważa i sygnalizuje też przypisywanie sobie przez tych apostołów zasługi właściwego sposobu nawracania, czyli chlubienia się nim, a przy okazji chlubienia się również widzialnymi efektami takiego apostolstwa. Tym mocniej podkreśla, że jemu nie chodzi o takie spektakularne rezultaty, przypominając (co też wielokrotnie powraca w jego pismach) cenę: prześladowania, biczowania, więzienia, jaką płacił za swoje apostolstwo. Uczy więc, żeby nie szukać (a więc i nie „chlubić się” w pracy ewangelizacyjnej i apostolskiej) widocznych zewnętrznych efektów, ale być gotowym do podejmowania niewidocznych cierpień, wzorem Chrystusa, który przez Krzyż i Mękę świat odkupił. Czy „mamy się chlubić z krzyża Chrystusa”? Oczywiście, w tym kontekście chlubienie się nie oznacza chwalenia się, ale uświadomienie sobie samemu, że nie efekty zewnętrzne są ważne, ale trud, cierpienie, niezrozumienie, którym za te, niewidoczne często wyniki, przyszło nam zapłacić (czyli też – nie martwić się, że nas nie doceniono, nie podziękowano...).
Sługa Boża Matka Elżbieta napisała, że niesienie krzyża z cierpliwością i radością prowadzi do pełni życia Bożego. Jakim wzorem jest dla sióstr Założycielka zgromadzenia?
BRW: Wszelkie słowa, osobiste notatki i listy Matki siostry starają się zachowywać, wydawać drukiem do możliwie powszechnego użytku. Z tej lektury, także wspomnień i świadectw najstarszych sióstr, pamiętających jeszcze Matkę z osobistych kontaktów – staramy się odnajdywać nie tylko świadectwa historyczne, ale też to, co pozostaje w nich ważne i aktualne dla nas na dziś. Jednak przy korzystaniu z nich, jednym z ważniejszych wydaje się świadectwo samej Założycielki, która potrafiła, już przed prawie stu laty, sformułować tak ciągle ważny w Kościele postulat otwartości na zmiany, które nazywamy dziś za św. Janem XXIII i Soborem „znakami czasu”.
18 listopada 1927 r. Matka zapisała w swoich Notatkach osobistych znamienne słowa:
„Siostry mówią czasem: To jest «w duchu matki», albo nie jest «w duchu matki». Bardzo nie lubię, gdy się tak wyrażają. Natomiast pragnę – i wtedy tylko może być dobrze w Laskach, gdy w pełni panować będzie duch Pana Jezusa, duch Ewangelii i prawdziwa nauka Kościoła... Mówiąc: «duch matki» – obniża się i zwęża ten ideał do miary człowieka ograniczonego, słabego, omylnego. Narzędzie służy, póki Bogu się podoba. Trwa tylko Bóg i zostaje Dzieło”.
Chyba o tym najbardziej powinnyśmy pamiętać, czyli – paradoksalnie, wzorem matki, nie ją naśladować, ale uczyć się od niej tej pokory i otwartości na nowe wyzwania, jakie przed nami stawia Pan Bóg.
Siostry służą niewidomym na każdym etapie ich życia. W jaki sposób uczą ich siostry nieść krzyż Chrystusa?
BRW: Na to pytanie nie ma dobrej ani łatwej odpowiedzi, bo i temat jest dla nas bardzo szeroki i trudny. Po pierwsze – nie jesteśmy do „uczenia” ani niewidomych, ani kogokolwiek niesienia krzyża Chrystusa. Już samym problemem jest określanie – jako Chrystusowego krzyża każdego cierpienia, w tym ciężkiej i nieuleczalnej choroby; niepełnosprawności, w tym kalectwa, ślepoty i związanych z nią wielu innych, równie trudnych do uniesienia ograniczeń. Myślę, że wolno je tak nazywać tylko pod warunkiem świadomego włączania naszych udręk w Jego krzyż.
W jaki sposób miałybyśmy w tym pomagać? Z pewnością nie przez mówienie. Sama Matka, która może być przykładem podejmowania własnego doświadczenia, przestrzegała, żeby pochopnie nie nazywać „krzyżem” każdej trudności, jakże często przez siebie spowodowanej. A już mówienie przez osobę widzącą i zdrową o podejmowaniu krzyża ludziom tracącym wzrok, czy też doświadczających wspomnianych wyżej przeróżnych życiowych ograniczeń z tego powodu, wymaga niesłychanej delikatności i taktu.
Bliski nam, nieżyjący kapłan, ks. Aleksander Fedorowicz, sam doświadczany przez ciężkie choroby: gruźlicę i raka – w swoim duszpasterstwie chorych nie wahał się używać mocnych słów, ostrzegając przed „okropną drętwą mową” w próbach mówienia o tym. Przyznał sobie prawo do mówienia na ten temat w momencie, kiedy mógł się ze swoimi słuchaczami podzielić informacją, że sam jest chory na raka.
Także w naszym apostolstwie jakieś analogiczne prawo wydają się mieć niewidome siostry i niewidomi kapłani, czy inni wychowawcy, nie mówiąc o osobie samej Matki Założycielki. Dla wszystkich, czyli zarówno dla nich, jak i wszystkich, którzy z osobami niewidomymi współpracujemy – podstawowym narzędziem pomocy jest i pozostaje własne świadectwo i przykład, co zresztą jest podstawą skuteczności wszelkich działań pedagogicznych i apostolskich.
Szczególnym narzędziem wychowawczym można u nas nazwać myśl wyrażoną tak w pismach Matki, jak i we współczesnych Konstytucjach zgromadzenia: o „apostolstwie niewidomych i wspólnie z niewidomymi”. A więc nie tylko staranie o wychowanie niewidomego do możliwie najpełniejszej życiowej samodzielności i pokonywania barier edukacyjnych oraz zawodowych, ale też ukazanie tych własnych doświadczeń czy pokonywanych barier innym – zarówno niewidomym, jak widzącym – jako tym „niewidomym na duszy”, co ma też swój wymiar apostolski.
Na czym polega apostolstwo wobec „niewidomych na duchu”? Jakie „krzyże” noszą osoby, które oddaliły się od Boga?
BRW: Pierwszą sprawą jest określenie: kogo mamy na myśli, mówiąc o „niewidomych na duszy”? Mówimy i piszemy o ludziach dalekich od Boga, niewierzących, zdeklarowanych ateistach, ale też po prostu o świecie, jaki nas otacza i do którego należymy, a który żyje tak, jakby Boga nie było i nie jest tym pytaniem o Jego istnienie nawet zainteresowany. To nie pokrywa się też z pojęciem „grzeszników”, bo przecież grzesznikami jesteśmy wszyscy. Znamy scenę z faryzeuszami – osobami pobożnymi, wierzącymi i żyjącymi zgodnie z Prawem Bożym, i Jezusa dzielącego stół z grzesznikami i cudzołożnicami. Kto był w tym towarzystwie widzącym, a kto niewidomym na duszy? W każdym razie nie można tej kategorii utożsamiać z podziałem na ludzi wierzących, w szczególności dobrych rzymskich katolików, w odróżnieniu od osób żyjących, np. w nieuporządkowanych relacjach małżeńskich. W każdym razie modlimy się w Laskach i ofiarowujemy nasz „krzyż całodzienny” w intencji Ojca Świętego, Kościoła świętego i Ojczyzny oraz jako zadośćuczynienie za grzechy nasze i całego świata, w szczególności za duchową ślepotę świata, w którym siebie też odnajdujemy.
A jakie są te „krzyże” konkretnych osób i w jaki sposób zdarza się nam towarzyszyć w ich niesieniu, to chyba tylko Pan Bóg wie. Są to sprawy całkiem indywidualne. Najlepszym narzędziem apostolskim pozostaje przede wszystkim pomoc w modlitwie i świadectwo: czy osobiste spotkanie z niewidomymi, czy indywidualna rozmowa, lektura. Wszystko to znalazło się bardzo blisko w tak ważnych w ostatnich latach wezwań papieży – Benedykta XVI i Franciszka – do nowej ewangelizacji i spotkań na „dziedzińcach pogan”. Czy i na ile potrafimy się do tych programów włączyć? Bóg i czas to pokaże.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.