Autorka – Babcia Krysia – opisała dramat i radość z daru, jakim jest nowe ludzkie życie – dziecko. Nie przyszło ono w warunkach naturalnych – i to dlatego sercem Autorki miotają sprzeczne uczucia i odzywa się sumienie, które nie godzi się na to, co wybrała jej córka, ale przyjmuje życie, które dał Pan Bóg. Cierpi z powodu zła, które dokonało się. Do końca swoich dni będzie cierpieć. Gdy nas osobiście nie dotyka takie cierpienie, łatwo jest osądzać. Trudniej – jak Babcia Krysia – nieść krzyż do końca swoich dni: modlić się, dziękować i cierpieć.
Jestem „invitrową” babcią, przez co przeżywam różne sprzeczne uczucia: miłość, radość, ale też smutek i tęsknotę. Może mój list coś zmieni, coś uratuje, komuś pomoże.
7 września 2011
Dziś dowiaduję się, że Ania ma jechać do kliniki, aby pobrać komórki jajowe i rozpocząć procedurę zapłodnienia in vitro. Kompletne zaskoczenie. To już się dzieje. Po serii badań, braniu hormonów, fatalnym samopoczuciu, zbliżanie się do finału?
Wróciła z mężem wieczorem. Ania zmęczona ma bóle brzucha. Mam mieszane uczucia. Jestem przeciwna. Sugerowałam wcześniej adopcję maluszka, który gdzieś tam czeka na mamę i tatę. Musiałam jednak pogodzić się z decyzją córki. Dużo się modlę o miłosierdzie dla niej i jej męża.
8 września 2011
Około godz. 10. dowiaduję się, że pobrano aż 15 jajeczek. Dziewięć z nich jest zapłodnionych. Szok! Zostałam babcią dziewięciorga wnucząt na raz!
Co z duszami tych maleństw? Zapewne cały czas Bóg obdarza ich swoją miłością, a ja otaczam ich modlitwą. Zastanawiam się, czy mają już swego Anioła Stróża, czy otrzymują go dopiero po urodzeniu... Kocham te dziewięć wnucząt, ale nie wiem, które z nich będzie mi dane zobaczyć...
9 września 2011
Około godz. 10. spoczęło jedno dzieciątko w łonie mojej córki. Powiedziała później, że poczuła wtedy ciepło, ale osoba, która wszczepiała zarodek, była obojętna i zachowywała się rutynowo. Smutne. Pozostałe ośmioro zamrożono. Biedne dzieciątka, zamiast w cieple i pod sercem matki, spoczywają w zimnych probówkach szkła laboratoryjnego. Tak bardzo mi ich żal. Ania skłonna była przyjąć dwa zarodki, ale usłyszawszy o niebezpieczeństwach i komplikacjach, zdecydowała się na jedno.
Przyjechała zmęczona i smutna. Powiedziała mi, że jak na razie nic nie czuje do tego dziecka. Wiem, że muszę ją wspierać, choć nie akceptuję tego, co zrobiła. Tyle dzieci czeka na zastępczych rodziców.
Jest mi smutno, bo dla mnie to nie są tylko komórki, ale istoty nie mogące się do nikogo przytulić. Czy one czują moją miłość, którą im wysyłam? Biedne zamarznięte kruszynki! Kocham was! Łzy same cisną mi się do oczu... Mam już pierwsze zdjęcie – tylko cztery komórki, a raczej – aż cztery...
12 września 2011 r.
Dowiedziałam się, że Ania wczoraj miała mdłości. Czyżby dzieciątko zaczynało w niej rosnąć? Dziś w kościele modliłam się do Matki Bożej w dniu Jej święta – imienia Maryi – o opiekę nad tym dzieciątkiem i jego rodzeństwem.
23 września 2011 r.
Otrzymałam SMS: „Niestety, nie jestem już w ciąży...”. Ania z Michałem pojechali w góry. Tam mieli odpocząć, by z nowymi siłami zacząć nowe miesiące pracy. Martwiłam się o maleństwo, ale niestety nie dane było mu się urodzić... Mam nadzieję, że jest już aniołkiem przy boku Jezusa i Maryi.
Zrobiło mi się smutno. Rozpłakałam się. Już go nie ujrzę... „Wieczny odpoczynek racz tej duszyczce dać, Panie”. Tulę do serca następnych ośmioro wnucząt będących w zimnie i opuszczeniu...
30 listopada 2014 r.
W grudniu 2012 r. urodził się mój wnuczek Jaś – dzieciątko z probówki.
Przed przeniesieniem jajeczka do macicy spytano się mojej córki, czy jest gotowa przyjąć jeszcze jedno jajeczko. Córka odmówiła. Bała się komplikacji. Nie wiedziała o tym, że były mrożone parami. Wtedy zobaczyła, że zostawiono jedno, nie zamrażając ponownie.
– Chyba umarło – powiedziała przyjeżdżając do mnie i opowiadając całą historię. To położyło się cieniem na jej duszy. Zakiełkował smutek, który wcisnęła gdzieś w podświadomość. A tych w próbówce zostało sześcioro. Kiedy maluszek miał około półtora roczku ujrzałam nagle przy nim dziewczynkę – zupełnie do niego podobną, z warkoczykami. Uśmiechnęła się do mnie i... zniknęła.
Od dwóch lat pomagam opiekować się ,,szkiełkowym” dzieckiem. Obserwuję i bardzo kocham. Cieszę się, że jest na tym świecie. Rozwija się prawidłowo, mało choruje. Przytulając go, pragnę wynagrodzić mu zimno i brak bicia serca matki – tych pierwszych – być może – czterech komórek. Niedługo będzie tort, dwie świeczki, ale wiem, że powinno być o sześć tortów więcej. Pozostałym pozostaje tylko zimno i cisza...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.