"Ubik" stanowi dla mnie wzór tego, co nazywam „książkami kryptoreligijnymi”. Brzmi to mniej zaskakująco niż jeszcze dwadzieścia lat temu, tymczasem bowiem dostrzeżono, że za sprawą jego autora (a także Ursuli Le Guin i kilkorga innych pisarzy) fantastyka naukowa odkryła w pewnej chwili religię.
Dygresja o horyzontach myślowych autora
Wypada w tym momencie zatrzymać się na chwilę, sceptyczny czytelnik ma bowiem prawo wciąż sądzić, że subtelna siatka aluzji, kierujących do religijnego odczytania powieści, utkana jest przez interpretatora, który wykorzystuje składniki obecne tam przez przypadek. Filolog mógłby odpowiedzieć, że stan świadomości autora go nie interesuje: zdarzają się teksty kultury, które nabrały znaczeń bez woli swoich twórców, i nie ma przecież sensu analogiczny protest, że Sofokles wielce by się zdziwił, dowiedziawszy się, co w jego Królu Edypie znalazł Freud, ani też, że Mervin Cooper, kręcąc w 1933 r. King Konga, nawet nie pomyślał o problemie relacji między naturą i kulturą.
W przypadku Ubika taka zuchwała odpowiedź sprawiłaby jednak, że nie dostrzeglibyśmy całej osobliwości pisarstwa Dicka. Rzecz bowiem w tym, że ten autor literatury zaliczanej nie bez powodu do kultury pop wykraczał znacznie poza zwyczajne dla niej horyzonty myślowe. „Zakres jego lektur był prawie nieograniczony” – stwierdza biograf pisarza[8]. Dick w wieku dwudziestu paru lat wielokrotnie przeczytał Finnegans Wake Joyce’a; wśród jego stałych lektur były m.in. Biblia, rękopisy znad Morza Martwego, Bhagawadgita, Stendhal, Flaubert, Maupassant, teksty gnostyckie i kabalistyczne, m.in. Mojżesz Majmonides. Nieźle czytał po łacinie. W okresie pisania Ubika rozczytywał się w Symbolu przemiany w mszy Carla Gustava Junga, którego koncepcje próbował wykorzystać po latach, gdy starał się zrozumieć wizje, jakie nawiedziły go w pierwszych miesiącach 1974 r. Jak pisał Lawrence Sutin:
Dla Dicka gnostycki pogląd, że nasz świat jest iluzoryczną rzeczywistością stworzoną przez złe podrzędne bóstwo, był nieodparcie pociągający. [...] Nie znaczy to, że Dick z przekonaniem uznałby się za gnostyka, ale jako pisarz w sposób naturalny ciążył ku teoriom, które pobudzały jego wyobraźnię i pozwalały tłumaczyć jego przeżycia[9].
Na dwa lata przed napisaniem Ubika Dickowi przydarzyło się coś jeszcze. Poznał mianowicie ekstrawaganckiego biskupa Kościoła episkopalnego Kalifornii, Jamesa A. Pike’a. Ów „dostarczył mi podczas naszych rozmów przebogatego materiału teologicznego” – wspomina pisarz w przedmowie do Labiryntu śmierci[10]. Ich spotkania wypełniały dyskusje religijne, zapewne zresztą mało ortodoksyjne, zważywszy, że Pike został niebawem zdymisjonowany i wyrzucony ze swojej wspólnoty za mieszanie chrześcijaństwa z... zoroastrianizmem. Wkrótce gorącą przyjaźń zakłóci śmierć kochanki Pike’a (!), która była równocześnie znajomą Dicka, sam zaś eksbiskup zginie tragicznie na pustyni w Izraelu. Nieomal reporterską relację o tych wydarzeniach stanowi wspominana już przeze mnie ostatnia powieść Philipa Dicka: Transmigracja Timothy’ego Archera.
W zoroastrianizmie, o którym prawdopodobnie opowiadał pisarzowi dziwaczny duchowny, podobnie jak w gnozie manichejskiej, świat jest areną walki dobrego, lecz odległego Stwórcy ze złym demiurgiem, wobec której ludzie nie mogą być obojętni.
Joe Chip, dotarłszy w pseudoświecie zmarłych do wynalazczyni ubika, Elli, mówi: „Jorry nas niszczy, a pani próbuje nam pomóc. Za panią, tak jak za Jorrym, nie stoi już nikt. Dotarłem do istot znajdujących się na obu końcach” (s. 232).
Próba rekonstrukcji fabuły po raz drugi
Spróbujmy teraz zrekonstruować podskórną akcję tej kryptoreligijnej powieści.
Dwanaście osób ze swoim Mistrzem wyrusza w podróż, która kończy się tragicznie: Mistrz zostaje zabity („oddał życie, aby ocalić nas”). Pozostała dwunastka (w tym jeden zdrajca: demoniczna Pat) uświadamia sobie, że świat, w którym żyją, nie jest światem prawdziwym, lecz złudzeniem stworzonym przez złego demiurga. Pomagają im to zrozumieć krótkotrwałe objawienia Mistrza, udzielającego im Prawdy. Demiurg jest szatański i niesie śmierć, ale prawdziwe istnienie podtrzymuje boskie tchnienie, zamknięte w puszce aerozolu (!) przez Boską Mądrość (funkcją Elli jest, przypominam, udzielanie rad).
Obecność Złego, przeciwko któremu walczą ludzie, wspierani przez Trójcę: Mistrz-Glen, Ella i Ubik, zdradza nadchodzące zimno. W obrębie powieści fantastycznonaukowej pochodzi ono z chłodni, w której znajdują się ciała naszych bohaterów. W powieści kryptoreligijnej wywodzi się ono z innego ważnego dla naszej kultury tekstu: z Boskiej komedii Dantego:
Więc się cofałem drżąc w zimnym powiewie
Za plecy Wodza, jedyne schronisko.
Stałem już, ledwo śmiem powtórzyć w śpiewie
Tam, gdzie tłum cieniów pod korą lodową
Przeświecał niby źdźbła w szklanej polewie.
[...]
Cesarz władnący nad krainą nędzy,
Z lodu wysterczał do połowy łona [...]
Jako nietoperz miał nieupierzoną
Skrzydeł pokrywę, a gdy nimi śmigał [...]
Od tego wiania Kocyt w lód zastygał[11].
Wszystko byłoby dobrze i mógłbym już zakończyć ten tekst, gdyby nie ostatni rozdział, w którym Glen widzi z kolei na monetach profil Joego Chipa. Znajduje się zatem w sytuacji analogicznej do sytuacji swoich pracowników, w stosunku do których pełnił dotąd rolę Mistrza, czy – powiedzmy to wyraźniej – Zbawcy. Ten zwrot akcji zdaje się burzyć zaproponowaną interpretację.
Problem ostatniego rozdziału
Ostatni rozdział budzi mój niepokój od czterdziestu lat i z biegiem czasu zacząłem podejrzewać, że to jest właśnie jego podstawowa funkcja. Gdyby go bowiem nie było, powieść kończyłaby się kojącym happy endem: Joe dotarł do Elli, ta obiecała mu za darmo „Puszkowany Absolut” (jak go nazwał Lem[12]), sprawa została rozwiązana, a my możemy żyć beztrosko dalej. Zniszczenie logiki opowieści w połączeniu ze złowróżbnym zdaniem ostatnim („Ale to był dopiero początek”, s. 242) pełni taką rolę, jak zakończenie opowiadania Cortazara Ciągłość parków (w którym ginie... czytelnik) czy finał wiersza Mikołaja Sępa Szarzyńskiego Napis na statuę albo na obraz śmierci:
I wy, co to ćcicie [czytacie]
Prawda, że nie wiécie
Czyli nie przymierza
Ta sroga sąpierza [zdrajczyni]
Któremu do szyje.
Strzeż się: oto bije[13].
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.