Sondaże stają się nową formą współczesnej demokracji: swoistym nieustającym referendum przeprowadzanym wśród tysiąca czy kilkuset osób, mających reprezentować całe społeczeństwo. Tak jest i w Polsce. W kampaniach wyborczych lat 2005 i 2007 mieliśmy po kilka sondaży jednego dnia! Niedziela, 20 lipca 2008
– Nie odnosi Pan wrażenia, że wyniki sondaży stają się już nie tylko argumentem w demokratycznej debacie, ale często tę debatę zastępują?
– Trafna uwaga. Czasami tak bywa. Podczas gdy w klasycznej demokracji głosowanie zawsze jest poprzedzane dyskusją, dziś debatę społeczną zaczyna się niekiedy od ogłoszenia wyników sondażowego referendum. Bywa i tak, że owo badanie jest w jakimś stopniu „ustawione” przez treść zadawanych pytań. Fotografia społecznych opinii jest wówczas pozowana.
– Odbicie w krzywym zwierciadle staje się rzeczywistością?
– Bywa początkiem debaty o rzeczywistości. A opinia publiczna może przyjąć owo niedokładne odbicie jako prawdę. Dzieje się tak zwłaszcza wtedy, gdy chodzi o sprawy, w których nie mamy jeszcze wyrobionych, utrwalonych opinii. Gdy sprawa jest nowa lub niejednoznaczna, zdarza się, że sondażowe (także te zniekształcone) fotografie, wsparte kampaniami organizowanymi przez media, mogą kreować jakąś nową tendencję, a więc uruchamiać mechanizm opisany przez socjologów jako „spirala milczenia”. Ludzie przyłączają się do opcji lansowanej przez media, odwracając od jej alternatyw.
– Czy nie mamy tu do czynienia z nadużyciem, czy socjologiczne autorytety nie powinny protestować?
– Powinny i starają się to robić. Nie zawsze jednak im to wychodzi. Jeszcze parę lat temu zamawiający sondaże chętnie zwracali się do ekspertów z prośbą o pomoc w ich ułożeniu i interpretacji, zaś organizacje socjologów mówiły dużo o potrzebie pilnowania jakości badań opinii. Akademiccy specjaliści ogłosili standardy, które miały być przez sondażystów przestrzegane. Dziś, po wielkiej ekspansji tabloidów, w związku z coraz częstszym wykorzystywaniem sondaży przez media (a także biznes i polityków) sytuacja się zmieniła. Gwałtownie wzrosła liczba sondaży, zwłaszcza tych szybkich, robionych z dnia na dzień. Akademickich ekspertów słucha się coraz mniej chętnie, a ogłoszonych przez nich standardów nie zawsze przestrzega.
– Czy we współczesnych czasach nie przeceniamy wagi badań opinii społecznej?
– Mówiliśmy już, dlaczego tak lubimy sondaże. Traktujemy je jak lustro, pokazujące nas samych, nasze opinie o świecie. Alternatywą dla sondaży mogą być głosy prezentowane przez ekspertów, elity intelektualne, polityków, świat biznesu. Używanie wyników sondaży jako ważnego czy rozstrzygającego argumentu w debacie wiąże się bez wątpienia ze spadkiem zaufania do elit.
– W ten prosty sposób możemy mieć tyranię ogłupiałego nieco tłumu…
– Nie ulegajmy zbyt pochopnie opinii, że wcześniejsze formy debaty publicznej, w których dominującą rolę odgrywały elity i autorytety społeczne, zawsze były lepsze. Zapewne opinia dobrze przygotowanej elity w sprawach, które są szczególnie trudne, jest cenniejsza od opinii ludzi, którzy niewiele na ten temat wiedzą. Ale przecież dominacja elit nieuwzględniających opinii społeczeństwa bywa również groźna. Z pewnością użycie sondaży demokratyzuje debatę, ale z drugiej strony trzeba też pamiętać, że nie o wszystkim da się dyskutować, uznając poparcie większości za argument rozstrzygający.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.