Wygraną w konkursie traktuję jako cud. W tym wymiarze prawdziwym. Jako kolejny cud w życiu moim i mojej rodziny. Wpłynęło ponad 9 tys. ankiet, ale moja córka napisała o mnie najpiękniej. Niedziela, 16 sierpnia 2009
– Dużo czasu minęło zanim dzieci zaczęły się uśmiechać po śmierci mamy?
– Dużo. Nosimy w sercach ranę do dzisiaj, ale wiadomo, że z upływem czasu nieco się zabliźnia. Iwonka była wyjątkowym człowiekiem, duszą naszego domu. Chciała pomagać wszystkim i o wszystkich się troszczyła. Należała do tych lekarzy, którzy leczyli swoich pacjentów z wielkim oddaniem i nie brali za to dodatkowego wynagrodzenia. Zawsze jej na tym zależało i bardzo tego pilnowała.
Pamiętam, jak przygotowywała większe ilości zupek warzywnych, które jadały nasze małe dzieci, po to by ich część zabrać do szpitala i karmić nimi pacjentów, którzy nic innego jeść nie mogli. Wiem, że szczególnie ludziom starszym poświęcała wiele czasu i uwagi, pomagała przy ich rehabilitacji. Pacjenci do dzisiaj przychodzą na jej grób czy Msze św. odprawiane co miesiąc w jej intencji.
– Co poradziłby Pan innym ojcom? Jak mają postępować, by zyskać taki szacunek, taką miłość, jaką dzieci darzą Pana?
– Aby starali się przede wszystkim być z dziećmi. Trwać przy nich w każdej sytuacji, zawsze wspierać. Starali się ich słuchać, mieli czas na rozmowę i zabawę. A to wcale nie jest łatwe. Wiem o tym dobrze, bo sam mam przecież swoje zawodowe obowiązki. To, że często pracuję w domu, ma swoje plusy, bo jestem na miejscu i częściej mogę być z dziećmi, ale swoją pracę muszę wykonać.
– Czy dzieci to rozumieją?
– Sądzę, że tak. Zdają sobie sprawę, że muszę myśleć o utrzymaniu rodziny.
– Gra Pan w piłkę z synem?
– Staram się, choć może nie najlepiej mi to wychodzi. Dużo częściej razem pływamy na basenie, w rzece, w jeziorze lub jeździmy na rowerach.
– Dziewczynkom doradza Pan w zakupach?
– Oczywiście. Nie tak dawno z najstarszą córką kupowałem suknię na bal maturalny. Staram się jak mogę, ale wiadomo – jestem mężczyzną. Dlatego córki wolą robić zakupy z siostrą mojej żony.
– Czytał Pan dzieciom bajki na dobranoc?
– Lubimy czytać i często odwiedzamy księgarnie. Z tatą zdecydowanie lepiej robi się tam zakupy.
– Czy pamięta Pan o wszystkich sprawach związanych z dziećmi, czy trzeba pomagać sobie zapisywaniem w notesie?
– Niekiedy trzeba mi przypominać o pewnych rzeczach, ale dzieci tego pilnują. Miałem czasem problemy z wywiadówkami. Zdarzało się, że były cztery o jednej godzinie. Musiałem wtedy wybierać. Ale nie miałem na szczęście takich sytuacji, że moja obecność w szkole była niezbędna.
– Po zdobyciu tytułu „Taty Roku” zmieniło się coś w życiu Pana rodziny?
– Narobiło się wokół nas bardzo dużo zamieszania. Rozumiemy jednak ideę konkursu. I według nas, jego organizatorzy – Stowarzyszenie Oblacka Pomoc Misjom „Lumen Caritatis”, Rzecznik Praw Dziecka, Prezydent Wrocławia, na czele z mecenasem konkursu o. Bogusławem Barańskim, zasługują na duże uznanie. Propagowanie ojcostwa to piękna idea, która – jak widać – po ilości nadesłanych zgłoszeń, znalazła powszechne uznanie.
Poza tym nic się nie zmieniło i nie zmieni. Nadal będę starał się, jak tylko mogę, wspierać swoje dzieci.
– Czym są dla Pana dzieci?
– Są prawdziwym darem. Ja i moja żona nie wyobrażaliśmy sobie, że mogłoby ich zabraknąć w naszym domu. Zawsze byliśmy dumni i szczęśliwi, bo były dla nas wielką radością. To, co naprawdę liczy się w życiu, to rodzina, dzieci. Gdy nastał dla nas trudny czas, razem było nam o wiele łatwiej. Przy dzieciach długo płakać nie można.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.