Rokrocznie ginie blisko 170 tys. chrześcijan z powodu wyznawanej wiary. Ponad 200 mln zaś jest prześladowanych. Według raportu Kirche in Not za 2008 r., społeczność chrześcijańska jest dziś najbardziej represjonowana na świecie. Pomoc niesie jej m.in. właśnie stowarzyszenie Kirche in Not. Niedziela, 14 lutego 2010
Rokrocznie ginie blisko 170 tys. chrześcijan z powodu wyznawanej wiary. Ponad 200 mln zaś jest prześladowanych. Według raportu Kirche in Not za 2008 r., społeczność chrześcijańska jest dziś najbardziej represjonowana na świecie. Pomoc niesie jej m.in. właśnie stowarzyszenie Kirche in Not, a od czterech lat również jego polska sekcja, czyli Kościół w Potrzebie
W Sudanie Południowym umiera co roku tysiące chrześcijan prześladowanych przez muzułmanów z Północy. Wyznawcy Mahometa chcą bowiem uczynić z państwa dziś chrześcijańskiego państwo muzułmańskie, rządzące się prawem szariatu. Palone są więc chrześcijańskie wsie, kościoły, szkoły. Mordowane są całe rodziny. W szczególności katolików, którzy nierzadko są krzyżowani. Chrześcijańskie dzieci są zaś porywane do wojska. Tam szkolone są tak, by w tlącej się jeszcze wojnie domowej strzelały do swoich braci. Wielu z chrześcijan przeznaczanych jest na muzułmańskich niewolników. Porywane kobiety – na niewolnice seksualne dla muzułmańskich właścicieli. Mówił o tym w ubiegłym roku przebywający w Polsce z prośbą o pomoc biskup z Sudanu Południowego – Eduardo Hiiboro Kussala.
W podobnie tragicznej sytuacji są również chrześcijanie w Iraku. To oni są obarczani przez muzułmanów odpowiedzialnością za obecność wojsk Stanów Zjednoczonych i Europy w ich kraju. Często więc na irackich chrześcijan wylewany jest gniew irackich muzułmanów za to, co dzieje się w ich wspólnej ojczyźnie. Chrześcijanie są nadal mordowani. Palone są ich domy. Innym razem posiadłości chrześcijan są konfiskowane przez społeczność islamską. Władze państwowe czy regionalne na ogół nie reagują na te akty przemocy. Stopniowo chrześcijanie stają się obywatelami pośledniej kategorii, którzy niemal codziennie muszą walczyć o swoją egzystencję.
Prześladowania chrześcijan mają miejsce także w krajach, w których nie ma żadnej wojny, czego przykładem są choćby Chiny, gdzie wciąż w więzieniach zamykani są księża i wierni niepodporządkowani rządowi. Podobnie jest w komunistycznym Wietnamie, gdzie kapłani i świeccy są skazywani na kilkudziesięcioletnie więzienia i obozy. Wielu z nich więzionych jest od początku lat 70.
Szczególnie drastycznym przykładem prześladowania chrześcijan w państwie, które szczyci się tolerancją religijną, są Indie. To właśnie tam doszło do wyjątkowo brutalnych wystąpień przeciwko wyznawcom Chrystusa. Szczególnie krwawe święta Bożego Narodzenia urządzili Hindusi chrześcijanom w 2007 r. w stanie Orisa, gdzie palono domy chrześcijan, kościoły, szkoły, kampusy szkolne, przedszkola, domy dziecka. Mordowano świeckich, księży, zakonnice i zakonników. Gdy rozpoczęła się rzeź chrześcijan z Orisy, nie reagowały służby porządkowe – ani policyjne, ani wojskowe.
Inna forma prześladowań, może nie tak bardzo drastyczna, dotyka chrześcijan w miejscu narodzenia Chrystusa – Ziemi Świętej.
W Izraelu i Palestynie. Na terenach, gdzie jeszcze przed półwieczem było blisko 20 proc. chrześcijan, dziś jest niecałe dwa. Prześladowcami chrześcijan są tu zarówno muzułmanie, jak i wyznawcy judaizmu, którzy sprowadzają chrześcijan do kategorii podludzi. Wielu z nich to potomkowie tych, którzy żyli w czasach Chrystusa. Dziś bardzo często są pozbawiani przez Izraelczyków pracy pod pretekstem popierania ekstremistycznych Arabów. Nie mogą jej otrzymać również od rodaków, ponieważ nie są muzułmanami. Traktowani są więc jak obcy na swojej ziemi.
Pomoc nieprzyjaciołom
Pomoc w tych i podobnych sytuacjach, w krajach Afryki, Ameryki Łacińskiej i Azji, bardzo szybko zaczęła nieść organizacja Kirche in Not. Do dziś wydano na wsparcie tych społeczności ponad półtora miliarda euro. Założone przed 63 laty w Belgii przez holenderskiego zakonnika, norbertanina – o. Werenfrieda van Straatena stowarzyszenie Kirche in Not nie stawiało jednak sobie tak szeroko zakrojonych celów. O. Werenfried zaapelował wówczas do swoich rodaków tylko o to, aby wsparli jeszcze niedawno butnych i okupujących Holandię Niemców. Po wojnie – zubożałych, wręcz głodnych. Odzew Holendrów, a także Belgów był zaskakujący. Zbiórka pieniędzy, bekonu i słoniny pozwoliła uratować wielu ludzi od śmierci głodowej. Od czasu tej inicjatywy o. Werenfried nazwany został bekonowym księdzem.
Jednorazowa akcja szybko przerodziła się w pomoc instytucjonalną. Do o. Werenfrieda i jego stowarzyszenia zaczęli przyłączać się kapłani z innych krajów, zakładając tam swoje oddziały Kirche in Not. Wśród setek akcji ksiądz zainicjował m.in. zbiórkę pieniędzy na motocykle dla kapłanów odprawiających Msze św. w odległych miejscowościach. Później – także „objazdowe” kaplice w krajach europejskich, a pod koniec XX wieku – nawet pływające cerkwie i kościoły dla wiernych, mieszkańców krajów b. Związku Radzieckiego. Często tylko one mogły docierać tam, gdzie nie przedarły się ani motocykle, ani terenowe samochody. Tam też od początku lat 90. ubiegłego wieku trafia olbrzymia pomoc materialna.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.