Islam resentymentu, czyli po co czytać Kalwasa

Islamsko-arabska egzotyka świetnie połączona ze znakomitymi opisami socjalistycznej, szarej Warszawy: blokowisk, sklepów z cytronetą, maleńkich cukierenek i zakładów fryzjerskich – wszystko to stanowi o ogromnej sile pisarstwa Piotra Ibrahima Kalwasa. Przegląd Powszechny, styczeń 2008



Wiara porzucona


Ten klasyczny schemat interpretacyjny nakłada się także na Kalwasowe rozumienie chrześcijaństwa, a konkretniej katolicyzmu. Jest ono szarą, brudną, pozbawioną sensu i kolorów religią grzesznego dzieciństwa i młodości. Kojarzy się wyłącznie z przymusem, dziecinnymi żartami i religijną obłudą rodziny i duchownych, jakich przyszło w życiu spotkać „Piotrusiowi” (jak o sobie niekiedy pisze autor). Od małego nie lubiłem kościołów. Bałem się ich. Nie lubiłem księży i zakonnic, bo zadawali mi wiele bólu, kiedy byłem dzieckiem. Uciekałem z lekcji religii, i ksiądz Maksymilian ciągnął mnie potem za ucho w niedzielę, na mszy, a surowa, kostyczna siostra trzepała linijką po dłoniach [6] – wspominał Kalwas w „Czasie”. A w „Salam” rozwijał te historie we wstrząsające opowieści o całującym się z zakonnicą księdzu, o zeszyciku na grzechy, jaki sobie założył, czy o matce, która sama nie chodząc na mszę, przepytywała go szczegółowo z treści kazań, udając w istocie religijne zaangażowanie. Wszystko to sprawiało, że religia była dla Kalwasa wyłącznie strachem. Gdy wspominam Kościół, księży i w ogóle całą moją dziecięcą duchowość lat siedemdziesiątych, to Epoka Słońca natychmiast staje się Epoką Mroku [7] – stwierdza. Skutek był taki, że gdy tylko dotknął piersi pierwszej dziewczyny i wypił pierwsze kwaśne wino – to natychmiast dał sobie spokój z wszelką religią.

Odrzucenie chrześcijaństwa dokonało się zatem u Kalwasa bez intelektualnego wysiłku. Zwyczajne, bardzo zresztą polskie i męskie, rozstanie się z wiarą dziadków (bo już nawet nie ojców) z przyczyn egzystencjalnych. Niechęć do kleru (typowa, nie ma co ukrywać w Polsce), akcentowanie w katechezie wyłącznie strachu, brak realnej a nie tylko deklaratywnej wiary rodziców doprowadziły do zerwania wszelkich relacji z Kościołem, co w tym okresie oznaczało także relacje z Bogiem. Wszystko to dokonywało się jednak na minimalnym poziomie wiedzy i pobożności. Nominalny katolik, nie znający swojej wiary, nie rozumiejący Kościoła został nominalnym anarchistą i nihilistą, bo to bardziej odpowiadało stylowi jego życia. Takich zerwań z katolicyzmem można opisywać tysiące. Nie każde z nich kończy się dekadencją przechodzącą w konwersję na islam, ale każde odnalazłoby się w opisie Kalwasowego stosunku do Kościoła i chrześcijaństwa w ogóle.

Tych ubogich intelektualnie, ale niekiedy zrozumiałych, przyczyn odrzucenia chrześcijaństwa wcale nie pogłębia spotkanie z islamem. Kalwas, opisując Kościół, odwołuje się wciąż do tych samych stereotypów, nie próbując się nawet z nimi rozprawiać. Jego wiedza teologiczna także się nie zmienia. Opisując Koptów czy chrześcijańskich Etiopczyków, stwierdza np., że są oni monofizytami, a to oznacza, że pomijają w ogóle człowieczeństwo Chrystusa. Chrześcijańska (ale trzeba uczciwie przyznać, że także islamska) mistyka to dla niego tylko gusła i zabobony. Krew gotująca się w złotym kielichu, Matka Boska na drzewie. Na szybie u sąsiada. Gwoździe z krzyża w kościele mariackim, całun w Turynie, pastuszkowie w Fatimie. Kula z ciała papieża w koronie Figury [8] – tak Kalwas postrzega (i nic [9] w tej kwestii pod wpływem konwersji na islam się nie zmienia, co najwyżej irracjonalne obrzydzenie dla ludowej pobożności zostaje umocnione przez doktrynę monoteizmu absolutnego) katolicyzm i chrześcijaństwo.

Niechęć do Kościoła (a może należałoby to określić wprost typowym dla pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych antyklerykalizmem) umacnia w Kalwasie jeszcze dość wybiórcze traktowanie historii. Polski muzułmanin nie przyjmuje do wiadomości faktów, ale chętnie i często odwołuje się do stereotypów. Pius XII to, dla niego, wyłącznie papież pijący chianti z Mussolinim i niepróbujący nawet palcem kiwnąć w obronie Żydów. I nie ma tu znaczenia liczba Żydów ocalonych przez samego Piusa XII, ale i nuncjuszy czy zwyczajnych księży. Kalwas wie lepiej: papież i Zachód sami z siebie nie mogli zrobić nic dobrego. Na tak jednostronne (by nie powiedzieć wprost fałszywe) postrzeganie historii Kościoła nakłada się równie fałszywa wizja Zachodu. Dla Kalwasa nie da się o nim powiedzieć nic dobrego. Żadna inna kultura i cywilizacja nie wymordowała tylu ludzi, co kultura zachodnia (…) To ta kultura spaliła znienawidzony, niezasymilowany i obcy świat Żydów i ta sama chce to samo zrobić teraz z muzułmanami, a Arabami przede wszystkim [9] – podkreśla Kalwas. A uwagi na temat dekadencji, rozpadu i immanentnego Zachodowi zła rozsiane są w całej jego twórczości. Przypomina ona w tym aspekcie pisarstwo Michaela Houellebecqa, który również pogardza dekadenckim Zachodem. Różnica między Polakiem a Francuzem polega wyłącznie na tym, że ten pierwszy odnajduje wyjście z nihilizmu. Czyli islam. Trudno zatem nie dostrzec, że religijność polskiego pisarza związana jest (przynajmniej na tym poziomie) raczej z odrzuceniem własnej tradycji, z niechęcią do niej niż z rzeczywistym przeżyciem Transcendencji. Obrzydzenie dla Zachodu i ściśle związanego z nim chrześcijaństwa – staje się uzasadnieniem konwersji, odwrócenia i odrzucenia tego, co wcześniejsze.




[6] Tenże, Czas, Warszawa 2005, s. 30.
[7] Tenże, Salam, s. 57.
[8] Tenże, Czas, s. 54.
[9] Tenże, Drzwi, Warszawa 2006, s. 77-78.


«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...