Gdy z jednej strony padają takie słowa jak tożsamość narodowa, poszanowanie tradycji, z drugiej mało kto odważy się sięgać do patriotycznego słownika, choć pod tymi samymi szyldami może kryć się system wartości różny od – w wielkim uproszczeniu – systemu wartości polskiej prawicy. Przegląd Powszechny, 2/2008
W literaturze, pewnie w sztuce w ogóle, wyraźnie widać, że twórca z pogranicza zyskuje na wyobraźni, kulturowej wrażliwości. Bez względu na to, jakie piętno odciska pochodzenie na późniejszej twórczości, znaczna liczba wybitnych rodzimych literatów wywodzi się z terenów peryferyjnych – albo nosi w sobie pierwiastki kultur zupełnie odległych. Spośród samych dwudziestowiecznych ludzi pióra: w litewskich Szetejniach przyszedł na świat Czesław Miłosz; we Lwowie – Leopold Staff, Marian Hemar, Zbigniew Herbert; w Drohobyczu niedaleko Lwowa – Bruno Schulz i Kazimierz Wierzyński; w Żmerynce (na Podolu) – Jan Brzechwa; nieopodal Kijowa – Jarosław Iwaszkiewicz; w Kałużycach na Mińszczyźnie – Melchior Wańkowicz; w Pińsku na Polesiu – Ryszard Kapuściński; w Nowej Wilejce koło Wilna – Tadeusz Konwicki; w samym Wilnie – Kazimiera Iłłakowiczówna. Spośród poetów – przynajmniej częściowo – żydowskiego pochodzenia warto wspomnieć m.in. Juliana Tuwima, Anatola Sterna, Jana Lechonia, Antoniego Słonimskiego, Bolesława Leśmiana, Jana Brzechwę, Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Takie spisy można wydłużyć, a przecież obracamy się cały czas tylko w kręgu literatury (a inne sztuki? a nauka? a polityka?). Naturalnie – dałoby się wyliczyć wybitne postacie, które niewiele wspólnego mają z tradycją kresową, których już pradziadowie mieszkali w Warszawie czy Krakowie. Chodzi nam raczej o pytanie, ile straciłaby polska kultura, gdyby wyżej wymienionych przesunąć poza nawias albo ich polskość obwarować licznymi zastrzeżeniami?
Na zeszłorocznym spotkaniu poświęconym Julianowi Tuwimowi, połączonym z promocją książki Piotra Matywieckiego „Twarz Tuwima” – historycy literatury zastanawiali się, dlaczego środowiska nacjonalistyczne ze szczególną zawziętością atakowali „księcia poetów”, skoro wśród pisarzy, artystów, żydowskie korzenie nie były niczym wyjątkowym. Zdaje się, że odpowiedź jest prosta: narodowcy najwidoczniej uznawali za kompromitację (ale czyją?) fakt, że to „niepolski” Tuwim opanował język polski w stopniu wirtuozerskim, niedościgłym dla innych poetów, przez co stał się (w przyszłości) pełnoprawnym krzewicielem polskiej kultury. Któregoś razu przepowiedział oenerowcom: Nic wam nie pomoże, dzieci wasze będą uczyły się o mnie w szkołach [2]. Na przykładzie autora „Balu w Operze” widać, że polskość jako idea kulturalna jest raczej nabyta w rozwoju duchowym niż dziedziczona. Walka narodowców z Tuwimem była w pewnym sensie konfliktem polskości utrzymanej w duchu politycznej konfrontacji i polskości jako wspólnoty ducha, wspólnoty pragnień i tęsknot.
Tego rodzaju utarczki są, jak się zdaje, skutkiem przeniesienia kategorii politycznych na płaszczyznę kultury. Miasto nie może jednocześnie znajdować się na terytorium dwu krajów; jeśli tak się zdarzy, zwykle przerzyna się je granicą. Co innego – twórca, dzieło sztuki, nurt artystyczny, które mogą przynależeć do skarbca wielu zbiorowości. Polsko-litewsko-białoruski spór o Adama Mickiewicza ma sens tylko w konwencji żartu, w przeciwnym razie stracimy szansę utrzymania istotnego kulturalnego pomostu.
[2] M. Urbanek, Tuwim, Wrocław 2004, s. 76.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.