Demonstrujemy przynależność i poparcie dla Kościoła. Robią to wszystkie partie polityczne, z lewicą włącznie. Dzieje się tak dlatego, że katolicyzm pełni w Polsce nie tylko rolę religii, lecz jest przede wszystkim sposobem określania tożsamości – i to przez negację. Przegląd Powszechny, 2/2010
– Co sądzisz o metodach ewangelizacji o. Jana Góry (według hasła – „żeby nie było banalnie!”) i o książkach Szymona Hołowni (motto działania – „żeby nie było nudno!”)? Udaje im się docierać do ludzi młodych, do mas?
– Pod koniec lat dziewięćdziesiątych była moda na protoewangelizację za pomocą muzyki rockowej, np. Tomasz Budzyński i Armia śpiewali o Bogu. Jeden z biskupów stwierdził, że to jest miecz Goliata w ręku Dawida. Napisałem parę tekstów na ten temat. To jest krzywda zarówno dla muzyki rockowej, jak i dla chrześcijaństwa. Rock i chrześcijaństwo mają różny przekaz, nie można ich godzić.
– Rockman nie może się nawrócić i opowiadać o Bogu po swojemu?
– Rock wyrasta z dionizyjskiego doświadczenia ciała, transu, seksualności, oszołomienia.
– Prawdziwego rocka już nie ma, wystarczy posłuchać ostatniej płyty Agnieszki Chylińskiej.
– Uważam, że istnieje absolutna jedność formy i treści. Jeżeli ktoś robi spektakl, by młodzieży w Kościele nie było nudno, to wchodzi w nie swoją hierarchię wartości – bo uczy, że wartością są konsumpcja i rozrywka (panem et circensens) – i szybko zbierze tego niechciane plony.
– O ile dobrze rozumiem, chrześcijaństwo jest z definicji ascetyczne, popkultura jest nieusuwalnie hedonistyczna i nie można ich łączyć?
– Tak mi się wydaje. Polski katolicyzm jest jak kamień, który jest wypalany od środka. Z wierzchu wszystko wygląda w porządku, ale treść, substancja w nim zanika. Popkultura – a ściślej: korporacyjny kapitalizm – powoli wypiera religijność i zajmuje jej miejsce.
– Kościół woli metaforę skały niż kamienia. Musi nastąpić tąpnięcie?
– Niekoniecznie. Może zostać sama skorupa. Polski katolicyzm jest tak skonstruowany (tak się potoczyły jego losy), że jest powierzchowny. Coś jest dobre, gdy wszyscy tak robią. Nie ma motywacji do pracy nad sobą.
– To smutna wizja. Mógłbyś wymienić trzy rzeczy, które w największym stopniu zmieniły się w polskiej religijności po 1989 r.?
– Moim zdaniem, ludzie traktują dzisiaj religię instrumentalnie, jako środek do obrony przed zagrożeniami. Kiedyś religijność była bardziej bezinteresowna. Po drugie – religijność stała się spektaklem. To religijność gestów, frazesów, słów i krzyży na ścianach. W spektaklu jedynym pozytywem jest tylko to, że nie jest nudny. Antytezą są słowa z Ewangelii – kiedy się modlisz – rób to w odosobnieniu, kiedy pościsz namaść sobie głowę, by nikt nie widział, że ci smutno: sacrum przemawia bowiem w ukryciu. Porządek religii i porządek igrzysk są nieprzystawalne. Po trzecie – staje się cyniczna i konformistyczna. To dwie strony tego samego medalu – jestem religijny ze względu na słuchaczy, widzów, polityczne korzyści.
– Dobry chrześcijanin musi być skromnym ascetą?
– Człowiek duchowo rozwinięty – obojętnie: chrześcijanin, buddysta, agnostyk czy ateista – nie musi być ascetą, jednak z pewnością nie powinien być niewolnikiem spektaklu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.