Nauczyłem się wielkiej pokory wobec życia i zawodu. Nie ukrywam, że ten proces się pogłębił w ostatnich latach w związku z moją sytuacją zdrowotną i przyjmuję z pokorą i radością to, co życie pozwala mi jeszcze przeżyć. Głos Karmelu 5/2009
Rozmowa z Krzysztofem Kolbergerem, wybitnym aktorem teatralnym i filmowym oraz reżyserem, która odbyła się w Karmelitańskim Centrum Kultury Duchowej „Communio Crucis” w Krakowie.
Raczej niechętnie mówi Pan o sobie… Czy woli Pan opowiadać o sobie granymi przez siebie rolami?
Pani zasugerowała, że nie lubię mówić o sobie i mówię przez swoje role, ale przyszedł czas, że trzeba mówić o sobie. Troszkę tak jest, że te role w pewnym sensie uciekają. Nie ukrywam mojej sytuacji zdrowotnej, która powoduje, że wielu producentów, ale i reżyserów, nie proponuje mi ról. Nauczyłem się wielkiej pokory wobec życia i zawodu. Nie ukrywam, że ten proces się pogłębił w ostatnich latach w związku z moją sytuacją zdrowotną i przyjmuję z pokorą i radością to, co życie pozwala mi jeszcze przeżyć.
Dzień zdjęciowy trwa kilkanaście godzin i rozumiem obawy producentów, że mogę nie dotrzymać tego tempa, bo trzykrotnie już darowano mi życie – myślę o trzech operacjach. Dzięki Bogu. Ludzie wypowiadają te słowa, nie zastanawiając się, co one znaczą, a ja cztery lata funkcjonuję tak, jak funkcjonuję. Najlepszy dowód, że jestem w Krakowie i w Teatrze Słowackiego gram gościnnie dużą rolę. Ciągle sam się sprawdzam, ciągle stawiam sobie wysoką poprzeczkę. Ciągle zastanawiam się, na co człowieka stać. Okazuje się, że stać na bardzo wiele, że mobilizacja i poczucie obowiązku powoduje, że wydobywamy z siebie siły, o jakie się nie podejrzewaliśmy.
Pan sugerował, aby mówić o innych lepszych rejonach naszego życia. To bardzo piękne określenie życia duchowego…
Kiedyś czytałem liryki miłosne w programie „Strofy dla Ciebie” w „Lecie z radiem” – wtedy jedynej audycji na żywo w Polskim Radiu. Otrzymałem któregoś dnia list od młodej dziewczyny przykutej do łóżka chorobą. Napisała mi zdanie, które już od trzydziestu paru lat towarzyszy mi w pracy, ale i w życiu. Napisała mi ta młoda osoba: „Dzięki Panu i mówionej przez Pana poezji mogę choć na kilka minut w ciągu dnia zapomnieć o moim nieszczęściu i przenieść się w inne lepsze rejony naszego życia”. Nie ukrywam, że bardzo wzruszyło mnie to zdanie, ale także poruszyło. Miałem wtedy dwadzieścia parę lat.
To zdanie towarzyszy mi w moim życiu duchowym, w życiu zawodowym, ale też i prywatnym. Myślę, że każdy z nas stara się uciekać od nie zawsze najszczęśliwszej, najlepszej rzeczywistości i codzienności w te inne lepsze rejony naszego życia, tzn. uciekać do tego, czego nam dostarcza
sztuka, poezja, literatura, spotkania – do tego, co powoduje, że zapominamy na chwilę o naszym codziennym życiu.
W szkole teatralnej uczono nas koncentracji poprzez następujące ćwiczenie – stawiano świeczkę i kazano nam się skupić na niej. Skoncentrowanie się na tej „świeczce” powoduje, że ograniczamy krąg naszej świadomości do tego miejsca. Podobnie podczas tego spotkania zapominamy, że gdzieś tam są powodzie, że w Iranie mają miejsce ważne wydarzenia, ale żeby móc funkcjonować, człowiek musi przenosić się w „inne, lepsze rejony naszego życia” i zapominać o tym, co go psychicznie często przytłacza. Bliskie mi jest także inne zdanie, wypowiedziane przez twórcę, poetę, pisarza Thomasa Eliota: „Dążenie do Boga niech się dokona przez twórczość”. Gdyby mnie zapytano, jakie są motta mojego działania zawodowego i życiowego, mógłbym podać te dwa zdania.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.