Wylano wiele łez nad losem byłych TW. Przypuszczam, że nie jest łatwo być zdrajcą, zdrajcą ujawnionym. Ale nigdy żaden dziennikarz, żaden publicysta nie zainteresował się tym, w jakiej sytuacji znajduje się ten, kto odkrywa, że bliski mu człowiek donosił. W drodze, 4/2007
Reakcje zdradzonych
Mam z tym spory kłopot. Nie tyle z Ketmanem – to już odchorowałam – ale z faktem, że przez długie pięć lat nikt nie zapytał, co znaczy być zdradzonym. Przez te pięć lat trwała burzliwa debata na temat lustracji. Wylano wiele łez nad losem byłych TW. Przypuszczam, że nie jest łatwo być zdrajcą, zdrajcą ujawnionym. Ale nigdy żaden dziennikarz, żaden publicysta nie zainteresował się tym, w jakiej sytuacji znajduje się ten, kto odkrywa, że bliski mu człowiek donosił.
Bycie zdradzonym podważa wiarę w siebie i wiarę w ludzi. Sprawia, że wyrzucamy sobie naiwność. Że to co piękne w relacjach międzyludzkich – czyli zaufanie i szacunek – staje się obciążeniem, dowodem głupoty i frajerstwa. Jeżeli bliski przyjaciel potrafił czynić rzeczy haniebne to, być może, podejrzewać trzeba każdego. Także dzisiaj.
Zdrada wywołuje destrukcję. Również u zdradzonego.
Trzeba być silnym, by zwycięsko skonfrontować się z tym „granicznym” doświadczeniem. Pułapek jest wiele.
Odrzucenie oczywistości. Nie chcemy uznać tego, co ewidentne. Widocznie instynkt samozachowawczy broni nas przed traumą. Łatwiej żyć w pozornym spokoju. Znajdujemy w sobie niezmierzone pokłady wątpliwości, wyrzutów sumienia, obaw przed nieuzasadnionym podejrzeniem. Nawet wobec twardych faktów nie chce się w nie wierzyć. Nie można też nie wierzyć, bo dowody świadczą przeciw nam. Czyli przeciw naszemu spokojowi, przeciw wizji świata i własnej przeszłości, z którą przez lata żyliśmy. Dowody winy burzą również romantyczny mit solidarnej wspólnoty. I nie jest ważne, że chodzi o winę cudzą.
Odmowa uczestnictwa. Gdy nie sposób dłużej negować faktów, pojawia się reakcja obronna: mówisz sobie – to nie mój problem, to jego (TW) problem. Ja nie mam sobie nic do zarzucenia. Te donosy niewiele zmieniły. Byliśmy świetni, dynamiczni, odważni i przebojowi. Nasze zaangażowanie w opozycję przyniosło efekty. Wygraliśmy. Obaliliśmy reżim, który miał trwać sto lat, bo nikt krachu komunizmu nie przewidywał. Wiadomo, że jakiś agent musiał być wśród nas, a zatem… trudno.
Taka postawa dystansu jest nie do utrzymania dłużej niż kilka dni. Bo w tej grze stroną nie jest geopolityka, lecz żywi ludzie. To nie system pisał raporty. Nie system jadł z nami niemal z jednego talerza. Nie systemowi zaufaliśmy, nie system lubiliśmy, nie jemu się zwierzaliśmy. Byliśmy zdradzani. To nasi bliscy donosili bezpiece o każdym słowie, tworzyli nasze charakterystyki, mówili o naszych słabościach, podawali najdrobniejsze szczegóły naszego życia i działań.
Wściekłość. Odreagować. Opluć, spoliczkować, dać w mordę. Miałam ochotę powiedzieć Ketmanowi, jak bardzo nim pogardzam, wyrzucić z siebie cały żal za to, że tak nas oszukał, że zniszczył moją wizję naszej solidarności. Gniew nie trwa długo. W każdym razie u nikogo, kogo znam, nie trwał długo. Kilka godzin, kilka dni lub tygodni. Zależy, jak się było blisko wtedy. Wściekłość – jeśli szybko mija – jest ważnym i chyba niezbędnym etapem. Epizod gniewu przywraca TW jego człowieczeństwo. Agent staje się na powrót kimś realnym, z krwi i kości. Osobą, z którą można nawiązać jakąś relację, nawet jeśli jest to relacja zła.
Cierpienie. Trwa długo. Nawet gdy minie, lubi wracać spazmem, czkawką, nieprzewidzianą powtórką. Nieprzespane noce, w których zdrajca jest natrętnym intruzem. Myśl o tym, co się wydarzyło, wraca uparcie jak mucha, której nie sposób się pozbyć: im bardziej odpędzasz, tym częściej powraca, słyszysz, jak wiruje w pobliżu. To budzi w nocy, wraca w snach, nie pozwala pracować za dnia. W każdym chudzielcu dostrzeżonym z daleka na ulicy widziałam Ketmana. I przygnębiający smutek. Żal. Zachwiał się mit zbiorowej, młodzieńczej przyjaźni.
Demon podejrzliwości. Najważniejsze, by temu demonowi nie ulec. Może pojawić się na dowolnym etapie. Podejrzenia wślizgują się w świadomość jak jadowity pająk. Czy SB wiedziała o nas wszystko? O czym nie wiedziała? Czy nami manipulowała? Kto był w tej rozgrywce autonomiczny: my czy oni? Kto jeszcze donosił?