Niedobra miłość

W Wielki Piątek wylądowałem w agencji towarzyskiej. Bałem się wejścia w ból trzeźwego życia. W drodze, 8/2009



NN: Mniej więcej w tym czasie przez przypadek odkryłem sposób, który co prawda nie leczył, ale zabijał cierpienie, bo odrywał od rzeczywistości. Odkryłem masturbację i korzystanie z pornografii. Stan, którego doznawałem, pozwalał na chwilową, ale całkowitą ucieczkę od rzeczywistości.

Są ludzie, którzy żeby oderwać się od tego, co boli, uciekają w alkohol, sen, hazard, telewizję, wyczyn, leki uspokajające, jedzenie, pracę, hobby, adrenalinę. Moim głównym lekarstwem, głównym kierunkiem ucieczki stał się seks.

W zasadzie jestem przypadkiem klasycznym; zawsze czułem się z tym źle. W licznych zrywach, we wszystkich okresach chciałem z tym zerwać. Był to dla mnie problem religijny – pojmowałem to w kategoriach winy i grzechu. Dodatkowo obniżało to poczucie mojej wartości (Jak to?! To JA muszę TAK!!?). Zawsze uważałem, że to przez słabość charakteru tkwię w tym problemie.

Po każdej przegranej walce z sobą decydowałem, że to był „ostatni raz”. Czasem po takiej decyzji myślałem, że skoro zwycięstwo jest już przesądzone, to pozwolę sobie jednak na ten „ostatni raz”.


Tylko z imienia

Anonimowi Uzależnieni od Seksu i Miłości (SLAA) – tak nazywa się wspólnota osób, które podjęły walkę z nałogiem. Ci, których widziałem, to kulturalni, inteligentni mężczyźni. Niektórzy w garniturach i z aktówkami zdradzającymi dobre zawody. Był ktoś z dobrą angielszczyzną.

– Jesteśmy ludźmi w różnym wieku i z różnymi doświadczeniami. Łączy nas jedno: przyznanie się do uzależnienia od seksu i miłości i wola zdrowienia – mówi Aldona, rzecznik SLAA. – Ważne jest, że każdy z nas czuje, że chce zmienić swoje życie. I że to jest właśnie ten moment.

Spotykają się raz w tygodniu na zamkniętych mityngach. Raz w miesiącu mityng jest otwarty – może przyjść wtedy każdy, kto jest zainteresowany problemem albo zastanawia się, czy uzależnienie od seksu i chorej miłości jego też dotyczy.

Aldona: – Podczas mityngów nie oceniamy, nie krytykujemy, nie udzielamy rad. Odwołujemy się do własnych doświadczeń z naszej choroby i zdrowienia.

Przedstawiają się wtedy z imienia. Anonimowość to fundament wspólnoty. W swoim kodeksie zapisali: „Anonimowość stanowi duchową podstawę wszystkich naszych Tradycji, przypominając nam zawsze o pierwszeństwie zasad przed osobistymi ambicjami”.

Na słowo „dziennikarz” reagują alergicznie. Podobno ktoś przyszedł kiedyś na otwarty mityng, a potem opisał wszystko prześmiewczo.

Dwa razy zostawiałem numer telefonu. Obiecali, że oddzwonią z jakąkolwiek informacją. Nikt nie zadzwonił. Tylko z Aldoną udało mi się porozmawiać. Mailowo.




«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...