Barwy honoru

W czasach, gdy zglobalizowany świat traci kolejne granice, gdy można mieć po kilka paszportów naraz, mieszkać i pracować gdzie się chce, sport zmusza jego uczestników do konkretnej odpowiedzi na pytanie o tożsamość. Czyje barwy chcesz włożyć? Czyjego hymnu chcesz wysłuchać na podium? Słowem – kim tak naprawdę jesteś? W drodze, 9/2009



„Wiele z naszych zachowań – mimo że są one w znacznej mierze zmodyfikowane przez kulturę – zostało ukształtowanych w procesie ewolucji. Dotyczy to szczególnie zjawiska rywalizacji. Walka na stadionie oraz kibicowanie na trybunach czy przed telewizorami są tym samym, czym dawniej była konkurencja o terytorium, pokarm czy walki plemienne. Choć dziś rzadko wyruszamy na wojnę, by podbić nowe przestrzenie, dawne potrzeby, związane z rywalizacją, pozostały niezmienione. Wszelkie okazje do identyfikowania się z pozostałymi przedstawicielami „tego samego plemienia” są nie tylko efektem istnienia grupy, ale także mechanizmem ją tworzącym. Kibicujemy naszym nie tylko dlatego, że jesteśmy Polakami, ale także jesteśmy Polakami, bo kibicujemy naszym” – pisze psycholog dr Bartłomiej Perczak, Członek Polskiego Towarzystwa Terapii Poznawczo-Behawioralnej, w swej pracy Emocje sportowe.

Było „z”, teraz jest „s”

Józef Adamiec mieszka w Wormacji w Niemczech. Tak jak rodzina Miroslava Klose, pochodzi z Opolszczyzny. Kiedyś był wielką gwiazdą poznańskiego Lecha – pupilkiem tutejszych kibiców, bardzo znanym i lubianym w Poznaniu piłkarzem. Pod koniec lat 80. XX wieku z całą rodziną wyjechał do RFN.

Kiedy dzwonię do jego domu w Niemczech, odbiera mama pana Józefa. Zupełnie mnie rozbraja: – Pan z Polski?! Mój Boże, jak się cieszę! Syna nie ma, ale niech się pan jeszcze nie rozłącza. Tak rzadko jest okazja porozmawiać po polsku z kimś z Polski.

Nie rozłączam się. Rozmawiamy. Wieczorem dzwonię raz jeszcze. Tym razem Józef Adamiec jest już w domu. – Znam Podolskich. A Józek Kloze, ojciec Mirka, to mój serdeczny przyjaciel. Graliśmy razem w Odrze Opole, a jego nazwisko pisano wtedy w Polsce przez „z”. Nazwisko jego syna już przez „s”, po niemiecku – mówi Adamiec. – Wszyscy jednak tęsknimy za krajem, w którym się urodziliśmy. To dlatego w domach rozmawiamy po polsku. Choć Mirek Klose to gwiazda piłkarskiej reprezentacji Niemiec, a moja córka walczy o mistrzostwo Niemiec w gimnastyce, to w domach mamy podłączoną polską telewizję. Chcemy zachować tożsamość – dodaje.

Roger wywołuje wstyd

Pół roku przed tym meczem Polska wraz z wieloma europejskimi krajami weszła do strefy Schengen. Zniknęły szlabany na granicach. Państwa pozostały. Ich reprezentacje piłkarskie także. Teraz jednak już nie zawsze grają w nich tylko piłkarze urodzeni w danym kraju. Także – nazwijmy to – gracze importowani.

Nie jest to zjawisko zupełnie nowe. Wszak legendarny piłkarz argentyński Alfredo Di Stefano już w latach 40. i 50. XX wieku grał w barwach aż trzech krajów – Argentyny, Kolumbii i wreszcie Hiszpanii, w której osiadł. W dzisiejszych czasach takich przypadków jest jednak coraz więcej.

Trudno znaleźć na świecie reprezentację, w której nie grałby jakiś piłkarz nieurodzony w tym kraju. Polska nie jest tu wyjątkiem. W 2002 roku na mundialu w Azji w biało-czerwonych barwach zagrał nawet piłkarz czarnoskóry – Nigeryjczyk Emmanuel Olisadebe. Podczas Mistrzostw Europy w 2008, gdy naszych kibiców denerwowali grający dla Niemiec dwaj Polacy, w polskiej drużynie grał z kolei… Brazylijczyk! To Roger Guerreiro, dla którego specjalnie przyspieszano procedury nadania polskiego obywatelstwa.





«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...