Kiedy w latach 70. XIX wieku francuski prezydent odwiedzał Rosję, w Petersburgu po raz pierwszy odegrano oficjalnie „Marsyliankę”, wcześniej zakazaną jako hymn rewolucyjny. Sto lat później pojawiła się szansa, że Rosję odwiedzi biskup Rzymu. Jego wizyta byłaby czymś stokroć ważniejszym i bardziej szokującym. Przewodnik Katolicki, 1 kwietnia 2007
Kiedy w latach 70. XIX wieku francuski prezydent odwiedzał Rosję, w Petersburgu po raz pierwszy odegrano oficjalnie „Marsyliankę”, wcześniej zakazaną jako hymn rewolucyjny. Powstał wówczas wiersz zaczynający się od zdania: „Marsylianka w Peterhofie – słuchaj carze jak to brzmi…”. Sto lat później pojawiła się szansa, że Rosję odwiedzi biskup Rzymu. Jego wizyta byłaby czymś stokroć ważniejszym i bardziej szokującym od dźwięków „Marsylianki” granej przez carską orkiestrę.
Najbliżej papieskiej wizyty w Rosji było prawie 20 lat temu. Jan Paweł II wybierał się do rządzonego wówczas przez Gorbaczowa Związku Sowieckiego na obchody tysiąclecia chrztu Rusi. Budujący swój wizerunek polityka przyjaznego i otwartego wobec Zachodu gensek, który wcześniej jako pierwszy w historii wódz sowieckich komunistów spotkał się z polskim Papieżem, zamierzał zaprosić Jana Pawła II. I jeszcze wtedy nie bardzo musiał liczyć się ze sprzeciwem Cerkwi prawosławnej. Ale mimo wszystko opór partyjnego betonu i prawosławnych hierarchów sprawił, że do wizyty nie doszło. Później było już tylko trudniej. Rozpadł się Związek Sowiecki a Borys Jelcyn i – jeszcze silniej – Władimir Putin uznali prawosławie za jeden z czynników integrujących Rosję. Co więcej za czynnik, który stanowi wygodną podstawę do artykułowania mocarstwowych ambicji. Równocześnie powrót wolności religijnej w Rosji spowodował dwa procesy utrudniające realizację marzenia Jana Pawła II o wizycie w Moskwie. Pierwszym z tych procesów był wzrost znaczenia i względnej samodzielności hierarchii prawosławnej. Patriarcha Aleksy II i jego współpracownicy nie musieli już w strachu wysłuchiwać instrukcji niskich rangą oficerów KGB. Stali się partnerami władzy, a ich poglądy były całkowicie jasne. Rosja i przyległe kraje (co najmniej Białoruś i Ukraina) to „teren kanoniczny prawosławia”, na którym nie można prowadzić działalności misyjnej. Zwłaszcza katolickiej. Do tego dochodziła dzika nienawiść wobec katolików obrządku wschodniego (unitów) i – co wcale nie najmniej ważne – wobec Polaków. Bardzo wpływowy w Moskwie metropolita Cyryl Gundiajew dowodził przecież, że polska okupacja Moskwy w XVII wieku była czymś o wiele gorszym i dla Rosji groźniejszym od najazdu Hitlera. To hierarchowie prawosławni stali również za ogłoszeniem dnia wygnania Polaków z Moskwy za święto narodowe i to oni namawiali nowożeńców w Moskwie by swoje ślubne bukiety, składane kiedyś pod mauzoleum Lenina, nosili teraz pod pomnik Minina i Pożarskiego – pogromców Polaków.
Katolicka nadzieja Rosjan
Drugi czynnik wzmacniający niechęć do katolicyzmu to proces odrodzenia religijnego w Rosji. Proces, który zwłaszcza na początku owocował przyrostem wyznawców katolicyzmu i wyznań protestanckich. Sam pamiętam rozmowę ze starszą panią, która zza płotu przyglądała się jednej z pierwszych Mszy Świętych odprawianych na schodach moskiewskiej katedry. Sam kościół był jeszcze wtedy zrujnowany, bo właśnie odzyskano go od działającej tam fabryki kabli. Starsza i dość elegancka pani przyglądała się liturgii i mówiła do mnie o tym, jaka piękna jest ta „polska służba Bogu”.
«« | « |
1
|
2
|
3
|
»
|
»»