Wiśnie po krzyżacku? Konfitura brewiarzowa albo anielska? A może sos szafarza ze śliwki i cebuli? Wbrew pozorom nie jest to wcale lista dań serwowanych przez XV -wieczną przydrożną karczmę, ale zaledwie niewielka część spośród specjałów oferowanych dziś przez benedyktynów z Tyńca. Przewodnik Katolicki, 3 czerwca 2007
„Benedyktyni byli zawsze dla społeczeństw, w których żyli, ostoją bezpieczeństwa i pokoju. Dzielili się po prostu własną tradycją, opartą na najwyższych wartościach i szacunku dla każdego człowieka. Oferowane Państwu „produkty benedyktyńskie” powstały właśnie z takim zamysłem” – czytamy na stronie internetowej tynieckich zakonników.
Do tego można jeszcze dorzucić wyjątkową jakość, z jakiej zawsze słynęły klasztorne produkty oraz otaczający je specyficzny, nieuchwytny nimb, który nieodmiennie od wieków tak bardzo pociąga ludzi ze świata zewnętrznego.
Placyd kusi żurkiem
Wszystko zaczęło się wraz z inwazją turystów, którzy od kilkunastu lat dosłownie szturmują bramy przepięknego tynieckiego opactwa.
- Musieliśmy zatroszczyć się o miejsce, w którym wierni i zwiedzający mogliby usiąść, odpocząć i coś zjeść. Taka gościnność ma u nas długą tradycję, bowiem przyjmowanie gości, wychodzenie naprzeciw ich oczekiwaniom, jest wpisane w regułę benedyktynów. W końcu jednak trzeba było pomyśleć o czymś większym – wyjaśnia ojciec Zygmunt Galoch z tynieckiego klasztoru.
Profesjonalną działalność gospodarczą opactwo rozpoczęło w styczniu ubiegłego roku, w kwietniu została otwarta przyklasztorna kawiarnia, a kilka miesięcy później doszła do tego jeszcze restauracja. Obie cieszą się wielkim powodzeniem wśród klasztornych gości. Trudno się jednak temu dziwić: polędwica wołowa furtiana z serem wędzonym, filet siostry Salomei z kaczki z kluskami zakonnymi, żurek św. Placyda z wędliną i serem białym – te nazwy pobudzają wyobraźnię i działają na podniebienie w niezwykle sugestywny sposób. Czyż można się zatem dziwić, że walory tutejszej kuchni docenili nawet tak uznani smakosze jak Piotr Bikont i Robert Makłowicz?
Wielu turystów i wiernych przyjeżdża jednak do Tyńca przede wszystkim po to, żeby zaopatrzyć swoją domową spiżarkę w klasztorne wiktuały.
– Nasze wyroby promujemy pod nazwą „produktów benedyktyńskich”. Pomysł chwycił bardzo szybko. Zainteresowanie naszymi produktami jest tak duże, że nie dalibyśmy rady wszystkiego wytwarzać sami w przyklasztornym gospodarstwie. Współpracujemy zatem z wieloma starannie wybranymi firmami, które posiadają niezbędne certyfikaty oraz uprawnienia. Są to najczęściej niewielkie firmy rodzinne. I to jest nasz pomysł, który chcemy dzisiaj realizować i rozwijać – tłumaczy ojciec Zygmunt.
«« | « |
1
|
2
|
3
|
4
|
»
|
»»