Zjazd na Westerplatte 1 września będzie co najmniej dziwny. Wygląda na to, że głównymi gośćmi będą na nim premier Putin i pani kanclerz Merkel. Czyli przedstawiciele strony będącej wówczas agresorem. Przewodnik Katolicki, 16 sierpnia 2009
Zdecydowanie powinien więc być jeszcze obecny prezydent Słowacji, która przyłączyła się we wrześniu 1939 r. do Niemiec Hitlera. Obecność pani prezydent Litwy również da się jakoś usprawiedliwić, bo wprawdzie Bałtowie byli ofiarami paktu Ribbentrop–Mołotow, ale w październiku 1939 r. przyjęli wspaniałomyślny dar Stalina w postaci Wilna.
Można jeszcze zaprosić cesarza Japonii i premiera Berlusconiego, ówczesnych sojuszników Hitlera. Tyle, że należałoby zwrócić się do Aleksandra Łukaszenki o zgodę na przeniesienie spotkania do Brześcia. Tam Rosjanie i Niemcy mogliby powspominać wspólną defiladę zwycięstwa. Gdańsk wybrano chyba ze względu na zaproszenie prezydenta Francji. Ten mógłby przyjechać z obrotowym transparentem: z jednej strony historyczne: „Nie warto umierać za Gdańsk”, z drugiej współczesne: „Nie będziemy umierać z Tbilisi”.
Nasi rumuńscy sojusznicy mogliby odegrać scenę aresztowania polskiego rządu, a Węgrzy przypomnieć sobie czasy sojuszu z Hitlerem. Na końcu brytyjski premier przypomniałby prorocze słowa swojego poprzednika Nevilla Chamberlaina o zapewnieniu pokoju na całe stulecie, wygłoszone po traktacie monachijskim.
Rosjanie dyskretnie rozpowszechnialiby przełożony na angielski i francuski tekst opublikowany niedawno przez ich ministerstwo obrony o tym, że to Polska swoim niezrozumiałym oporem sprowokowała Hitlera do wojny. W końcu to polska napaść na Gliwice była powodem wojny, całkiem jak gruzińska inwazja na Osetię.
Niemcy z podniesioną głową
Pozwoliłem sobie na tę garść szyderstw, bo uroczystości na Westerplatte dowodzą, jak wielkie kłopoty czekają Europę w procesie rozliczania się z dziedzictwem II wojny światowej. I jakiej ekwilibrystyki będzie musiał dokonać polski premier, witając Władimira Putina. Paradoksem jest, że następcy głównych winowajców, czyli Niemcy, będą mogli stanąć pod pomnikiem żołnierzy majora Sucharskiego z podniesioną głową. Oni jedni nie mają w swojej szafie szkieletów, z którymi nie zdołali się uporać. Bo już dla kanclerza Austrii rocznica 1 września jest pewną trudnością polityczną. Bo Austria drapując się w szaty pierwszej ofiary Hitlera, chętnie zapomina o tym, że jej obywatele stanowili trzon kadr SS.
Największy kłopot mają wszakże z wrześniem 1939 r. Rosjanie. Mitem założycielskim państwa rosyjskiego jest przecież mit Wielkiej Wojny Ojczyźnianej i roli pogromcy faszyzmu. Ze strony Władimira Putina przyjazd do Gdańska będzie bez wątpienia gestem odwagi. Przyznanie, że druga wojna światowa zaczęła się we wrześniu 1939 r., a nie w czerwcu roku 1941 r., to istotny gest Rosjan. I dowód, że podejmują oni próbę przebudowy swojej polityki. Pytanie tylko, czy ta przebudowa jest korzystna z polskiego i europejskiego punktu widzenia.
Rosyjskie gesty i oczekiwania
Tandem Putin-Miedwiediew z jednej strony wskazuje, że jest w stanie wykonywać gesty symboliczne, respektujące wrażliwość partnerów zachodnich. Takim gestem jest przecież zapowiedź otworzenia dla żeglugi Cieśniny Pilawskiej i Zalewu Wiślanego. Takim również jest udział w uroczystościach na Westerplatte. Ale w zamian za gesty, Rosjanie oczekują realnych koncesji gospodarczych i politycznych. Nieprzypadkowo oczekiwane jest podpisanie przy okazji wizyty Putina nowej umowy gazowej pomiędzy Polską i Rosją. Umowy, która jest dla Polski niezbyt korzystna. Bo w kwestiach energetycznych Rosjanie nie bawią się w gesty. Tu odbywa się twarda gra interesów.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.