Intymnej rozmowy z Bogiem nie zastąpi żadna napisana rola, bo przecież to, co się ma do powiedzenia np. Najświętszej Pannie Maryi „mówi się” bez słów. To, co czujemy, jest „przekazywane”, a nie mówione. Przewodnik Katolicki, 22 listopada 2009
Przekonania, którymi się Pan dzieli, wywodzą się ze „starej, dobrej szkoły aktorstwa”, a czy w dzisiejszych czasach można mówić o misji, którą niosło ze sobą kiedyś bycie aktorem?
– Nie chciałbym z pięknego „angielskiego ogrodu” wejść w zarośla, w których są przysłowiowe maliny. Niemniej powiem, że pochodzę ze szkoły krakowskiej, a jak wiadomo, była ona zawsze na wysokim poziomie. Nauczyła mnie solidności w zawodzie, tego, że uprawianie aktorstwa jest rodzajem wykonywania zawodu, a nie szukaniem w sobie natchnienia, które sprawi, że aktor będzie „fruwał” nad sceną. Dzięki takiemu podejściu można oszczędzić sobie wielu zawodów, szczególnie tego, że aktor „ze skrzydłami” kiedyś musi spaść na ziemię, a co najgorsze, jego upadek odbywa się publicznie.
Nauczenie się dobrego aktorstwa nie oznacza pokazania widowni tego, jak się wzruszam, ale doprowadzenie do tego, żeby to ona się wzruszyła, jeśli oczywiście następuje taki moment w sztuce. Aktor nie powinien rozedrgać własnych emocji, tylko być rzemieślnikiem posługującym się rekwizytami, które wywołają określoną reakcję publiczności. Teatr Stary był teatrem „gwiazd bez gwiazd”, co nauczyło mnie, że każdy znajdujący się na scenie aktor powinien czuć się tak samo potrzebny.
Kto był lub jest Pana duchowym przewodnikiem?
– Był nim ksiądz Janusz Pasierb – poeta. Jego mądrość wynikała z tego, że zdawał sobie sprawę ze słabości ludzkiego charakteru, przy czym zawsze mówił, że w Boga trzeba bezwzględnie wierzyć – każdy tak, jak umie. Drugim przewodnikiem był ksiądz Jan Twardowski, którego poezja do dziś przemawia do mojego serca.
Takim księdzem był też Jerzy Popiełuszko – mnie i moją żonę łączyły z nim bardzo bliskie więzy, począwszy od czasów „Solidarności”, poprzez stan wojenny, aż do jego śmierci. Wielokrotnie bywaliśmy u siebie… Był bardzo skromny i nieraz dyskutował ze mną o swoim kazaniu przed jego wygłoszeniem. Pamiętam, że podczas odprawianych przez niego Mszy Świętych siadałem niedaleko ołtarza i przypatrywałem się twarzy księdza Jerzego. Widziałem w jego oczach, całej postawie i skupieniu, jakby rozmawiał z Panem Bogiem – nawiązywał nić porozumienia ze Stwórcą, do którego się zwracał. Z tych obserwacji powstawała we mnie wiara, że przy pomocy księdza Popiełuszki, uda mi się pójść godną ścieżką życia – w wewnętrznej prawdzie i zgodzie z własnym sumieniem.
Jeśli chodzi o moich obecnych przewodników, to są nimi: ksiądz prałat Wiesław Niewęgłowski, duszpasterz środowisk twórczych, oraz ksiądz Kazimierz Orzechowski, który przecież ma aktorskie wykształcenie i jest pensjonariuszem i kapelanem Domu Aktora Weterana w Skolimowie. Na samym końcu wymienię najważniejszego przewodnika – Jana Pawła II. To, co mówił i w jaki sposób komunikował się z ludźmi, było tak trafiające do serca i budzące moją wiarę, że później sam się sobie dziwiłem, dlaczego nie umiałem spełniać jego nauk. Kiedy jeszcze żył, ja go tylko „słuchałem”, ale go nie „słyszałem”. Nie umiałem spełniać tego, czego Jan Paweł II by oczekiwał. Myślę, że to jest winą nas wszystkich…
Czy są jakieś słowa, które są dla Pana drogowskazem?
– Choć może odpowiem stereotypowo, że są nimi „Bóg, honor i ojczyzna”, to nie jest przecież ważne, jakimi słowami się posługujemy, tylko jakie treści się za nimi kryją, co pod tymi wyrazami rozumiemy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.