Co z tym Wszechświatem - jeżeli nie istniał od zawsze, dlaczego i od kiedy się rozszerza - i dokąd zmierza? Posłaniec, 2/2010
W latach 50. XX w. teoria Stanu Stacjonarnego, jako konkurentka teorii Wielkiego Wybuchu, była preferowana przez większość naukowców. To może dziwić, nie tylko dlatego, że postulowała ona proces, którego zachodzenia nie sposób obserwacyjnie stwierdzić. Przede wszystkim łamała ona jedno z kardynalnych praw fizyki: zasadę zachowania masy i energii. Co sprawiło, że naukowcy skłonni byli płacić aż tak wysoką cenę za odrzucenie idei początku Wszechświata? Można sądzić, że jednym z istotnych powodów były obawy natury światopoglądowej - że moment Wielkiego Wybuchu niebezpiecznie przypomina chwilę Stworzenia. Czy jednak niepokój ten był uzasadniony?
Kosmologiczne "kazanie dla inteligencji"
Odkrycie w połowie lat 60. XX w. tzw. kosmologicznego promieniowania tła sprawiło, że teoria Stanu Stacjonarnego została przez znakomitą większość kosmologów porzucona na rzecz teorii Wielkiego Wybuchu. Ta druga bowiem przewiduje, że w odległej przeszłości w całej przestrzeni Wszechświata pojawiło się szczególne promieniowanie, które powinno być obserwowane i dzisiaj. Zatem wspomniane odkrycie zgadza się z koncepcją Wielkiego Wybuchu, nie można go natomiast zadowalająco wytłumaczyć na gruncie teorii Stanu Stacjonarnego.
Czy więc współczesna nauka odkryła moment stworzenia? Czy kosmologia potwierdza wiarę religijną, wskazując na początek Wszechświata? Odpowiedź na te pytania musi być negatywna z kilku powodów. Wiedza naukowa jest zmienna. Obecnie uznawane teorie zostaną niemal na pewno zastąpione nowymi. Gdyby więc ktoś chciał przypisywać religijne znaczenie dzisiejszym koncepcjom naukowym, budować swoją wiarę na zmieniającej się wiedzy, budowałby dom na piasku.
Co więcej, jesteśmy dziś pewni, że teoria Wielkiego Wybuchu nie jest ostatnim słowem kosmologii. We wczesnym Wszechświecie panowały takie warunki fizyczne, których nie jesteśmy w stanie odtworzyć w dzisiejszych laboratoriach, a teorie, którymi dysponujemy, nie sięgają najwcześniejszych chwil istnienia Wszechświata. Jak powiedział jeden ze znanych fizyków: O chwili zero mamy dokładnie zero wiadomości.
Utożsamianie Boskiego aktu stworzenia z procesami zachodzącymi w "chwili zero" byłoby więc umieszczaniem Pana Boga tam, gdzie nauka jeszcze sobie nie radzi, innymi słowy - byłoby zapychaniem luk w naukowym poznaniu przy użyciu "hipotezy Boga". A to nie jest dobra taktyka ani dla nauki, ani dla religii. Wreszcie, trzeba zawsze pamiętać, że istnienie Boga i stworzenie świata mieści się w sferze wiary i nigdy nie będzie przedmiotem naukowych teorii, które po prostu nie dotykają nadprzyrodzonej sfery rzeczywistości.
Możliwe, że nauka poradzi sobie kiedyś z obecną niewiedzą dotyczącą "chwili zero", a może w ogóle pozbędzie się pojęcia "początku" z opisu historii Wszechświata. Gdy się tak stanie, gdy odkryjemy już prawa przyrody funkcjonujące w tak niezwykłych warunkach i sprawiające, że kiedyś nastąpił Wielki Wybuch, jedno pytanie pozostanie jednak z pewnością otwarte, pytanie, na które sama nauka nie odpowie: skąd wzięły się w ogóle jakiekolwiek prawa przyrody?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.