Bolesna granica może stać się dla człowieka mocnym impulsem do rozwoju. Przekleństwo staje się błogosławieństwem, jeśli podejdzie się do niego w sposób dojrzały... Głos ojca Pio, 58/2009
Myślę, że dotyczy to także w pewien sposób ludzi zdrowych. Młodemu człowiekowi wydaje się, że wszystko jest możliwe: mogę być lekarzem, strażakiem, kaskaderem…
Wszystko bym mógł, gdybym tylko chciał albo gdybym miał odpowiednie warunki. W tym drugim przypadku oczekiwania adresowane są do otoczenia.
W pewnym momencie człowiek uświadamia sobie, że może być już tylko sobą, nikim innym. To bolesne zawężenie świata. I to rodzi m.in. kryzys półmetka, który czasami przebiega w taki właśnie w sposób: człowiek już wie, że wyczerpał swoje możliwości...
Wtedy poznaje się zwrot „już nie”. Ważne jest, by rozwoju nie mylić z sukcesem i awansem. Nie każdy rozwój jest w ten sposób premiowany, zwłaszcza w duchowości.
Czasem jest to kwestia wyboru: awans czy rozwój? Awans społeczny nie stanowi rozwoju, a nawet może w nim przeszkadzać, ponieważ „usztywnia” człowieka i czyni go biurokratą. Często kończy się to uzależnieniem, lękiem przed stratą i szukaniem pocieszeń. Na przykład wymianą żony po pięćdziesiątce.
Kryzys półmetka związany jest z procesem godzenia się ze swoimi granicami. Powiedziała Pani, że mężczyzna może próbować rozwiązać ten konflikt w taki sposób, że porzuca swoje małżeństwo i wchodzi w nowy związek, ponieważ ma wrażenie, że znowu całe życie przed nim.
Dzieje się tak, gdy w kryzysie półmetka dochodzi do wewnętrznego konfliktu między granicami człowieka a jego pragnieniami. Często chęć rozwoju miesza się nam z pragnieniem wielkości. Rozwój zawsze jest możliwy, a wielkość nie – pewne jej ramy są nieprzekraczalne i trzeba umieć w nich się zmieścić. Szukanie nowego terenu działania, pewna zmiana bywa pozytywna, ale tylko wtedy, jeżeli jest rozważana jako nowe zadanie, a nie jako szansa traktowana czysto egoistycznie, gdy chcę czegoś tylko dla siebie.
A jak ten proces przeżywają kobiety? Dawniej wystarczało, żeby odnajdywały swoje miejsce w rodzinie, a dziś muszą wykazać się również na polu zawodowym.
Dawniej mówiono, że kobiety nie przechodzą kryzysu półmetka, bo opiekując się dziećmi, miały zagwarantowane dwadzieścia lat satysfakcji macierzyńskiej od ostatniego dziecka do jego usamodzielnienia się. Nie było kryzysu półmetka, bo brakowało czegoś w rodzaju „szczytu kariery”. Natomiast pojawiał się ostry kryzys, kiedy dzieci odchodziły z rodzinnego gniazda. Wtedy u kobiety pojawiało się pytanie: komu i do czego jestem potrzebna? To poczucie utraty stawało się niejednokrotnie przyczyną kryzysu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.