Gdy ksiądz odchodzi, świeckich lepiej nie widzieć. Tak jest wygodniej dla odchodzącego. Tygodnik Powszechny, 25 marca 2007
Oczywiście większość wiernych, którzy doświadczają odejścia wikarego, duszpasterza czy spowiednika, to nie dzieci, a ludzie dorośli. – Mimo to – mówi o. Pilśniak – od duszpasterza oczekuje się umiejętności wchodzenia w relacje osobiste, w zdrową relację ojcowską. Stąd wierni mają prawo oczekiwać, że kapłan sprosta swemu zadaniu. Ksiądz ma być przecież podobny do Chrystusa, który jest obecny przy człowieku i który siebie składa w ofierze. Te oczekiwania są wysokie i ksiądz – jak rodzice – nigdy ich do końca nie spełnia. Stąd trudno się dziwić, że zawód ze strony księdza szokuje. Gdyby nie szokował, byłoby o wiele gorzej, bo to by znaczyło, że zrezygnowaliśmy z relacji osobistej na rzecz relacji instytucjonalnej.
Skąd się bierze owo zgorszenie towarzyszące odejściu księdza? Częściowo to szok podobny do tego, gdy w najbliższym otoczeniu pojawi się rozwód. Ola przyznaje jednak, że za zgorszenie odpowiada po części wyidealizowany obraz kapłana. Wśród wielu polskich katolików ciągle panuje przekonanie, że kapłan jest kimś szczególnym. Księża mówią wprawdzie często, że są grzeszni, ale to tylko deklaracje, niewykraczające czasem poza afektowaną pokorę. Ostatecznie, to przecież oni słuchają grzechów wiernych, a nie na odwrót.
Mikołaj krótko kwituje pogląd, że wierni powinni oczekiwać od księdza bycia kimś wyjątkowym. – A od świeckiego nie powinni? – pyta. – Ludzie tego nie oczekują, a szkoda. Może więc zgorszenie odejściami kapłanów ma też pozytywne skutki – zastanawia się. – Oczywiście nie jest dobrze, aby ludzie przyzwyczaili się, że księża odchodzą, tak jak nie jest dobrze, aby się przyzwyczaili do rozwodów. Ale nagle okazuje się, że księża to zwykli ludzie, którzy też sobie czasem nie radzą. Ta zmiana optyki dokonuje się na naszych oczach.
Potwierdza to ks. Andrzej Luter. – Myślę, że dziś ludzie już się tak nie gorszą – mówi. – Wiele rozumieją, wiedzą, że różnie się w życiu zdarza. To raczej w nas, księżach, jest ciągle mentalność, która każe nam oglądać takie sytuacje przez pryzmat pytania, co ludzie będą o nas mówić. W kapłanach, zwłaszcza starszych, ciągle jest niezwykły paternalizm.
Szeptem
To właśnie ze strachu przed zgorszeniem o odejściach mówi się po cichu. – Wśród wielu księży jest przekonanie – mówi ks. Luter – że lepiej w ogóle nie mówić, lepiej powiedzieć: „wyjechał na studia". Problem w tym, że świat jest mały, a potem, gdy przyjdzie pogłoska, że ktoś widział naszego wikarego w innym mieście z wózkiem i kobietą, to zgorszenie może być większe. I pretensje: czemu nam nie powiedziano?
To ostatnie przewija się zresztą w wielu wypowiedziach. Gdy księża milczą jak zaklęci, pojawia się plotka. – Przychodzi tysiąc niesprawdzonych, a gorszących wiadomości – wspomina Paweł. – Nie ma z kim porozmawiać, nikt nie chce potwierdzić, zaprzeczyć, ustosunkować się do sprawy. Byłem jedną z pierwszych osób, które się dowiedziały, i ludzie mnie o to pytali, choć wiedziałem niewiele więcej od nich.
Pawłowi wtóruje Mikołaj: – Są osoby, którymi to wstrząsnęło, w których została jakaś rana. We mnie jest raczej zażenowanie, że ludzi nie traktuje się poważnie, ale jak dzieci.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.