Kościół wobec państwa, państwo wobec Kościoła Tygodnik Powszechny, 6 maja 2007
Czy biskupi mają prawo ingerować w sprawy państwa? Pośredniczyć w negocjacjach między zwaśnionymi politykami? Domagać się wyłączenia kapłanów spod rygorów niektórych ustaw?
„Należę do niewielkiej liczby tych, którzy jeszcze wierzą, że obowiązkiem każdego cywilizowanego człowieka jest obrona świeckiego państwa przed ingerencjami Kościoła: w parlamencie, szkole, publicznej administracji. Uważam, że w naszym kraju jest to zadanie – w sferze polityki, sądownictwa czy ekonomii – najważniejsze, bo od konsekwencji w tym zakresie zależą wszelkie reformy strukturalne”. I dalej: „Żywimy głęboki szacunek dla Kościoła katolickiego, jak i dla każdej innej religii albo wizji świata. Jeśli chodzi o nas, to Kościół może prowadzić politykę, jaką zechce, może mówić, co chce, i prowadzić swoją działalność tak, jak najlepiej potrafi. Sprzeciwiamy się jednak temu, by hierarchowie kościelni cieszyli się przywilejami, które w epoce nowoczesnej liberalnej demokracji są całkowicie absurdalne” (do tych przywilejów autor wypowiedzi zalicza m.in. symbole religijne w szkołach i miejscach publicznych).
Nie są to opinie pani poseł Senyszyn, nawet nie pochodzą z Polski. Znalazłem je w artykule wstępnym wydawanego w Rzymie słynnego jezuickiego dwutygodnika „La Civilt? Cattolica” (17 marca 2007 r.). Przed drukiem każdy jego numer jest konsultowany z watykańskim Sekretarzem Stanu i dlatego w piśmie tym zwykło się szukać odpowiedzi na pytanie, w jakim kierunku biegną myśli Stolicy Apostolskiej. Edytorial marcowego numeru był poświęcony kwestii ingerencji Kościoła w sprawy państwa. Kilka miesięcy temu temat był we Włoszech przedmiotem wielkiego zainteresowania, a to w związku z zaangażowaniem się Benedykta XVI w sprawę referendum o liberalizacji praktyki zapłodnienia in vitro. W tych reakcjach zresztą nie było nic nowego: pamiętam szeroką akcję protestów przeciwko Janowi Pawłowi II, gdy ten zajął stanowisko w związku z planami przeprowadzenia we Włoszech referendum w sprawie liberalizacji prawa o przerywaniu ciąży. Właśnie w momencie największego nasilenia tej akcji nastąpił zamach na Papieża i protesty, choć zrobiły swoje, ustały.
Konkordat nie pomoże
Jeżeli sprawa wymagała wyjaśnień we Włoszech, gdzie tradycja współistnienia państwa i Kościoła jest szczególnie bogata, to jak jest u nas? Konkordat z 28 lipca 1993 r. stwierdza w artykule 1., że „Państwo i Kościół Katolicki są – każde w swej dziedzinie – niezależne i autonomiczne oraz zobowiązują się do pełnego poszanowania tej zasady we wzajemnych stosunkach i we współdziałaniu dla rozwoju człowieka i dobra wspólnego”. Nietrudno docenić te zapisy, porównując je ze statusem Kościoła w PRL. A jednak zapewnienie wolności i rozdział instytucjonalny nie rozwiązały wszystkich problemów – podobnych zresztą do tych, z którymi mierzą się inne społeczeństwa.
Kiedy w „La Civilt? Cattolica” czytam o Włoszech, mam wrażenie, że tekst został zaczerpnięty z prasy polskiej. Kolejny przykład: „Kościół zabiega o to, by narzucić państwu własną wizję człowieka. Nie ogranicza się więc do apostolatu i formowania sumień, do wskazywania celów idealnych, ale wywiera nacisk na rządy, by wpisały do nowoczesnych kodeksów i konstytucji reguły zachowań moralnych zgodne z nauką Kościoła. Bo Kościół nie odstąpi państwu rządu sumieniami. Może dostosować swoją strategię do okoliczności, by uniknąć frontalnych starć z przeciwnikami tak potężnymi jak Bismarck czy Hitler w Niemczech i laicka Republika we Francji. Skorzysta jednak z każdej okazji, by »ratować« ludzi, przy ich współpracy lub, jeśli się to okaże konieczne, i bez niej”.
Trudności, których nie rozwiąże żaden konkordat, nie dotyczą funkcjonowania instytucji, lecz wizji człowieka i świata. Tendencja do usuwania jakichkolwiek odniesień do transcendencji daje o sobie znać, nawet kosztem daleko idących niekonsekwencji. „La Civilt? Cattolica” przytacza wypowiedź autora skądinąd dalekiego od Kościoła, Claudio Magrisa: „Kiedy np. Benedykt XVI wyraża opinię przeciwną małżeństwom homoseksualnym, jest kontestowany, nawet w sposób mało kulturalny, przez ludzi, którym przez myśl by nie przeszło obrzucić kamieniami, albo przynajmniej pomidorami, ambasady krajów islamskich, w których homoseksualistom (dorosłym, którzy mają stosunki z osobami dorosłymi, za obopólnym przyzwoleniem) ścina się głowy, a ciężarne niezamężne kobiety się kamienuje. Za niedopuszczalną ingerencję są uznawane słowa papieża Ratzingera, który nikogo nie ściął, nikogo nie wskazał jako godnego dekapitacji czy ukamienowania. Wywołują lawinową kontestację, większą niż morderczy topór czy kamienie”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.