Jak poradzić sobie z rozczarowaniem Kościołem? Tygodnik Powszechny, 21 października 2007
Od rozczarowania nie dochodzi jednak do odczarowania, a więc uwolnienia się od idealizacji siebie bądź Kościoła. Taka strategia odpowiada drugiemu bądź trzeciemu scenariuszowi radzenia sobie z rozczarowaniem. Staje się ono wtedy negatywną siłą napędową, prowadząc do depresji bądź agresji i lęku. Z drugiej strony, trwanie w Kościele w stanie rozgoryczenia oznacza zawieszenie żałoby, a nie jej zakończenie, i przypomina bunt nastolatka. Czy w takim razie osobie wierzącej pozostaje jedynie nostalgia i życie w świecie nieprzezwyciężonej iluzji, jak twierdzą niektórzy psychoanalitycy? W ich uwadze jest coś na rzeczy, ale to nie psychoanaliza jest przecież Dobrą Nowiną. Niektórzy uważają, że jedynym rozwiązaniem jest wybór pomiędzy sumieniem i posłuszeństwem Bogu, a lojalnością wobec Kościoła i posłuszeństwem instytucji. Sęk w tym, że w takim myśleniu gubi się Kościół jako mistyczne ciało Chrystusa. Człowiek skazuje się wtedy na duchową anoreksję i może ustać w drodze, alienując się od wspólnoty wiernych na własne życzenie.
Rozczarowanym Kościołem trudno przyjąć, że bycie członkiem tej Wspólnoty oznacza – jak ujął to ks. Ronald Rolheiser – „nosić w sobie zarówno najgorszy grzech, jak i największe bohaterstwo duszy (...), ponieważ Kościół zawsze wygląda dokładnie tak, jak wyglądało ukrzyżowanie – Bóg zawieszony między łotrami". Dostrzeżenie tego wymaga jednak spojrzenia w siebie i zgody na to, że z Kościoła nie ma wyjść awaryjnych. Zmieniać go można tylko od środka, nie można bowiem zbudować innego Kościoła. Każdy inny będzie powielał nasze wady i nie będzie Kościołem Chrystusa.
Wróćmy więc do historii o Emaus, gdyż ta przypowieść jak żadna inna w Nowym Testamencie jest frapująco aktualna. Uczniowie opisani przez św. Łukasza w czasie całej drogi byli zajęci narzekaniem na irytujący koniec działalności Jezusa i ze złością reagowali na pytania Nieznajomego. Połapali się dopiero, gdy Nieznajomy zaczął z nimi spożywać posiłek. Coś się w nich przełamało, przełknęli własną gorycz. Dano im szansę na ponowne spotkanie z tajemnicą mistycznego ciała Chrystusa. Stało się to, ponieważ Jezus ich nie wykluczył, nie zdegradował do rangi uczniów, którzy zawiedli, nie ukarał. Co ciekawe, nie powiedział im nic nowego, jedynie zaprosił do stołu, a oni w tym posiłku zobaczyli coś więcej. Z punktu widzenia współczesnej psychoterapii przeżyli to, co Paul Watzlawick nazwał „aktem łaski w sensie teologicznym".
***
„Kościół jest jedyną rzeczą na ziemi, dzięki której ten straszny świat, na który przychodzimy, jest znośny. Natomiast jedyną sprawą, dzięki której Kościół jest znośny, jest to, że w pewnym sensie jest on ciałem Chrystusa, którym się żywimy" – pisała Flannery O'Connor. Odszukajmy nasze Emaus w Kościele, który nas rozczarowuje. Nie dajmy sobie odebrać apetytu tym, którzy nas zawodzą, a wtedy nasze rozczarowanie będzie błogosławieństwem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.