Nie masz miary w miłosierdzie

O. Jan Andrzej Kłoczowski OP, filozof religii: Bycie miłosiernym przekracza nasze naturalne siły. Sam człowiek nie jest w stanie sprostać swemu człowieczeństwu. Tygodnik Powszechny, 28 września 2008



Dla mnie osobiście ważne było odkrycie, że obraz „Jezu, ufam Tobie” przedstawia Jezusa, który w dniu zmartwychwstania ukazuje się apostołom zamkniętym w wieczerniku i ustanawia sakrament pojednania. Zatem współczesny kult Bożego Miłosierdzia nie sprowadza się do prywatnego przeżycia duchowego jakiejś skromnej zakonnicy, ale jakby z nową mocą i przenikliwością ukazuje znak pojednania z Bogiem, który od zawsze był obecny w Kościele. W słowach „ufam Tobie” ważne jest – komu ufam: Temu, którego miłość została zraniona przez ludzkie zło. Miłosierdzie jest miłością objawiającą się w świecie, w którym jest zło. To zatem nie jakiś abstrakcyjny atrybut boskiej Istoty, lecz sposób obecności Boga w świecie, w którym zło bardzo realnie objawia swoją obecność. Zło nie jest ostatnim słowem – ostatnim słowem jest miłosierdzie.

Miłosierdzie to nie tylko darmo otrzymane pojednanie z Bogiem, to po prostu ratunek. Bóg jak dobry Samarytanin ratuje słabego, poranionego człowieka, który o własnych siłach nie jest w stanie uczynić się naprawdę szczęśliwym. W tym sensie miłosierdzie utożsamiałoby się ze zbawieniem.

I tak jest. Dar życia jest za ciężki dla człowieka i dlatego trzeba, aby ktoś pomógł mu ten ciężar nieść i pokazał drogę. Znamienne, że charakterystyczną cechą każdej wielkiej monoteistycznej tradycji religijnej jest jakaś nadzieja zbawienia, a tym samym: potrzeba miłosierdzia. Dlatego miłosierdzie może stanowić ważną płaszczyznę w dialogu międzyreligijnym. Zauważmy, że najszybciej dochodzi do międzyreligijnego zbliżenia w dziełach miłosierdzia. Działalność Matki Teresy była akceptowana zarówno przez hindusów, jak muzułmanów.

Doznawszy miłosierdzia, dzielę się nim z innymi, gdyż na tym polega logika miłosierdzia: dług wobec Boga spłacam wobec człowieka. Wtedy odzyskuję wiarę w to, że zimne okrucieństwo świata nie jest ostateczną rzeczywistością relacji międzyludzkich. Że tworzenie dobra jest możliwe w świecie, w którym jest realne zło. A to jest uniwersalne doświadczenie.

Jezus na krzyżu wypowiedział te wstrząsające słowa: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?”. Czy można je zinterpretować jako dotknięcie największej możliwej do pomyślenia udręki – doświadczenia braku Bożego miłosierdzia?

Jezus przyjmuje wszystko to, co niesie z sobą kondycja człowieka. „Stał się do nas podobny we wszystkim oprócz grzechu” – jak to podsumowuje List do Hebrajczyków. Ma udział w najgłębszej samotności człowieka, którą jest umieranie. Ojcowie Kościoła piszą, że umierając, Jezus zstąpił do piekieł (o czym często nie pamiętamy). Jezus zstępuje do piekieł po to, aby przynieść miłosierdzie najbardziej na nie oczekującym. Nie ma zatem miejsca, gdzie nie docierałoby Boże miłosierdzie. Na tym polega paradoks Krzyża.

Czasami wydaje się nam, że Bóg nas opuścił. Jezus doświadcza tego na krzyżu, abyśmy w takich sytuacjach mogli mieć zawsze nadzieję?

Przypominam sobie jedną z mądrych opowiastek De Mello: człowiek staje przed Bogiem i widzi na piasku ślady swoich stóp jako symbol drogi życiowej. Te ślady są podwójne, gdyż człowiekowi towarzyszył Bóg. W pewnym jednak momencie drugi ślad się urywa. Człowiek z wyrzutem mówi: Tu mnie opuściłeś! Nie – odpowiada Bóg – tu niosłem cię na rękach.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...