Rozmowa z Ojcem

Piękne to były czasy, gdy ludzie wiedzieli, że grzeszą. Dziś coraz częściej spowiednik jest skazany na odmawianie rozgrzeszenia tym, którzy nie zamierzają zmienić swego postępowania w kwestiach moralnych. Tygodnik Powszechny, 19 X 2008



Kościół na drodze swojego rozwoju będzie potrzebował wielu różnych rzeczy, jeśli jednak zabraknie mu miłości, wszystko inne będzie bezużyteczne.

Chcesz, Ojcze, powiedzieć, że najważniejsze jest to, by kochać tego, do którego jest się posłanym. W Kościele nie brakuje ludzi, którzy noszą w sercu światło – zarówno świeckich, jak duchownych. Nawet podczas spowiedzi, słuchając o grzechach przeciwko miłości i przeciwko drugiemu człowiekowi, można dostrzec ból, który przeszywa ludzi, płaczących, bo nie potrafią kochać według miary, która jest w Jezusie.

Z drugiej strony, ile w polskim Kościele jest agresji... Jeden z moich współbraci, gdy dowiaduje się o jakimś powszechnym grzechu, wykrzykuje: „Pan Jezus musi w to walnąć! Pan Jezus musi z tym skończyć!”. Jakże daleko odeszliśmy od postawy założyciela naszego zakonu, który widząc ludzi dotkniętych złem, pełen współczucia dla ich biedy, płakał: „Panie, co będzie z grzesznikami?”. Niestety, mam wrażenie, że rzadziej płaczemy nad grzesznością człowieka, a częściej tęsknimy, by Bóg zesłał na grzeszników deszcz ognia i siarki.

Czynić Kościół domem i szkołą komunii: oto wielkie wyzwanie, jakie czeka nas w rozpoczynającym się tysiącleciu, jeśli chcemy pozostać wierni Bożemu zamysłowi, a jednocześnie odpowiedzieć na najgłębsze oczekiwanie świata.

Chcesz, Ojcze, byśmy przełamywali podziały. Masz nadzieję, że tak intensywnie będziemy się wpatrywać w jedność Trójcy, iż znajdzie to odbicie w naszym podejściu do drugiego człowieka. Jako spowiednik wiem, jak bardzo za tym tęsknimy, jak wiele w sercach samotności, poczucia odrzucenia, braku miłości i akceptacji.

Wielu ludzi przychodzi i płacze, bo rodzice nie potrafili ich kochać, bo małżonek zdradził, bo dzieci zapomniały. Jedno wielkie wołanie, byśmy byli kochani. Czy jesteśmy w stanie stworzyć wspólnoty, które będą miały moc przygarnąć samotnych i strapionych? Wiem, że gorzko patrzę na rzeczywistość, ale coś jest nie tak z naszą wiarą, skoro doświadczenie miłości, jaką ma dla nas Jezus, nie przekłada się na relacje między nami.

Komunia powinna być wyraźnie widoczna w relacjach między biskupami, kapłanami i diakonami, między duszpasterzami a całym Ludem Bożym, między duchowieństwem a zakonnikami, między stowarzyszeniami i ruchami kościelnymi.

Czyli jedność powinna być wszechogarniająca. Nie wierzę, że to będzie możliwe w ciągu najbliższych lat. Podziały między Kościołem toruńskim a łagiewnickim, tradycjonalistami a postępowcami, zakonami a księżmi diecezjalnymi... Ojcze, to ideał, do którego trzeba dążyć, ale czy zdążymy go zbudować? Nadzieja jest w małych wspólnotach. Sam prowadzę grupę postakademicką i czuję serdeczną więź z ludźmi, którym duszpasterzuję. Zakon jest moim domem, którego nie zamieniłbym na inny. Ale czy jest to doświadczenie powszechne? Pewnie wiesz, ilu księży porzuciło kapłaństwo. Odejścia były często związane z faktem, że nie znaleźli, nie zbudowali komunii we wspólnotach, w których żyli.

Jest zatem konieczne, by Kościół trzeciego tysiąclecia pobudzał wszystkich ochrzczonych i bierzmowanych do uświadomienia sobie obowiązku czynnego udziału w życiu kościelnym.

Piękne słowa, ale znów trudno mi uwierzyć, że to będzie możliwe. Ojcze, żyję wśród ludzi, którzy harują od rana do nocy. Znam ojców rodzin, którzy pragnąc utrzymać żonę i kilkoro dzieci, pracują tak ciężko, że gdy wspólnie wyjeżdżamy na jakieś dni skupienia, natychmiast zasypiają. Ich żony zamknięte w domach dają z siebie wszystko, by zatroszczyć się o swoje pociechy. To ta część społeczeństwa, która chce się angażować w życie kościelne. Nie potrafię ich mobilizować bardziej. Cieszę się, że starają się żyć Ewangelią i są dla siebie darem w przeżywaniu codzienności. Ich powołanie widzę w tworzeniu małego Kościoła, a nie w liturgicznej służbie ołtarza.

Pawle, nie ulegaj naiwnemu przekonaniu, że można znaleźć jakąś magiczną formułę, która pozwoli rozwiązać wielkie problemy naszej epoki. Nie, nie zbawi nas żadna formuła, ale konkretna Osoba oraz pewność, jaką Ona nas napełnia: „Ja jestem z wami!”

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...