U progu życia

Jeżeli u początku naszego istnienia widzimy jedynie połączenie dwóch komórek rozrodczych, to najbardziej logiczne wyjaśnienie zakazu manipulowania ludzkim życiem wydaje się pokrętne. Tygodnik Powszechny, 16 listopada 2008


Czy problem polega na tym, że księża nie potrafią mówić o seksie, czy na tym, że tak trudno nam uwierzyć, iż Bóg naprawdę stał się człowiekiem, a każdy człowiek jest dzieckiem mamy, taty i Boga? To z Jego woli akt tchnienia ducha w „glinę” następuje po czymś tak bardzo ludzkim, zwyczajnym, a zarazem tak bardzo wyłącznie jego i jej. Może gdybyśmy bardziej wierzyli, że to jest miejsce, które sobie wybrał Bóg na mieszkanie i spotkanie człowieka, nie trzeba by tłumaczyć, dlaczego wszelkie manipulacje od „wylewania nasienia”, poprzez pigułki, kondomy, spirale, do zapłodnienia in vitro i klonowania są jak zbliżanie się w sandałach do gorejącego krzewu.

Spektrum barw

Z wątpieniem mamy naprawdę dużo do czynienia. Wylewa się z mediów razem z szyderstwem i kpiną. Nie potrzeba sarkazmu nad „szczerym przylgnięciem do nauki Kościoła”. Potrzeba świeżego języka, który głosiłby dobrą nowinę o świętości życia. Potrzeba rozbudzenia i podtrzymania wiary.

Przed ślubem wiedziałam, że on jest mój, a ja jego. Byłam pewna, że małżeństwo to tylko nasza sprawa, do której nikt nie ma prawa się wtrącać. Po kilkunastu latach widzę, że ten aspekt wyłączności to jakby czerwień w tęczy sakramentalnego związku, i że są jeszcze inne kolory. Nie widziałam w małżeństwie „podstawowej komórki organizmu społecznego”, a w Bogu – źródła naszej miłości. Kiedy ktoś używa antykoncepcji, to zawęża spektrum barw. To jest złe i prowadzi do zła, nawet jeżeli małżonkowie nie mają złej intencji.

Dostajemy wielki dar: dwoje stają się jednym. Możemy tylko ten dar z wdzięcznością przyjąć, z „całym dobrodziejstwem inwentarza”. Kiedy uważam za nieodpowiedzialne powiększenie mojej rodziny, to nie podejmuję współżycia.

Antykoncepcja jest rozwiązaniem łatwym i uzależnia. Jeśli para jest przyzwyczajona do tego, że współżyje zawsze, gdy ma na to ochotę, to trudno będzie jej zachować wstrzemięźliwość i budować więź poza sferą seksualności – a w czasie niepłodnym osiągać pełną radość.

Współczucie

Znam krzyk serca: „Błagam, nie, żeby to nie było to”. Ale po kilku latach siedzimy razem przy stole i choć świat się wtedy zdawał walić, to teraz nie wyobrażam sobie, by to krzesło mogło być puste. Kobiety biadolą, widząc mnie z gromadką. Na moje zdziwienie, że czasy nie są takie straszne (pralki automatyczne, pampersy, obiady w szkole), coś w nich pęka i wyznają żal, że nie zdecydowały się na więcej dzieci – a bo mąż nie chciał, bo to, bo tamto. Musimy próbować patrzeć na całe życie człowieka, a nawet sięgać dalej: w perspektywę przyszłych pokoleń i w perspektywę wieczności.

Bywają sytuacje skrajnie trudne, a stres związany z lękiem przed ciążą kładzie się cieniem na codzienność. Czy współczucie jest jednak wystarczającym argumentem, by zmieniać ogólną normę? Gdzie są ci współczujący, gdy kobieta w końcu uznaje, że dziecko chce mieć, a okazuje się, że mieć nie może? Logiczny krok: in vitro. A jeśli została zgwałcona, jeśli może być niepełnosprawne? – aborcja. A jeśli pogorszy się jej wzrok? A jeśli nie dostanie się na studia? A jeśli marzyła o chłopcu? A jeśli miało być jedno, a są dwoje? Antykoncepcja, in vitro, aborcja i eutanazja to ta sama filozofia, choć ranga czynów różna. Trzeba widzieć przyczynę i skutki. Ktoś musi krzyczeć: „Nie zbliżaj się tu! Zdejmij sandały z nóg, gdyż miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętą”.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...