Wypowiedź monsignore Williamsona nie jest przypadkową gafą, lecz przejawem sekciarskiej mentalności.Mamy do czynienia z wirusem paranoidalnego postrzegania świata, kombinacją strachu i agresji, atakującym tych, którzy stracili zdolność komunikacji ze światem. Tygodnik Powszechny, 22 lutego 2009
Sobór Watykański II był owocem duszpasterskiej mądrości oraz odpowiedzialności teologów i przedstawicieli Kościoła, którzy widzieli, że „antymodernistyczna wojna” (kontynuowanie reakcji na traumę europejskiego katolicyzmu w wyniku rozwoju wydarzeń po rewolucji francuskiej) oznaczałaby paraliż Kościoła i wciągnięcie go w ślepą uliczkę historii, na pozycje sekty właśnie. Zamiast tego, Kościół inspirował się doświadczeniem katolicyzmu amerykańskiego, który nowoczesne środowisko społeczeństwa pluralistycznego potraktował bardziej jako szansę niż zagrożenie.
Aprioryczny strach przed jakąkolwiek zmianą kursu, odrzucanie krytycznej autorefleksji i następujące potem turbulencje oraz zjawiska kryzysowe okresu posoborowego wywołały u pewnej części katolików „szok kulturowy”. Powodów do niepokoju było niemało.
Seminaria wbrew oczekiwaniom opustoszały, wielu księży i zakonników porzuciło swoją posługę, do głosu doszły tłumione spory teologiczne. Niektórzy radykalni zwolennicy „ducha Soboru” do tego stopnia zsekularyzowali treść swoich kazań, że zamiast mówić o Bogu, nieustannie mówili o prawach człowieka, ekologii i feminizmie, i dlatego ich kościoły zaczęły świecić pustkami – ludzie przestali rozumieć, po co mają w świątyni na nowo słuchać tego, co nieprzerwanie wałkowane jest w mediach.
Ci, którzy hasła Soboru – dialog i aggiornamento (uwspółcześnienie czy raczej aktualizacja) – potraktowali powierzchodnie, jako wezwanie do wyprzedaży własnej chrześcijańskiej tożsamości, bardzo przysłużyli się drugiemu ekstremizmowi – tym, którzy owe wezwania całkowicie odrzucili.
Akt trzeci: recydywa triumfalizmu?
Ikoną ultrakonserwatystów stał się abp Lefebvre, związany z faszyzująco-nacjonalistycznymi kręgami (zwłaszcza z Le Penem), który odmówił podpisania dokumentów Soboru o wolności religijnej, ekumenizmie i dialogu międzyreligijnym. Kręgi te postrzegały Sobór jako spisek – i tak jak przed stu laty, uważały, że stoją za nim Żydzi, masoni i komuniści. Więc kiedy ze „świata komunistycznego” wynurzył się polski papież i zaczął modlić się wspólnie z tybetańskim Dalajlamą, buddyjskimi mnichami, kapłanami szintoistycznymi, muzułmańskimi imamami i żydowskimi rabinami, kiedy odwiedził rzymską synagogę i w meczecie ucałował Koran, było już dla nich wszystko jasne.
Kościół i jego papieża uznali za odstępców i zaczęli budować własny, próbując powrócić do świata, który już nie istniał. Już tradycyjny katolicyzm XIX wieku opierał się w pewnej mierze na romantycznej idealizacji średniowiecza – a nowa recydywa tej nostalgii nabrała rysów tragikomicznych, przyciągając ludzi o doprawdy dziwnej mentalności. Dobrze pamiętam pewną wizytę w Econe – w tym skansenie triumfalizmu pobożność zmieniła się w bigoterię, teologia w ideologię, liturgia w romantyczny spektakl. W ich publikacjach hermeneutyka jako główna metoda pracy teologicznej i interpretacji tekstów biblijnych została zapomniana, ponownie nastał fundamentalizm.
Największym odstępstwem „tradycjonalistów” od zasad katolicyzmu jest jednak ignorowanie tradycji, tego żywego nurtu interpretacji i reinterpretacji Pisma Świętego i „skarbca wiary”, stanowiącego rdzeń teologii. Tradycjonaliści są de facto heretykami (słowo to pochodzi od czasownika „wybierać sobie”), ponieważ redukują tradycję do jednego fragmentu, najmniej szczęśliwego okresu Kościoła w defensywie przed nadchodzącą moderną.
Próba zachowania owej alternatywy wobec Kościoła posoborowego doprowadziła arcybiskupa Lefebvre’a w czerwcu 1988 r. do decyzji bezprawnego wyświęcenia jego następców – a w rezultacie do schizmy, za którą w Kościele automatycznie następuje kara ekskomunik i dla wyświęconych i dla udzielających święceń. Tak oto doszło do wspomnianych ekskomunik, które z kolei formalnie zostały ogłoszone przez Jana Pawła II.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.