Wypowiedź monsignore Williamsona nie jest przypadkową gafą, lecz przejawem sekciarskiej mentalności.Mamy do czynienia z wirusem paranoidalnego postrzegania świata, kombinacją strachu i agresji, atakującym tych, którzy stracili zdolność komunikacji ze światem. Tygodnik Powszechny, 22 lutego 2009
Wydarzenia w Kościele katolickim interesują społeczność niekatolicką także dlatego, że Kościół jest od stuleci największą jednolitą pod względem światopoglądowym całością na naszej planecie, a zatem i znaczącym „globalnym graczem”.
Jeśli w części Europy jego wpływ słabnie, to tym bardziej rośnie on na kontynentach przyszłości: w Azji i Afryce. Wszystkie inne wielkie grupy religijne, od muzułmanów i buddystów po chrześcijan niekatolików, dzielą się na ogromną liczbę nurtów i odgałęzień, które czasami nie tolerują siebie nawzajem. Czy coś podobnego, jak wskazywałby casus eks-ekskomunikowanego monsignore Williamsona, czeka również Kościół katolicki?
Akt pierwszy: „My jesteśmy papieżem”
Ten przypadek miał do tej pory kilka faz.
W pierwszej, tuż po medialnym skandalu z wypowiedziami Williamsona, negującymi rozmiary i charakter Zagłady Żydów, i atakach na Papieża, rzekomo rehabilitującego ludzi negujących Holokaust, wielu ludzi zorientowanych w problemie zamierzało jednoznacznie bronić Benedykta XVI. Papież rzeczywiście w chwili podpisywania dekretu, zdejmującego karę ekskomuniki za bezprawne przyjęcie sakry biskupiej z rąk abp. Lefebvre'a (czyli wywołanie schizmy) nie miał pojęcia o wypowiedziach Williamsona dla szwedzkiej telewizji.
Pogląd, że Papież mógłby tolerować kwestionowanie Holokaustu czy jakiekolwiek antysemickie postawy, a nawet z nimi sympatyzować, albo że Kościół rewiduje swój pozytywny stosunek do Żydów, wyrażony w dokumentach Soboru Watykańskiego II i w licznych gestach papieży minionego półwiecza, jest absurdalny i może go wygłaszać tylko ktoś, kto nie rozumie lub nie chce rozumieć spraw Kościoła.
Reakcje przedstawicieli społeczności żydowskiej, polityków niemieckich i dysydentów kościelnych, wzywających wręcz do abdykacji Papieża, wydawały się – i w znacznej mierze były – rzeczywiście nieadekwatne. Skandal mógł po prostu bez rozgłosu zakończyć się tym, co faktycznie nastąpiło: że Papież swój dotychczasowy stosunek do Żydów i Holokaustu raz jeszcze potwierdził, a wypowiedzi Williamsona zdecydowanie odrzucił. W internecie oprócz protestów pojawiły się także petycje z wyrazami poparcia dla Papieża, przypominające tytuły niemieckich gazet po wyborze Benedykta XVI – „My jesteśmy papieżem”.
Sprawa jawiła się więc do tej pory jako kopia wcześniejszych medialnych uproszczeń wypowiedzi Papieża, z których najpoważniejszym było wyrwanie cytatu średniowiecznego cesarza na temat Mahometa z wykładu w Ratyzbonie. Ta medialna nieodpowiedzialność i żądza sensacji skończyła się wtedy akcjami muzułmańskich radykałów, podpalaniem kościołów, a nawet zabójstwem kilku osób duchownych.
Te same media, które podburzały społeczność muzułmańską, potem z satysfakcją pokazywały „atrakcyjne” zdjęcia barbarzyństwa islamskich radykałów. Obecne zamieszanie wywołało jedynie walkę na słowa, ale stał też za nią „drobny manewr” w sferze informacji, sugerujący, że Williamson został kiedyś potępiony, a teraz zrehabilitowany za swoje „konserwatywne poglądy”.
Ekskomunika Williamsona nie dotyczyła jednak poglądów, a już z całą pewnością nie poglądów politycznych: miał to być pierwszy krok w procesie pojednania lefebrystycznych sekciarzy z Kościołem katolickim. Ci, którzy proponują czy radzą Papieżowi, żeby ponownie ekskomunikował biskupa-lefebrystę, mają chyba niewielkie pojęcie o prawie kanonicznym.
Ekskomunika, najwyższa z możliwych kar kościelnych, nie jest samowolną akcją rozgniewanych hierarchów, lecz aplikacją przepisów kodeksu prawa kanonicznego. Z Kościoła katolickiego nikt nie może zostać wydalony za poglądy polityczne ani za grzech kłamliwej interpretacji historii.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.