O. Jan Góra: "Sacrum stało się bardziej dzikie. Dawniej było modelowane przez Kościół, ułożone w domu, a teraz wylało się z ram kulturowych. Nie warto nad tym biadolić." Tygodnik Powszechny, 7 czerwca 2009
Swego czasu kard. Ratzinger mówił, że żyjemy w czasach, w których silna jest pokusa działania bez Boga czy obok Boga – autonomicznie. Młodzi ludzie często mówią, że rzeczywiste, czyli prawdziwe jest tylko to, co samemu się wytworzy. Tymczasem te 100 tys. osób przyjeżdżających na Lednicę stara się wypatrzyć Boga jako Kogoś jak najbardziej rzeczywistego. Jak można im w tym pomóc?
Nie wiem. Wiem tylko, że w nich jest ogromne pragnienie Boga, często nieuświadamiane. Wiedząc to, rzucam pomysł i czekam. I to czekanie jest najtrudniejszą dla mnie próbą.
Za mojej młodości mówiło się, że sacrum się kurczy. I dzisiaj tak się mówi. Ale ja się z tym nie zgadzam. Jest nowe pokolenie, pokolenie JP2, które odważnie niesie Boga w przestrzenie, w których przedtem Go nie było.
Trzeba tylko w tym pomóc i siać, siać, siać... Niektórzy zarzucają mi, że żyjąc obsesją Lednicy, nie umiem dostrzec realności. Możliwe, że tak jest, ale ja uważam, że największą realnością jest sam Pan Bóg. Wszystko więc trzeba widzieć w Bogu – bez Niego to puszenie się w świecie nie ma żadnego sensu. Moim problemem jest to, że nie rozumiem świata bez Boga.
Patrząc na tych młodych ludzi, dostrzega Ojciec jednak jakieś różnice w pojmowaniu przez nich sacrum?
To sacrum stało się dzisiaj bardziej dzikie. Dawniej było modelowane przez Kościół, ułożone w domu. Teraz wylało się z ram kulturowych. Ludzie wcale nie są mniej wrażliwi i religijni, tylko bardziej dzicy. Nie należy jednak nad tym biadolić, bo to stwarza Kościołowi ogromną szansę. Ale pod jednym warunkiem: że nie przyjmiemy optyki konsumpcjonizmu i myślenia schematami tego świata. Kościół przecież nie ma nic do dania, jeśli to dawanie mierzyć kategoriami tego świata: piwa, coca-coli i telewizji. Musi więc dać coś innego.
Ja żyję w tym świecie, choć świadomie poza jego kategoriami. Potrafię też posługiwać się jego narzędziami. Ale moim celem nie jest ten świat i nie taki cel wskazuję młodym ludziom.
Rzeczywiście, narzędziami tego świata posługuje się Ojciec bardzo sprawnie. Krąży nawet taka opinia, że Ojciec jako jeden z nielicznych nie daje się manipulować mediom, bo skutecznie je uwodzi.
Nie traktuję mediów instrumentalnie. Lubię media i zwracam się do nich „po prośbie”, aby mi pomogły, czyli pomogły sprawie. I muszę powiedzieć, że ci, którzy ze mną poważnie rozmawiali, zawsze potem pomagali.
Ze wszystkiego u mnie można zrobić aferę, ale dziennikarze tego nie czynią, gdy dostrzegają, że służy to wielkiemu dziełu. Widzą, że ja wychowuję, a nie tresuję.
Kilka dni temu młody chłopak, który deklaruje, że jest niewierzący, zapytał mnie: „Czy mogę z panem jechać na Lednicę, bo słyszałem, że tam jest fajnie?”. Zabrałem go. Wieczorem znowu zadał mi pytanie: „Ojcze, czy mogę się do was zapisać?”. Wcześniej powiedziałem mu tylko, że trzeba się umieć zwracać do ludzi, bo to element naszej kultury. Choćby ten chłopak tylko to miał wynieść z Lednicy, to i tak odniósł sukces.
Wszystkim, którzy przybywają na Lednicę, Ojciec coś materialnego daje. W ten sposób stara się Ojciec odkurzyć rozmaite symbole. Po co?
Symbol to przyspieszacz, kondensacja. Dzięki niemu więcej mówimy, niż mówimy, szybciej docieramy, niż docieramy – po prostu: wyprzedzamy czas. Ja nie mam czasu na ględzenie; każdy, kto na Lednicy podchodzi do mikrofonu, musi się liczyć z tym, że ludzie objawią niecierpiącą zwłoki konieczność udania się do ubikacji. Musi więc mieć w sobie ładunek mocy. Jeden z biskupów mnie zapytał: „Dlaczego jak ja zaczynam mówić, to ludzie zaczynają się kręcić i rozpraszać, a ty wieprza prowadzisz i nikt się nie rusza?”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.