Ani kapłan, ani błazen

Kołakowski krytycznie oceniał wszelkie próby wciągania Kościoła do polityki, ale nie negował społecznej roli, jaką winno odgrywać chrześcijaństwo, szczególnie w trudnych momentach przełomu. Tygodnik Powszechny, 26 lipca 2009


Dla zwolenników tego kierunku – a emblematyczną jego postacią jest Erazm z Rotterdamu – Jezus Chrystus był przede wszystkim nauczycielem etyki, przynoszącym ludziom Dobrą Nowinę o tym, jak mają żyć, aby nie poddać się tyranii przemocy i nienawiści.

Drugi z nurtów to religijność chrześcijaństwa mistycznego. Mistyków fascynuje poszukiwanie drogi dostępu do Boskości; zła, którego doświadcza człowiek, nie utożsamiają jedynie z grzechem, ale kładą nacisk na oddalenie od Boga; nicość ziemskiej egzystencji przeciwstawiają boskiej Pełni i dążą do jej osiągnięcia. Dla mistyka Chrystus-Logos jest nie tyle nauczycielem życia, co mistycznym oblubieńcem duszy.

Bliska była Profesorowi etyka ewangeliczna, rozumiał tych, którzy jak Erazm przywiązani byli do Kazania na Górze i przyjmowali jego proste, acz wymagające zalecenia. Uważał jednakże, że podstawowe zasady ewangelicznej etyki nie są zastrzeżone dla członków chrześcijańskiej wspólnoty, są „najbardziej niezmienne w moralnej nauce wielu proroków religijnych i wielu wielkich filozofów: nie istnieje prawo do nienawiści, bez względu na okoliczności; nonsensem jest powiedzenie, iż ktoś zasługuje na nienawiść; jest w naszej mocy żyć bez nienawiści; nienawiści się wyrzec nie znaczy wcale wyrzec się walki; [niegodziwością jest] nienawiść zaprzęgać do służby sprawiedliwości” („Wychowanie do nienawiści, wychowanie do godności”, 1977).

Przytoczone powyżej słowa napisane były w konkretnych okolicznościach historycznych – oto w Polsce działa KOR, którego zagranicznym przedstawicielem był Kołakowski, organizują się inne grupy opozycyjne, społeczeństwo budzi się z letargu. Można powiedzieć, że była to próba sformułowania etycznego programu polskiej opozycji, który ostatecznie legł u podstaw pierwszej Solidarności.

Kołakowski zdawał sobie sprawę z doniosłego znaczenia obecności Kościoła w sprzeciwie wobec totalitarnej przemocy, ale daleki był od instrumentalnego traktowania instytucji religijnej dla działań politycznych. Był przekonany, że zmienia się coś więcej, że wyczerpał się arsenał antyreligijnych argumentów, najdobitniej sformułowanych przez myślicieli Oświecenia. Jak pisał: „za dużo ciosów nasza religia Rozumu doznała, a wolterianinem być dzisiaj to żyć w marzeniach dziecinnych, naśladować rzeczy kulturalnie martwe, a rozum i wiara przestały być opcjami czystymi i opozycyjnymi”.

Jakich to ciosów owa religia Rozumu doznała? O jaki tutaj Rozum chodzi? Kołakowski odróżniał Rozum od rozumu. Rozum prometejski („heglowskie ukąszenie”!) aspirował do odgadnięcia ostatecznych zagadek życia i świata, aby na tej podstawie sformułować program totalnego uzdrowienia świata. Ten Rozum objawił się w postaci totalitarnych systemów.

Ale nie unieważniło to znaczenia rozumu, tego pisanego małą literą, którym trzeba posługiwać się dla poznawania i oswajania świata (to sprawa nauki), a także w codziennym życiu. Ważna dla Kołakowskiego była krytyczna rola rozumu, wysiłek nieustannego kwestionowania uznanych oczywistości. Był sceptykiem, ale nie był to sceptycyzm nihilistyczny, niszczący wszystko, lecz metodologiczny, każący ważyć wszystkie racje, zanim uzna się jakąś myśl za prawdziwą.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...